poniedziałek, 14 stycznia 2013

Starość

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy ma swoich zwolenników i przeciwników. Po słynnych słowach Jurka Owsiaka dotyczących eutanazji zawrzało, a co poniektórzy zaczęli wycofywać swoje poparcie dla Orkiestry. Niektórzy zaczęli się nawet ślinić z radości, na myśl, że idea Orkiestry i sama Orkiestra nie wytrzyma krytyki i słupki poparcia finansowego oraz emocjonalnego pójdą w dół. No to sobie niektórzy pogadali. 
Bardzo się cieszę, że Jurek Owsiak rozpoczął dyskusję o naszej, polskiej starości. O życiu w ciężkich warunkach, czekaniu na wizytę u kardiologa rok. Powiedzcie mi co pomoże kardiolog za rok przy rozwijającej się wieńcówce? Chyba żeby prywatnie, a na prywatnie nie każdy ma. Poza tym dlaczego, skoro pracował, płacił, jako emeryt też płaci. Zaklęty krąg niemożności.
 O ile dziećmi zajmują się u nas różne organizacje, i chwała im za to, o tyle o ludziach starych nie mówi się prawie nic. Ot, czasami właśnie kolejki w przychodniach, albo optymistyczne relacje z codzienności stulatka, który jeszcze potrafi zaparzyć sobie herbatę. 
Mogłabym pisać ogólnikami i oburzać się na wszystko co się da, tak ogólnie. Ale to byłoby przelewanie z pustego w próżne. Napiszę o czym innym i to będzie z brutalnego życia wzięte.

Babcia Tekla, o której na tym blogu często wspominam żyła ponad dziewięćdziesiąt lat. Babcia bardzo długo trzymała formę i nie wymagała jakiejś szczególnej opieki, oprócz tego co standardowe czyli: prania, sprzątania, przygotowywania posiłków. Oprócz tego babcia długo była bardzo samodzielna i doskonale sobie radziła. Ale cóż, z wiekiem postępowała skleroza, która z czasem przerodziła się w Zespół Otępienia Starczego. Nie w Alzheimera, ten występuje wcześniej. Potem babcia złamała nogę w udzie i musiała przejść operację i wszczepienie endoprotezy. Jako dziewięćdziesięciolatka. Zostałam uprzedzona, że po operacji trwającej prawie cztery godziny szare komórki ulotnią się z babci mózgu z prędkością światła. Chirurg wiedział co mówi.
Po przywiezieniu  do domu ze szpitala spionizowanej babci  załamałyśmy ręce, bo kartoteka swoje, a babcia swoje. Ze świeżo wszczepioną protezą, mocno nadpobudliwa babcia chciała wstawać., ale mogła tylko leżeć. Nie poddałyśmy się  i dzięki kuzynce, która zajęła się rehabilitacją babci  wyszłyśmy na prostą. Na dwa miesiące. Potem zaczęło się wszystko od nowa, a babcia przestała chodzić na amen. Znowu stała się nadpobudliwa, cały czas pytała  o bliskich zmarłych, duchy zaczęły chodzić po pokoju, przestała nas poznawać. Zaczęła się denerwować na nasz widok. Nie chciała jeść, przyjmować lekarstw.Nie wspominając o odrzucaniu pampersów, i chronicznej bezsenności. Było nam bardzo ciężko. Nie przespana noc przechodziła w dzień, a w dzień trzeba było iść do pracy, gotować obiad, poprać, posprzątać cokolwiek i oczywiście dbać o babcię. Karmić, myć, przewijać, przebierać, walczyć z odleżynami, które po pobycie na płucnym wystąpiły ze zdwojoną siłą. W domu babcia miała materac przeciwodleżynowy, maści, opatrunki, specjalne plastry na odleżyny, masaże. Po dziesięciu dniach w szpitalu była katastrofa, mimo że chodziłam do babci dwa razy dziennie, na zmianę z mamą, masowałam, karmiłam, przebierałam i, nie chodziłam z pustymi rękami. Ta naiwność człowieka, że jak kupi kawę, czekoladki, to ktoś się zajmie...
Babcia umierała długo. Ile razy słyszę o dawanych jeszcze na koniec kroplówkach, żeby przedłużyć jeszcze o tydzień życie, komuś z kogo to życie już uciekło i cierpi pogrążony w malignie, to zastanawiam się komu jest potrzebne przedłużanie życia na siłę. W momencie, gdy już widać plamy opadowe. Babcia całe szczęście miała dosyć rozsądną lekarkę, ale to nie norma.
Gdy problemy z ZOS się nasiliły, a ja biegałam od apteki do apteki, sama bliska obłędu, poradzono mi wizytę u psychiatry. Byłam tak wykończona, że nie namyślając się długo wykręciłam numer do znajomego lekarza. Wiem, że nie każdy tak ma, ja miałam szczęście.
Na następny dzień w czasie wizyty lekarz wytłumaczył mi, że mając w domu osobę tak chorą jak moja babcia cała rodzina jest chora. Przepisał leki dla babci, codziennie wieczorem, telefonicznie, zdawałam mu relację z reakcji babci na leki.  Lekarz opowiadał mi, że w Niemczech rodziny, w których występują przypadki chorób otępiennych, bo tych chorób jest cała gama, te rodziny mają obowiązek wziąć dwa tygodnie urlopu w roku od zajmowania się osobą chorą. Wtedy taka osoba trafia do szpitala na przystosowany oddział. Chodzi o to, żeby opiekunowie nie zamieniali się w zbyt szybkim tempie we wraki ludzkie. Znam przypadki, gdzie dzieci opiekowały się rodzicami przez wiele lat, a potem, po ich śmierci, same umierały dość szybko. Tak miały wycieńczony organizm. U nas się nie oddaje babci do szpitala, bo zaraz mówią, że rodzina sobie bimba - chce odpocząć, taka fanaberia.
Opiekowałyśmy się babcia do końca. 
Kompletnie wycieńczone organizmy regenerowałyśmy prawie trzy lata, uprzedzone przez lekarkę, że "dochodzenie do siebie" mniej więcej tyle potrwa. 
Byłyśmy bardzo zżyte z babcią i miałyśmy jakie takie warunki by się nią opiekować, ale nie każdy tak ma. Chciałabym żeby było więcej przyzwoitych domów opieki, domów spokojnej starości, lekarzy geriatrów i w ogóle lekarzy, którzy orientowaliby się w schorzeniach starego człowieka i diagnozując dziewięćdziesięcioletniego staruszka, w jeszcze niezłej kondycji widzieli, że drżenie rąk, to objaw starości, a nie Parkinson, zapominanie co się na obiad jadło, to nie Alzheimer tylko starość lub właśnie otępienie starcze. To po prostu starość, ten cholerny sks.
A każdy z nas jak dożyje to też będzie stary - nie ma zmiłuj.

2 komentarze:

  1. Żyjemy w społeczeństwie, w którym o starości i umieraniu nie rozmawia się, to trudny temat, mało popoularny. Lubimy oceniać, bo przychodzi nam to łatwo, zwłaszcza tym co są oderwani od rzeczywistości i nie doświadczyli żałoby i śmierci, oraz samotności.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, starość nie jest medialna, nie jest ładna. To takie zaklinanie rzeczywistości, dopóki starość nas nie dotyka bezpośrednio, to udajemy, że jej nie ma. A potem płacz i zgrzytanie zębów, gdy najbliżsi zaczynają chorować, wymagać opieki i nadzoru. To są bardzo trudne sprawy, dlatego dobrze, że zaczyna się o nich mówić. Dlatego napisałam szczerze jak to jest, może to komuś pomoże, choćby w decyzji by iść do lekarza psychiatry. Bo przecież do psychiatry też się w naszym społeczeństwie nie chodzi.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń