niedziela, 31 marca 2013

24 godziny

Dwadzieścia cztery godziny dzielą dwa zdjęcia, jakże różne. Jeszcze wczoraj podążałam do kościoła, by tradycyjnie, jak co roku poświęcić pokarmy. Dzień był ładny, przyświecało słońce, spotkałam znajomych. Wiało optymizmem. Podbudowana energetycznie, nie dość, że zrobiłam więcej niż planowałam, to jeszcze zaczęłam czytać książkę, którą skończyłam dzisiaj. Tak mnie do siebie przyssała, i jedyne czego mi żal, to tego, że już ją skończyłam, to "Antykwariusz" Aleksandra Buszkowa. Rewelacyjny, po prostu. Dzisiaj, cóż...   jest dzień nadziei, która zawsze umiera ostatnia, czasami jednak umiera. Rano otworzyłam zapuchnięte powieki i doszło do mnie, że: muszę przesunąć czas o godzinę do przodu - ałć, boli! spałam dłużej niż planowałam, wstałam i rozsunęłam zasłony - biel  śniegu biła po oczach, jeszcze sadzą, pyłem i prozaicznym brudem nieskażona.  W ciągu dnia przez moment błysnęło słonce, którego nie ma na zdjęciu. Odśnieżyłam, ciężki, mokry śnieg, sama zmieniona w ruchliwego bałwana. 
Teraz już nie sypie, jutro zobaczymy co dalej, nie dość, że pierwszy kwietnia, to jeszcze lany poniedziałek.
koszyczek ubierałam osobiście :)
Czeka nas bitwa na kulki :)

A to zasypany ogród, przy domu widać było tylko  ślady kocich  i  ptasich łapek.

A i gil dzisiaj  przyleciał, był śliczny! Zorientował się, że przy domu może zjeść i bardzo odważnie ustawił się w kolejce  wśród  srok, wróbli i szpaków


piątek, 29 marca 2013

Życzenia wielkanocne



Radosnych i wiosennych Świąt Wielkanocnych oraz wszelkiej pomyślności w życiu  osobistym i zawodowym  -  życzę wszystkim  wielu  spełnionych marzeń :)

wtorek, 26 marca 2013

Gazeta Krakowska w specjalnym dodatku Polska Cafe poleca mojego Nieboszczyka :))

"Wszystkie grzechy nieboszczyka" poleca Gazeta Krakowska w specjalnym dodatku Polska Cafe heatsetowym. Sprawdziłam znaczenie  słowa heat set, jest to druk offset na "gorąco", na papierze dobrej jakości. Oczywiście ściągnęłam sobie za całe 2.46 wczorajsze wydanie Gazety Krakowskiej i wiem co napisali :) a nawet poniżej zamieszczam, jakość taka sobie,zdjęcie zrobiłam telefonem komórkowym, ponieważ Gazety dzisiaj już w kiosku nie uświadczy. Nie powiem, jest mi miło jak widzę własną książkę polecaną w rubryce kryminały. A nawet bardziej niż miło, cieszę się po prostu. Może przy którejś z kolei książce ta radość, że ktokolwiek czyta to co napisałam będzie mniejsza, ale na razie taka świadomość mobilizuje do dalszej pracy. 




Poniżej "Wszystkie grzechy nieboszczyka" w dobrym towarzystwie :)
Nic tylko czytać


czwartek, 21 marca 2013

Zimny trup

Recenzja "Wszystkich grzechów nieboszczyka" ukazała się nie tylko na internecie, ale także w prasie codziennej.
Jestem autentycznie wzruszona, a  przy okazji zapraszam na stronę klubu MOrd www.klubmord.com
Na tej stronie wiele ciekawych informacji o kryminałach, recenzji i oczywiście księgarnia klubowa.
Zapraszam :)

środa, 20 marca 2013

Środa z książką - czytadła

Ostatnio coraz częściej przewija się w różnego rodzaju artykułach termin "czytadło". Oczywiście artykuły, czy też internetowe dyskusje dotyczą książek. Zauważyłam, że termin ten ma w dyskusjach dwa odmienne znaczenia: negatywne, lekceważące, wręcz pozbawiające książkę jakichkolwiek wartości i, co mile zaskakuje, pozytywne, ciepłe. 
Zastanowiło mnie to i sięgnęłam po pierwsze do  Wikipedii gdzie znalazłam następujące określenie: 
"czytadło - książka, którą się łatwo i przyjemnie czyta, ale o niewielkiej wartości literackiej". Coś w tym jest. Ja książki dzielę na dobre i złe. Nie ma znaczenia przez kogo i kiedy napisane. Mogę się zaczytać w "Emancypantkach", a odsunąć z grymasem znudzenia promowaną wszędzie nową książkę znakomitości. Piszę ogólnie, ostatnio niczego z nijakim grymasem nie odsuwałam; wręcz przeciwnie, tyle świetnych książek czeka w kolejce do czytania, a ja nie nadążam z czasem. 
Jest takie określenie "chała", ono dobrze pasuje do książek, które w żaden sposób nie zaspokajają potrzeb czytelniczych, to znaczy: nie czyta się ich szybko i przyjemnie, nie przenoszą nas w inną rzeczywistość, nie odrywają od garów i zrzędzących bliskich, nie uczą nas niczego nowego, a nawet starego. Nie da się ich czytać. Miałam chyba spore szczęście, bo już od dawna nie miałam w dłoniach takiej książki. Złej książki. 
A z drugiej strony będę na moment adwokatem diabła... zdarzyło mi się, że zaczęłam czytać książkę i nie mogłam, coś mi nie grało, wszystko drażniło. Odłożyłam ją na bok, szkoda było czasu na czytanie. Po bodaj dwóch latach przez przypadek wróciłam do niej i byłam zachwycona. To była bardzo dobra książka, tylko należało ją czytać w określonych okolicznościach. Wszystko jest względne. 
Pozdrawiam czytających, czasami warto wrócić do porzuconych książek i dać im drugą szansę. Sobie też :)

wtorek, 19 marca 2013

Konkurs - można wygrać "Wszystkie grzechy nieboszczyka" !!!

Poniżej podaję link do strony konkursowej. Konkurs ogłosił serwis informacyjny Warszawa Nasze Miasto, pytanie ciekawe, odpowiedzi sporo, ale można brać udział do 5 ego kwietnia. Zachęcam do uczestnictwa w konkursie, w puli jest 10 książek :)

A przy okazji  możecie przeczytać recenzję książki zamieszczoną w tymże serwisie: http://www.polskatimes.pl/artykul/785627,tajemnice-biurka-bozeny-kryspin,id,t.html?cookie=1 
Jedno zdanie szczególnie przypadło mi do gustu: " Wokół rozbuchane lato, a tu zimny trup". Nic dodać, nic ująć ;)

I jeszcze  jedna informacja: na fejsbuku, na stronie Książka zamiast kwiatka, także można wygrać "Wszystkie grzechy nieboszczyka". Książka do wygrania w konkursie wiosenno wielkanocnym. Wystarczy w polu komentarze wpisać życzenia wiosenno wielkanocne. Nic więcej. Zabawa trwa do jutra, zwycięzca otrzyma książkę z moim autografem oraz miłym wpisem :)

miłego dnia od rana, ten już się kończy :)))



środa, 13 marca 2013

Środa z książką "Kod Leonarda da Vinci"

Poszedł biały dym, znaczy mamy papieża. Jeszcze tylko ileś tam minut dzieli nas od poznania jego danych.
 A dzisiaj dla przypomnienia książka dużo lepsza od filmu - ja na filmie przysypiałam, a książkę czytałam dwa razy.

poniedziałek, 11 marca 2013

Siekiera

Siekiera jaka jest, każdy widzi. Trzonek spory, ostrze wyszlifowane pod kątem, gotowe do przecinania. Taka mniejsza, poręczniejsza wersja topora katowskiego. Taką to siekierką posługuję się codziennie rąbiąc drewno. Można się przyzwyczaić a nawet polubić. Ostatnio jak tak sobie rąbię to  myślę o tych wszystkich odrąbanych głowach toczących się z pieńka katowskiego. Maria Stuart na przykład, biedna kobieta miała pecha, kat jakoś nie umiał się ustawić, a może nie wziął odpowiedniego zamachu i musiał kilka razy ciąć by w końcu głowę oddzielić od tułowia. A potem ponoć piesek maleńki spomiędzy szat królowej wybiegł. A Anna Boleyn piękna żona Henryka VIII czy Katarzyna Howard, duże ryzyko zawodowe na stanowisku królowej :)  
Czasami przypominam sobie "Morderstwo na mokradłach" i odciętą głowę schowaną wśród dyń. Odciętą, ale umytą. Książkę nadal polecam, a dla tych którzy już przeczytali informacja: czekają nas następne przeżycia w towarzystwie Alfreda Bendelina. 
Przypomina mi się także "Większy kawałek świata" i podstawowe wyposażenie Tereski i Okrętki. Siekiera musiała być!
Ale w stosunku do siekiery trzeba zachować daleko idącą ostrożność, powiedziałabym nawet: nieufność. Dwa dni temu przerąbywałam wyjątkowo twardy i zawzięcie uparty kawałek drewna. I wymierzyłam tak niekoniecznie centralne. Siekiera bokiem ostrza zahaczyła o mój lewy palec serdeczny i ( na szczęście) obsunęła się. Palec boli, ale cały. A byłoby prawie jak w tym dowcipie:
Rozmawiają ze sobą dwie sąsiadki:
- Pani kochana, ten  mój mąż to ma szczęście?
- A co się takiego stało?
- Wykupił polisę od nieszczęśliwych wypadków i zaraz na drugi dzień wpadł pod samochód.
Miłego dnia :)))

sobota, 9 marca 2013

Smaki dzieciństwa

W soboty mam stały plan dnia. Cmentarz, czyli odwiedziny u rodziny, potem drobne zakupy i wizyta w cukierni. W Oświęcimiu cukierni dostatek i to oferujących dobrej jakości wypieki. Na zasadzie: "dla każdego coś smacznego".  Dzisiaj zachciało mi się rurek ze śmietaną. Z ciekawości. Nie pamiętam kiedy ostatni raz je jadłam, ale było to na pewno wiele lat temu. Kiedyś, w dzieciństwie i w czasach, gdy byłam małoletnią panienką rurki z kremem stanowiły stały element deseru. Tak samo jak kremówki. Pierwsza klasa. Wracając do rurek. W dawnych czasach były chrupiące, słodkie, nabite bitą śmietaną. Wprost rozpływały się w ustach. Te dzisiejsze nadal był świeże, chrupiące oraz słodkie, tylko śmietana wyparowała. I zastanawiam się jak to jest możliwe ponieważ na moich oczach sprzedawczyni te rurki szprycowała śmietaną. Były pełne. A jak przyszłam do domu, a nie szłam godzinami, to już się śmietana ulotniła. Będę musiała przeprowadzić śledztwo, najlepiej z podręcznikiem do chemii w ręku. Albo do fizyki.
Wam też się tak zdarza?

piątek, 8 marca 2013

Kryminalny piątek - Pozory

Magma II
Morderstwa stołowe
KAW 1987 rok

W ramach wypoczynku oraz relaksu umysłowego sięgnęłam po znakomity zbiór opowieści z życia wziętych, czyli morderstw stołowych. Soczysty język pełen obrazowych porównań przykuwa uwagę oraz mój pogarszający się wzrok i założenie, że przeczytam tylko jedno krótkie opowiadanie, wzięło niestety w łeb. Albo stety. Książkę polecam wszystkim, którzy niekoniecznie muszą cały czas czytać śmiertelnie poważne kryminały rodem ze Skandynawii. 
Dzisiaj coś na ząb - na zachętę krótkie streszczenie opowiadania pod znamiennym tytułem :"Pozory".
 Pozory są przecież takie ważne ;)

Małżonka właściciela taksówki bagażowej, Gustawa D. wezwała  do domu lekarza. Był potrzebny by stwierdzić nieodwracalny zgon ukochanego małżonka. Lekarz nie stwierdził, bo mu się sytuacja i wizerunek zewnętrzny denata niezbyt podobały. Gustaw D. był poobijany, oblepiony zaschniętą krwią, miał rozległe zasinienia i zadrapania. Wyglądał na ofiarę napaści a nie, jak twierdziła żona, zawału. A żona uparcie opowiadała, że małżonek wszedł, owszem w stanie wskazującym na spożycie, pokłócił się z nią, trochę się poturbowali, ale mąż był żywy. A w nocy zszedł. Jednocześnie, gdzieś po drodze stracił obrączkę i zegarek. W sprawę zaangażowała się milicja, a patolog milicyjny stwierdził zgon denata o zgoła innej porze niż podawała żona. Milicjanci zaczęli prowadzić regularne śledztwo, które zaczęło im odsłaniać  inne oblicze Gustawa D. i okoliczności jego śmierci. W wieczór przed śmiercią Gustaw D. miał spotkanie w barze z mężczyzną z teczką. W teczce brzęczało, a Gustaw D. dysponował potężną kasą. Poza tym miał spotkanie z okoliczną dziewczyna lżejszych obyczajów o ksywie "Zajączek" - od zajęczej wargi. Po 21 ej całe towarzystwo wyszło z baru i ślad po nich zaginął. Gdy milicjanci wrócili do komendy to okazało się, że nie muszą szukać wspólnika  Gustawa D. do kieliszka i likieru kubańskiego. Pan sam się zgłosił i złożył zeznania. Wynikało z nich, że Gustaw D. chciał od niego kupić samochód ciężarowy na części, a on jeszcze nie chciał sprzedać. Jednocześnie wyszło na jaw, że denat miał przy sobie trzydzieści tysięcy złotych. Wiadomo było, że te pieniądze komuś się mocno przydały. Po nitce do kłębka trafiono do "Zajączka" i jej pomocników, którzy brali udział w skubaniu Gustawa D. Tyle tylko, że skubali zbyt gorliwie i Gustaw D. zmarł. "Zajączek", dodała dwa do dwóch i poszła w odwiedziny do żony, a w zasadzie wdowy. Opowiedziała jej jak to mąż niepohamowanie rzucił się na nią, a na niego z kolei rzucił się narzeczony "Zajączka". No i tak wyszło nieszczęśliwie, więc, jeżeli małżonka Gustawa D. chce zachować dobrą pamięć o mężu, to nie ma problemu, trzeba tylko męża przetransportować z powrotem do domu i nikt się nie dowie, że mąż hulaka i rozpustnik był. Przy okazji "Zajączek" zarobiła dodatkowe jedenaście tysięcy. Za dyskrecję.
To się nazywają pozory.





sobota, 2 marca 2013

Kuweta

Idą dwa koty przez pustynię. Piach za nimi, piach przed nimi. I jeden mówi do drugiego:  - wiesz co stary, nie ogarniam tej kuwety.
Nauczona wieloletnim doświadczeniem wiem, że im mam mniej obowiązków, tym dłużej je wykonuję, a nawet czasami nie nadążam. Im więcej obowiązków, tym lepsza organizacja mojej pracy. Wiem, że jeżeli nie zrobię tego co zaplanowałam sterta niezrealizowanych zadań urośnie i już nie ogarnę tej przysłowiowej kuwety. Właśnie złapałam się na tym, że jedno zdarzenie, jedno odstępstwo od planu dnia, burzy rytm. Ale to było miłe towarzysko odstępstwo, więc nie mam specjalnych wyrzutów sumienia. A powiedzenie "nie ogarniam tej kuwety" bardzo mi się podoba. Zwłaszcza, że po wyjściu Miki z kuwety piasku u mnie na podłodze jak na pustyni :)