piątek, 17 maja 2013

Robota sama się nie zrobi

Są takie dni, gdy wszystko idzie na opak, wbrew zamierzeniom i oczekiwaniom. Staramy się na przekór rzeczywistości iść do przodu i robić swoje, ale różnie to bywa. Na dzisiaj w planach była ładna pogoda, słoneczko i ogólnie optymistycznie. Niestety najpierw było parno i duszno, potem ciemne chmury zasnuły niebo, sam widok sprawił, że ledwie żywa pogalopowałam w kierunku domu. Zanim dogalopowałam słoneczko wyszło z powrotem. Biegłam też dlatego, że kot chory, łapka nie wiadomo co się stało, ale podkulona i boli, czekamy na naszego ulubionego weta, mnie telefon padł, nie wiem co się dzieje, nawet nie wiem która godzina, bo wszystko w tej nieszczęsnej komórce. Muszę iść do jubilera niech włoży baterię do normalnego zegarka, przynajmniej w takich okolicznościach nie będę odcięta od czasu. 
Ale już jestem w domu, oczywiście nerwowo, bo kot chory ( kto miał kota chorego wie o czym piszę), żeby się uspokoić poszłam sprzątać przed domem, nawet nieźle mi poszło, tylko deszcz sobie pada momentami taki obfitszy, ale tylko momentami. 
Cokolwiek by się nie działo nie możemy się poddawać, bo przecież robota sama się nie zrobi:)
Nieraz nie chce mi się kompletnie nic, no co najwyżej koc, książka, czekolada parująca i pachnąca, i żeby się zmotywować do jakiejkolwiek pracy  powtarzam sobie to zdanie. Dałam je od siebie panu Józkowi ze "Wszystkich grzechów nieboszczyka". Wprawdzie nie jestem cieciem, ale kto tam wie co mnie czeka?
Poniżej krótki fragment książki:)

"Robota sama się nie zrobi" - ta maksyma towarzyszyła panu Józkowi całe życie. Swoje przeszedł. Teraz, na emeryturze najbardziej cenił sobie święty spokój, chociaż wiedział dobrze, że ten święty spokój skończył się w piątek z chwilą, gdy został dziadkiem. I to jakim dziadkiem! Najprawdziwszym w świecie - córka urodziła mu wnuka. Mały ważył trzy sześćdziesiąt, miał granatowe oczy i małą łysinkę po dziadku. Był śliczny, upragniony i wytęskniony. Przyszedł na świat odrobinę wcześniej i sprawił, że przyszły dziadek na moment zapomniał o swych służbowych obowiązkach.
W zasadzie pan Józio nie był na sto procent pewien, czy włączył w piątek alarm po obchodzie czy nie. Swoją niepewność zrzucał na pewien automatyzm, jaki wyrabia się w każdym człowieku, który stale robi to samo."
Bardzo lubię pana Józka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz