piątek, 31 maja 2013

Tydzień Słowackiego - podróż z Julem (6)

... Nocowaliśmy w oberży i z rana widzieliśmy wschód słońca, czysty, żadnej mgły: przepaści, błyszczące jezioro, cała Szwajcarya  pod nami, widna, jasna - a jaka cichość! Taki sam widok mieliśmy jeszcze  z góry Righi. Na tę górę wchodzą wszyscy podróżni; widok z niej rozleglejszy, ale mniej piękny; góry śniegowe w oddaleniu nie przerażają wielkością swoją rozumu, a nawet imaginacyi człowieka: można z niej patrzeć na Szwajcaryę  bez przerażenia, a ja patrząc o wschodzie słońca, mimowolnie płakałem; nie wiem dlaczego, ale mi żal  było ludzi... Z góry Faulhorn przechodziliśmy znowu do czarujących dolin Oberhassli; byłem w Rosenlaui, prześliczne widziałem lodowce, byłem w lodowych gmachach pod sklepieniami błękitnego kryształu; u nóg moich ogromne przepaści i potok lody podrywał; ze ścian gmachów, w których stałem, kropliste od słońca padały deszcze. 
Jak to smutno pomyśleć, że ty, moja mamo, z tych krótkich opisów nie będziesz sobie mogła wystawić miejsc, gdzie twój syn był, gdzie myślał o tobie. Obrazy, które sobie twoja imaginacya utworzy, będą może piękne, ale nie będą tymi samymi obrazami, które teraz ja widzę we wspomnieniach. Czyż ludzie nie wynajdą kiedy jakiego środka, któryby lepiej niż pismo i malarstwo wystawiał przedmioty? Dziwna i głupia myśl. Byłem po raz czwarty jeszcze na śniegach Grimsel, po raz czwarty nocowałem w zimnej oberży, przechodziłem śliczną drogę św. Gotharda, widziałem na niej sławny most dyabła, nareszcie po 9-dniowej podróży przybyliśmy do Lucerny, gdzie na nas nasze damy od 7 dni czekały, a przybyliśmy tam przez najpiękniejsze jezioro 4 kantonów. Byłem w kaplicy Wilhelma Tella; łódka nasza zatrzymała się przy skale, na którą bohater wyskoczył, Gesslera na jezioro odepchnąwszy; kaplica ta, tylekroć restaurowana, znajomą ci mamo, być musi. Wreszcie przez Berno wróciłem do domu; zastałem tam pełno cudzoziemców i może to z tej przyczyny wojaż zostawił mi jakiś ponury smutek i tęsknotę, bo z ciszy gór wszedłem nagle w gwar ludzi, którzy się na chwilę poznają, aby się znów rozłączyć i zapomnieć o sobie; gwar zimny, nie bawiący, nie dowcipny, nie rozumny, ale ów zwyczajny gwar świata...

Kaplica Wilhelma Tella w Szwajcarii, autor Aleksander Potocki (1776-1845) źródło Cyfrowa Biblioteka Narodowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz