środa, 31 lipca 2013

LOGOS - Fajna księgarnia w Oświęcimiu

Nawet nie wiem kiedy nastała środa. Te dni tak szybko lecą, że o wtorku dowiaduję się widząc wystawione do odbioru kubły na śmieci. O co drugim na dodatek, bo tak u nas śmieci odbierają.
 Ponieważ w niedzielę znalazłam na stronie Wydawnictwa Bellona informację o interesującej mnie książce, dzisiaj podążyłam ( w końcu) do księgarni. A tam niespodzianka, nie dość, że "Ostatnia Wielkanoc Imperatora" Aleksandra Buszkowa na wystawie, to jeszcze bardzo miła rozmowa z panią pracującą w LOGOSIE. Poznała mnie i zapytała czy ja to ja :) bardzo miło, a potem poinformowała mnie, że mój Nieboszczyk się im super sprzedaje, i sporo ludzi o niego pytało i pyta. Na wieść, że już niedługo wyjdzie nowa książka pani ucieszyła się wyraźnie, a ja ucieszyłam się, że pani się ucieszyła :) I wyszłam z księgarni wręcz wniebowzięta, aż mnie noga na chwilę przestała boleć, bo takie to było miłe. 
W Oświęcimiu są cztery księgarnie, ale to właśnie LOGOS w styczniu sprowadził do siebie książkę debiutantki. I dało się. Oczywiście najpierw u nich byłam z informacją, potem drugi raz, a potem to już poszło. Byłam także w tych innych księgarniach i nie przytoczę co usłyszałam, bo to wstyd, nie dla mnie tylko dla nich. A w LOGOSIE miło, sympatycznie i na czasie. 
Dlatego teraz czekam na ukazanie się następnej książki i jestem ogromnie ciekawa jak to będzie. Panie w LOGOSIE już znajome :)
A relacja z mojego czytania "Ostatniej Wielkanocy Imperatora" wkrótce. Czeka mnie prawdziwa uczta literacka.

wtorek, 30 lipca 2013

Wróżka prawdę ci powie?

Kiedyś, dawno temu miałam pierwszy kontakt z wróżką. Okoliczności były takie bardziej romantyczne, przy katedrze w Grenadzie śniade kobiety odziane w czarne koronki z wachlarzem w jednej a jakimś zielskiem w drugiej dłoni, przechadzały się dostojnie i namawiały na wróżenie. Schetana ciężką podróżą i zwiedzaniem skusiłam się zwłaszcza,, że chodziło o wieczną miłość, imię ukochanego i tym podobne bzdety. Młoda byłam i głupia.Podałam kobiecie lewą rękę - od serca - by ta mi wywróżyła. I cóż, nic w tym nie było nadzwyczajnego oprócz zielska na urok i tę nieszczęsną miłość. Niestety okazało się, że zbyt dużo kasy przejadłam w pobliskim Mac Donaldzie  i resztka drobniaków nie wystarczyła pazernej kobiecie, która rzuciwszy jakimś soczystym zaklęciem, nie dość, że zabrała mi resztki gotówki, to wyszarpnęła kurczowo trzymane zielsko. Miałam nauczkę na parę lat, ale wiadomo, że człowiek pamięć ma dobrą, ale krótką dlatego skusiłam się na wizytę u wróżki renomowanej, gwiazdy krakowskiego wróżbiarstwa odwiedzającej Oświęcim w ramach wypadów na prowincję. Było to też lata temu, pani przyjmowała w suterenie starej kamienicy i darła jak za woły. Wszyscy chodzili to ja też. Sympatyczna kobieta stwierdziła, że: trafi mi się małżonek bogaty rozkosznie, willa, domek letniskowy, dwa samochody, dwoje dzieci do pary i całkowity brak zmartwień. Kobieta powinna bestsellery pisać, z takim talentem to wszystko opowiadała. A jak już powróżyła i czasu zostało to porozmawiałyśmy sobie prywatnie na różne tematy i ogólne wrażenia wyniosłam dobre. Nikt mi z ręki zielska nie wyrywał.
Potem długo nic, aż w sytuacji, w której tonący brzytwy się chwyta,  napisałam esemesa do poleconej wróżki. Chodziło o zdrowie i życie osoby bardzo bliskiej. Podałam potrzebne dane, dostałam informacje zwrotne, było w nich sporo rozsądku, nic na hurra, niemniej jednak nie było mowy o śmierci, która przyszła tak szybko, że ja nie mogąc się otrząsnąć powtarzałam jak ogłupiała: ale przecież wróżka powiedziała, że wszystko będzie dobrze, miało być jedno załamanie chorobowe, taki dołek, a potem już ok. Przyznam się, że mam pewien uraz do wróżek i nawet ostatnio mając okazję wizyty u wróżki,która podobno jest bardzo dobra, odmówiłam. Wolę nie wiedzieć co mnie czeka. Na razie momentami dosyć nerwowo kasuję codzienne esemesy, kiedyś przyszło w jednym dniu sześć, obiecujące mi fortunę, wieczną miłość i inne drobiazgi. Zastanawiam się kiedy w końcu odpuszczą, ponoć z tych esemesów mają straszną kasę, a kto tam by się  martwił czymś takim jak sprawdzalność. W końcu to nie prognoza pogody, tylko czyjeś życie.


niedziela, 28 lipca 2013

Cmentarz parafialny w Oświęcimiu - parę słów, parę zdjęć

Jak wiecie ulubionym miejscem moich spacerów jest oświęcimski cmentarz parafialny. Czasami spaceruję cmentarnymi ścieżkami dla przyjemności, czasami służbowo w ramach pozyskiwania materiałów uzupełniających do książki. Innymi słowy mając sklerozę dokumentuję fotografując, a to napisy na płytach, a to nazwiska, które boję się, że ulecą mi z pamięci, czasami wyjdzie ładny widoczek. W taki sposób pracuję. Nowa książka ukaże się na początku września i myślę, że już niedługo będę mogła pokazać wam jej okładkę, a jest co oglądać :) Ponieważ duża część akcji książki rozgrywa się w obrębie cmentarza parafialnego i starego miasta, swoją drogą chciałabym przypomnieć, że my tutaj normalnie żyjemy i można przy okazji zwiedzania obozu Auschwitz zajrzeć także do miasta i spędzić miło czas na zwiedzaniu zabytków ( o zabytkach też napiszę ) to i zdjęć cmentarnych u mnie sporo. A swoją drogą, gdy tak chodzę między grobami, słońce praży, niebo błękitne, drzewa stoją w bezruchu, a sroki przelatują z grobu na grób, to ogarnia mnie absolutny spokój. Nie trwa on długo, w ciszę wdziera się dźwięk wiertła udarowego, to kamieniarze demontują grobowiec położony obok grobowca moich dziadków. Cmentarz żyje.
I taka mała prośba, poczytajcie wpisy na tablicach, jest taki, przy którym mnie za gardło ściska i łzy lecą. Objaśnienia pod zdjęciami.
Zapraszam:

Trzymałam kiedyś w dłoniach chlebak  należący do Ppor. Edmunda Wilkosza, rodzina jako najcenniejszą pamiątkę przechowywała go przez lata. 

Ludzie wybitni duchem i odwagą  - przeczytajcie

Tu wzruszam się zawsze i gardło mi sciska

Za kaplicą cmentarną jest wydzielony kawałek cmentarza na miejsce pamięci o tych, którzy albo grobu nie mają, albo zmarli hen poza granicami kraju. Można przyjść, znicza zapalić.

Neogotycka kaplica cmentarna powstała w II połowie XIX wieku. To w jej wnętrzu rozegra się  jedna ze scen książki

A tutaj grób młodego człowieka, który zginął w dniu wyzwolenia Oświęcimia 27 stycznia 1945 roku

Jedna z tablic upamiętniających oświęcimskich proboszczów

Zmarli w jednym roku

Jeden z pomników czekających na odrestaurowanie, piękna głowa Jezusa w cierniowej koronie

romantycznie, by zrobić zdjęcie musiałam wcisnąć się za inny grobowiec

Piękny grobowiec rodziny Radwańskich - obywateli miasta Oświęcimia

sobota, 27 lipca 2013

Licytacje na rzecz zwierząt - pomagajmy:)

Niedawno po raz pierwszy w życiu wzięłam udział w licytacji. Generalnie należę do osób nieufnych i wolę kupować rzeczy po uprzednim obejrzeniu, a licytacje... różnie bywa. Kiedyś usiłowałam założyć konto na Allegro by sprzedać parę niepotrzebnych rzeczy, niestety nie wykokosiłam się z tym do tej pory. Cóż, wszystko przede mną :) 
Niemniej jednak są w życiu sytuacje, gdy trzeba przełamać wątpliwości i uprzedzenia, często wynikające z nieznajomości reguł panujących w danej dziedzinie życie, a potem to już z górki. Mój pierwszy licytacyjny raz zdarzył się całkiem niedawno i sprawił mi dużą przyjemność. Na Facebooku jest organizowanych całe mnóstwo wydarzeń mających na celu zbiórkę pieniędzy dla zwierząt. Na leczenie, na karmę, na przetrwanie, na sterylizację gromady kotów - coś co trzeba robić i użalanie się typu: jak wysterylizuję, czy wykastruję to co ten zwierzak będzie miał z życia?( słyszałam na własne uszy niejednokrotnie) jest użalaniem się bez sensu, nie wchodźmy w skórę zwierzęcia. Mój Bartuś był wykastrowany co nie przeszkadzało mu komfortowo żyć i dożyć 14 roku życia, Kubunia i Mikunia były wysterylizowane, Kubunia miała 19 lat, a Mikunia 17 gdy umarły. To nie jest mało jak dla kota. 
Wracając do aukcji, jest taka strona;link www.facebook.com/events/153270538159834/ gdzie licytując coś za niewielkie pieniądze można pomóc zwierzakom. Ja do pomocy zwierzętom gorąco zachęcam. Bo nie jest tak w życiu, że nic się nie da. Dla mnie takie stwierdzenie jest jednym z najbardziej wkurzających stwierdzeń, bo co? najlepiej powiedzieć: nie da się, siąść przed telewizorem i naciskać guziczki i ciągle narzekać, na kraj, na ludzi, na pogodę, na teściową i fatalny zbieg okoliczności, który sprawił, że nie urodziliśmy się gdzie indziej, że kasy brak.... każdy niech sobie dopowie co tam jeszcze. A przecież zawsze można zrobić COŚ, cokolwiek, chociażby wystawiać miskę z wodą w ogrodzie czy przed blokiem, przy okazji zakupów kupić paczkę chrupek dla kotów, kosztuje mniej niż paczka papierosów. Można przygarnąć jakąś biedę, albo pomóc komuś taką biedę wykarmić, można zwrócić uwagę sąsiadowi, czy obcemu człowiekowi, że upał, ze woda w misce to standard. Można nie przejść obojętnie wobec psiej, kociej niedoli,  można zostać wolontariuszem i pomagać w schronisku chociażby wyprowadzając psy na spacer. Dużo można. Może nie jest to spektakularne i nie robi wielkiego bum,ale sprawia, że żyjąc pożytecznie żyjemy pełniej. Poniżej zdjęcie torby,którą wylicytowałam, nie dość, że pomieści masę książek to jeszcze mogę przenieść w niej laptop :) Zwróćcie uwagę na te dwie kocie sylwetki - słodkie są:)


czwartek, 25 lipca 2013

Środa z książką - "Pod Przechytrzonym Lisem"



Gdy ostatnio wybierałam w bibliotece książki, wpadła mi ręce ta oto powieść Marthy Grimes. Wzięłam z ciekawości i zapałałam uczuciem do kilku mężczyzn naraz, oraz do niezrównanej ciotki  Agathy Ardry. Uczucie jest na tyle silne, że z przyjemnością sięgnę po każdą książkę, w której  oni poprowadzą śledztwo. 
Pod Przechytrzonym Lisem to gospoda znajdująca się w rybackiej wiosce położonej nad Morzem Północnym. Niewielu mieszkańców, wszyscy się znają i niby wszystko o wszystkich wiedzą.Okolicą rządzi pułkownik Race, w sumie sympatyczny człowiek - jeżeli odrzucimy wstrętny zwyczaj polowania na lisy.Ale w stosunku do ludzi pułkownik stara się być w porządku. 
Gdy w Rackmoor zostaje zamordowana kobieta - Gemma Temple dochodzi do naruszenia stabilizacji tej małej społeczności. Z czasem okazuje się, że Gemma nie jest jedyną ofiarą. Ale czy tylko ofiarą? Kto miał motyw by ją zabić? Przed inspektorem Jurym nie byle jakie  zadanie. W śledztwie pomaga mu wiecznie kwękający sierżant Wiggins - kwękanie nie przeszkadza mu w myśleniu. 
Robi się ciekawie, gdy do gry włącza się Melrose Plant lord, który zrezygnował z tytułu i oddał się pracy śledczej. 
A do tego fantastyczny Bertie z nieodłącznym terierem Arnoldem.
Śledztwo się komplikuje, niby każdy ma alibi, a prawda ukryta jest w szczegółach.
Ksiażka została napisana tak jak się pisze klasykę kryminału z wykorzystaniem wypróbowanych przez Agathę Christie rozwiązań, i by samemu dojść kto i dlaczego jest mordercą trzeba trochę pomyśleć nie zapominając o specyfice angielskich kryminałów. 
Serdecznie polecam to świetna lektura na każdy dzień i noc :)


piątek, 19 lipca 2013

Muzeum Bardo

Poniżej moje zdjęcia z wnętrz muzeum Bardo w Tunisie. 
Jeżeli jadę w jakiś zakątek świata to nie po to by leżeć całymi dniami na plaży, no bo ileż można! ale po to by coś zobaczyć. Wycieczka do Tunisu, grupa, z przewodnikiem dobrze mówiącym po polsku ( żona  Polka, synowie też zamieszkujący w Polsce, a pan na czas sezonu turystycznego w Tunezji) miły człowiek. Jako przewodnik bardzo dobry. Jednym z punktów obfitego programu było zwiedzanie muzeum Bardo. Muzeum, jak przystępnie nam wyjaśnił, starożytnej fotografii, czyli starorzymskich mozaik. Coś niesamowitego i jednocześnie pięknego. Rzeczywiście niektóre mozaiki robią wrażenie ogromnych fotografii, obrazów. Są wszędzie, na ścianach, na podłodze, na skrzyniach posagowych. W środku tłumy ludzi, co utrudnia fotografowanie, grupy idą za przewodnikiem, muszą zachować płynność, by następni mogli wejść. W środku duszno, upał jest nieznośny - mozaiki wykluczają klimatyzację.
Wychodzę z wnętrz ledwie żywa, ale zachwycona. Kilka chwil na odreagowanie i jedziemy dalej do Kartaginy. A po drodze postój, by coś zjeść. 



















A tutaj widok na góry Atlas

środa, 17 lipca 2013

Środa z książką -" Epidemia zamkniętych serc"



Książka powinna trafić na swojego czytelnika, wtedy obie strony są usatysfakcjonowane, autor książki i czytelnik. Dla mnie taką książką jest "Epidemia zamkniętych serc",  książka niezwykła.
 Prosta historia opowiedziana w sposób subtelny i wciągający zarazem. Aleks, pracownik korporacji zmieniający dziewczyny jak rękawiczki pewnego pięknego dnia dowiaduje się, że  życie, jakie dotychczas prowadził dobiegło kresu. Panienka z korporacji, którą przez jakiś czas kochał namiętnie, jednocześnie czyniąc jej różne zwierzenia służbowej natury, wysadziła go z siodła i pozbawiła pracy. Mieszkanie pędzlują złodzieje, a on idzie w tango. Nie napiszę "jak to facet" ponieważ Aleksowi do przeciętnego faceta daleko. Po pierwszym szoku myśli i planuje, jednocześnie przechodząc w inny etap stosunków z najbliższymi. Stara się poukładać własne życie od nowa, a przy okazji także swojej siostrze i bratu. Jedzie do Budapesztu i tam stara się naprawić wyrządzone zło. Wcześniej jednak poznaje małą dziewczynkę - Marysię i poświęca jej dużo uwagi.
 W tej książce nic nie jest proste, łatwe i przyjemne, bo i nasze życie takie nie jest. Ciągle dokonujemy wyborów, niekoniecznie dobrych, ciągle szukamy miłości i potwierdzenia naszej wartości w oczach bliskich nam osób, czy mniej bliskich, ale mających wpływ na nasze losy.
Ta książka przykuwa i zastanawia stawiając wcale nie proste pytania. Czasami warto pokusić się o odpowiedzi. 
Polecam do czytania w piękne letnie wieczory. Naprawdę warto.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Sny

Pogoda u nas taka jak w większości kraju, jak nie leje to pada. Pewna  handlarka z Ustronia przyjeżdżając do nas po towar, było to w zamierzchłych czasach, gdy pracowałam w handlu, na deszcz mawiała "padze". I tak została panią padze. Sympatyczna to była kobieta i określenie handlarka jest wobec niej na miejscu. Handel miała we krwi. Ale ja nie o tym. 
Padze, humory nie dopisują, kto miał  urlop to już zapomniał, kto jeszcze się nie wybrał na wypoczynek, czeka na poprawę pogody, albo na kilka dni urlopu :) 
Poza tym jakoś tak się dziwnie porobiło, że doszedł do mnie sens powiedzenia: "nie wszystko złoto co się świeci" i łapnęłam trochę stresu. Gdy zaczynam się stresować, jak na zawołanie odzywa się arytmia moja ukochana i serduszko pika mi z niedozwoloną prędkością. Nie przejmuję się tym nadmiernie, bo skoro pika, to jeszcze żyję i jeszcze może napiszę parę książek. Ale z kolei w takich okolicznościach, to ja się kładę na kanapie, żeby poleżeć chwilę i śpię dwie, trzy godziny. A jak śpię, to śnię. 
Wczoraj spałam sobie smacznie i nagle zaczęło coś wyć. Sygnał był nierozpoznawalny i mógł oznaczać wszystko, poderwałam się od razu na równe nogi zapominając o pikaniu, włożyłam okulary na zapuchnięte oczęta i na azymut pobiegłam w stronę piwnicy. Śniło mi się, że jest zimno i koniecznie muszę zapalić w piecu. Przy drzwiach się opamiętałam, że niekoniecznie, na termometrze 23,5 stopnia, zimna nie ma. Wracając wyjrzałam przez okno, to trzy psy obszczekiwały jednego. Każdy z psów dysponował innym tembrem głosu i wychodziła z tego kakofonia dźwięków. 
Dzisiaj tak samo, położyłam się i przyśniła mi się moja Stellunia. Wybierałyśmy się do weta żeby ją zaszczepić. Siedziała taka grzeczna, biało-ruda, ślicznie wyczesana i czekała aż się pańcia pozbiera. A pańcia jak zawsze miotała się w poszukiwaniu rzeczy niezbędnych. 
Obudziłam się i uświadomiłam sobie, że Stelluni nie ma już z nami ponad rok, ale wierzę, że patrzy gdzieś tam  zza Tęczowego Mostku, czy z Zielonej Doliny i  przechylając lekko główkę relacjonuje moje poczynania  Bartusiowi, Dince, Kubusi, Nerowi, małej Mimi i pierwszej Stelli i Sabie. Bo wiem, że oni gdzieś tam są, już wolni. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nigdy nie chodziłyśmy do weta na szczepienie, tylko zaprzyjaźniony wet przychodził do nas :)
A jak już wstałam, powspominałam i wróciłam do pionu, to zabieram się za pisanie. Mam nadzieję, że to co wymyśliłyśmy z koleżanką rozbawi czytelników.
 Przynajmniej taki jest plan :)

środa, 10 lipca 2013

Środa z książką - "Jak uniknąć gaf w obcych krajach"


Niby zazwyczaj wiemy jak się zachować i czego się nie robi, ale wiemy to na własnym podwórku. Jeżeli wybieramy się poza granice naszego kraju warto przeczytać ten niewielki poradnik.  Przyda się on zarówno tym, którzy spędzą urlop w pobliskich Czechach jak i tym, którzy zawitają w Azji. Możemy też po prostu poczytać dla własnej nieskalanej wypoczynkiem wakacyjnym przyjemności. Streszczać nie będę, przewodnik jest podzielony na działy, napisany jasno i przystępnie. W zamian trochę przykładów:

1.Mocny uścisk dłoni - ogólnie  na Zachodzie uznaje się, że mocny uścisk dłoni jest czymś dobrym, szczególnie w sferach biznesowych. Ale w takich miejscach jak: Japonia, Kostaryka i Indonezja, normą jest lekkie uściśnięcie dłoni, co w żadnym razie nie oznacza braku asertywności. 

2.A la gringa: W Meksyku, jeśli ktoś ci podaje godzinę spotkania i dodaje : a la gringa (jak biały człowiek), możesz oczekiwać, że będzie mniej więcej punktualny. Jeżeli powie: a la mexicana, możesz spodziewać się wszystkiego :)

3.Przesądy: Stłuczenie lustra, rozsypanie soli i zobaczenie czarnego kota, to złe znaki w prawie  każdej kulturze. W Rosji nie powinno się ściskać dłoni przez próg ( tak samo u nas), zapalać papierosa od świecy, gwizdać w domu czy wracać po coś zapomnianego ( a jak wracamy to obowiązkowo przysiadamy na chwilę). Przesądny nie powinien też patrzeć w lustro siedząc na muszli klozetowej.
Poza tym: moneta wrzucona do fontanny zapewnia spełnienie życzenia, ale zabranie je stamtąd przynosi pecha. W Argentynie znalezienie monety na ulicy oznacza, że wkrótce będziesz miał sporo pieniędzy. (...) W Meksyku i większej części Ameryki Łacińskiej wierzy się, że jeśli ktoś przypadkowo omiecie but niezamężnej kobiety, ona nigdy nie wyjdzie za mąż. 

4.Kradzież dusz: Niektórzy aborygeni wierzą, że utrwalając ich wizerunek, kradniesz im duszę. Podobnie traktują to niektóre plemiona w lasach Amazonii. Tak samo jest w Maroku( Pamiętam jak w tangerskiej medynie jeden z turystów bez pytania zaczął  robić zdjęcia kobiecie handlującej cebulą. To była staruszka, twarz poorana zmarszczkami, ręce pełne starczych plam, niegdyś czarna  suknia i chustka okrywająca resztki włosów. I nagle wszczął się straszny tumult, staruszka zaczęła złorzeczyć, rzucać tymi cebulami w fotografującego, bo według jej wierzeń kradł jej duszę. Poza tym nie zapytał o zgodę, być może za opłatą pozwoliłaby na zrobienie zdjęcia.)

5.I dobra rada: Jeżeli jesteś w kraju, w którym targowanie się należy do rytuału sprzedaży towaru to: żądaną kwotę podziel przez przez dziesięć, będziesz miał dobrą kwotę wyjściową do targowania się. Cena, za którą kupisz towar będzie się wahała pomiędzy jedną czwartą a jedną trzecią pierwotnej kwoty podanej przez sprzedawcę.
Z tym jest różnie, zdarzało mi się targować w różnych krajach, i jedno co mogę poradzić, jeżeli nie chcesz kupić, nie rozpoczynaj targu. Podziękuj. Nic na siłę.


poniedziałek, 8 lipca 2013

Rankingi i inne przyjemności ;)

Przeżyłam dzisiaj niemałe zaskoczenie ujrzawszy w rankingu popularności  porównywarki cen Nokaut  dział kryminał i sensacja dwie znajome z widzenia okładki. 

Okładkę "Wszystkich grzechów nieboszczyka" i okładkę "Literata" Agnieszki Pruskiej. Było to zaskoczenie przyjemne, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że jutro mogą tam widnieć całkiem inne tytuły. Ale dzisiaj jest dzisiaj i przyjemność mam doraźną. Zrobiłam zdjęcia telefonem komórkowym, aparat fotograficzny jak na zawołanie pokazał wyładowane baterie.

Nie mam pojęcia  jak to jest z porównywarkami, wyszukiwarkami i tym podobnymi ustrojstwami, ale skądś tam się nasze tytuły wzięły. A są to kolejne tytuły serii Zbrodnia w Bibliotece Wydawnictwa Oficynka.

 Bardzo się cieszę jeżeli ktoś sięga po moją książkę, a jeszcze bardziej gdy daje sygnał po przeczytaniu. Czy się podobało, czy może jakieś zastrzeżenia, pytania, sugestie.

Bo tak naprawdę oprócz samego pisania największą radość mam z rozmów z czytelnikami, albo jak ktoś do mnie napisze, skomentuje. To oznacza, że książka nie trafia w próżnię tylko ma konkretnego czytelnika, z krwi i kości.

Miałam o tym rankingu nie pisać, ale pomyślałam, że po prostu zostanie ślad  po tym co dzisiaj, bo któż może wiedzieć co będzie jutro?


Tylko jakość zdjęć taka sobie :)

piątek, 5 lipca 2013

"Wszystkie grzechy nieboszczyka" - kryminał na wakacje

Magazyn kryminalny REPORTER poleca moją książkę "Wszystkie grzechy nieboszczyka" jako kryminał na wakacje.
To już trzeci raz recenzja mojej książki ukazuje się w prasie ogólnopolskiej!
Poniżej rewelacyjna recenzja książki autorstwa Leszka Koźmińskiego.
 Dziękuję:)


Ja także polecam nieskromnie zwłaszcza, że w Weltbildzie dostawa gratis :)

środa, 3 lipca 2013

Niebo o piątej nad ranem:)




Moja kocica budzi się wcześnie, zazwyczaj czwarta, piąta nad ranem i je pierwsze śniadanie. Siłą rzeczy budzę się i ja. Czasami od razu włączam laptopa i pracuję, częściej po jedzeniu i mizianiu Miki usypia, a ja razem z nią. Dzisiaj też zerwała mnie koło piątej i na już, natychmiast chciała jeść, więc nawet nie ubierając okularów,  po saszetki sięgam na ślepo, nakarmiłam ją, odsłoniłam zasłony w kuchni  i zobaczyłam niebo. Przepiękne. Być może, gdybym ubrała okulary zdjęcie wyszłoby lepsze, ale nie na pewno:)