sobota, 3 sierpnia 2013

Ostatnia Wielkanoc Imperatora




Z niecierpliwością, a nawet utęsknieniem czekałam na drugą, nie ostatnią, część "Antykwariusza". Gdy przyniosłam wymarzoną książkę do domu najpierw sprawdziłam kto tłumaczył, nadal Jan Cichocki, mogłam być spokojna o ciągłość stylu co przy tej książce niezmiernie ważne. Pierwsze zdania stanowiły ciągłość do ostatnich w Antykwariuszu, tak jakbym po prostu przełożyła następną kartkę.www.inkella.blogspot.com/2013/04/sroda-z-ksiazka-antykwariusz-aleksander.html
 Musiałam znaleźć odpowiednią ilość czasu by czytać prawie bez przerwy, wiedziałam, że nic zaplanowanego wcześniej nie zrobię, książki nie odłożę. Nie zawiodłam się, a moje zauroczenie Smolinem tylko wzrosło.
Nadzieje Smolina na wydobycie pancerki pełnej złota wzrastały z każdą minutą, Kot Uczony doskonale przygotował wszystko by operacja powiodła się. Plany były jak trzeba i sprzęt i ekipa gotowa na wszystko, bo któż by taką okazję przepuścił. Nawet prasa, z czołową jej reprezentantką Ingą miała zaplanowane swoje pięć minut. Ale o tym w trzeciej części. 
Gdy pracownicy Smolina skwapliwie wypełniali swe codzienne obowiązki związane z handlem antykami, on podążył śladem  maleńkiej kolekcji, którą chciał sprzedać jakiś chłopek mieszkający na obrzeżach wielkiego Szantarska, a nawet dalej. I zaczęły się kłopoty, nie zdradzę jakie, bo odebrałabym przyjemność czytania. Jest i ucieczka i strzelanina i przechadzka przez dzikie ostępy. Jest wszystko co w dobrej powieści sensacyjno-przygodowej być musi. 

Jest fantastyczny tekst, który chłonęłam zazdroszcząc pomysłu i pióra, że zacytuję: ... 
" Wyjął portfel, zastanowił się jakie w tym niedźwiedzim kącie mogą być ceny taniego alkoholu, wyciągnął pięćdziesiątkę. Pomyślał i dodał jeszcze jedną. Uprzedził życzliwie, ze znajomością rzeczy: 
- Wiktorze Nikanorowiczu, bardzo pana proszę, tylko bez denaturat, dobrze? Mamy jeszcze przed sobą poważne negocjacje biznesowe.
- Rozumiem, proszę być pełnym ufności! - Gospodarz wyrwał mu setkę. - Spirytusu technicznego nawet sam nie bardzo szanuję, bez szkody dla organizmu może go używać jedynie element lumpenproletariacki, natomiast inteligentnemu człowiekowi wystarczy wino i owoce". (201 s.)
My się dzisiaj skupimy na motywie przewodnim książki, czyli ostatniej Wielkanocy imperatora,  cara Mikołaja II i jego rodziny. Ostatnia Wielkanoc przypadała na rok 1917, a przygotowania do niej zaczęły się dużo wcześniej, mistrz Faberge otrzymał od cara specjalne zamówienie na siedem jajek, car nigdy ich nie otrzymał. 
W Petersburgu na Wielkiej Morskiej 24  mieściły się warsztaty mistrza i salon wystawowy, i wreszcie apartamenty rodzinne. Faberge sygnował swe wyroby, ale prace wykonywało u niego około pięciuset mistrzów, z których tylko nieliczni posiadali osobiste znaki, pozostali wykonywali pracę czysto techniczną. Najpierw w głowie projektanta rodził się pomysł,  jednym z nich była Alma Phil, to własnie ona wymyśliła wzór słynnej śnieżynki. Pomysł przyszedł jej do głowy, gdy patrzyła na wzory tworzone przez mróz na szybach. Jaja Faberge to także praca wytwórców, emalierów, zdobników.
W książce znajdziecie mnóstwo informacji na temat słynnych jajek, mistrza Faberge i jego pracowników, a wszystko po to by rozwikłać tajemnicę i zaginione cudeńka odnaleźć. Czy się to uda? Co jeszcze się wydarzy i o co tak naprawdę toczy się skomplikowana gra? "Ostatnią Wielkanoc Imperatora" trzeba koniecznie przeczytać, oczywiście najpierw sięgnąwszy po "Antykwariusza".
A na koniec zdanie, które wpisałam sobie do osobistego notesu:
 " Smutno, ale co robić, mądrość życiowa na tym polega, żeby wiedzieć kiedy  trzeba się wycofać, a kiedy, nie bacząc na nic, przeć do przodu"( 272s.)
Piękne, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz