niedziela, 26 stycznia 2014

Śpiesz się powoli :)

Doba ma tylko 24 godziny. Niby to dużo, ale nie zawsze. Od kiedy pamiętam żyję z kalendarzem w ręku i najczęściej tydzień naprzód mam czas zaplanowany. Oczywiście nie godzina po godzinie, chociaż takie dni się też zdarzają, ale mniej więcej wiem co mnie danego dnia czeka. Zdarzają się niespodzianki i wtedy plany biorą w łeb. Zdarzają się też takie dni, tygodnie, a nawet jak ostatnio miesiące, że nie mogę nadążyć. Termin goni termin, książki do przeczytania na już ułożone w stosy, czekają. Teksty do napisania, ułożone w głowie, wybiórczo ponotowane czekają na wolne godziny. A ja przecież cały czas pracuję. I tak naprawdę lubię ten bieg, ten wir, ten stan ciągłej gotowości, lubię być potrzebna i zapracowana :)
Dopiero dzisiaj powoli organizuję sobie pisarskie życie. W zeszłą niedzielę dostałam pytania do wywiadu. Poniedziałek i wtorek nie miałam ani chwili wolnej, siadłam w środę wieczorem. Napisałam, zadowolona, zostało mi jedno pytanie, telefon, następny telefon, zobaczyłam wygaszony ekran, zamknęłam komputer. Usnęłam spokojnie. W piątek ocknęłam się, że muszę dokończyć i wysłać, otwieram i nie ma ani jednego zdania. Wysłałam dzisiaj co pięć minut zapisując tekst.
Mam nauczkę. Moja Babcia zawsze mówiła " Śpiesz się powoli". Warto pamiętać.

Kryminalna 13 - antologia kryminalna

Tydzień temu miała miejsce premiera antologii kryminalnej  " Kryminalna 13". Trzynastu autorów przekazało po jednym opowiadaniu by w ten sposób wziąć udział w dość eksperymentalnym wydarzeniu. Mianowicie dochód ze sprzedaży e-booka zostanie przeznaczony na promocję laureata konkursu na powieść kryminalną. Konkurs został ogłoszony przez wydawnictwo RW2010 i ostateczny termin przysyłania powieści to 30 czerwca 2014 roku. Szczegóły na stronie wydawnictwa.  Jurorami w konkursie będą autorzy tych trzynastu opowiadań. A żeby było ciekawiej antologia kosztuje 13 złotych. Po złotówce za opowiadanie :)
 Kto wie, może laureat konkursu stanie się sławnym pisarzem? Zobaczymy.
Wśród trzynastu opowiadań jedno moje, to "Alibi", z komisarzem Jodłą prowadzącym śledztwo w sylwestrową, jasną noc. Polecam.


piątek, 10 stycznia 2014

Wyszedł z domu i nie wrócił - fragment książki.

Dzisiaj fragment "Wyszedł z domu i nie wrócił". Fragment, który bardzo lubię. Zapraszam do czytania.


(...)Sebastian Kloc nie mógł usnąć. Przewracał się z boku na bok niespokojnie, w końcu wstał i otworzył następną butelkę czerwonego wina. To nie był dobry pomysł, wino nie ukoiło go do snu, tylko przywołało fale wspomnień i wzmogło uśpione przez tyle lat wyrzuty sumienia. Myślał, zdecydowanie za dużo myślał. By choć na chwilę zapomnieć o dręczących go koszmarach włączył komputer i delikatnie pogłaskał klawiaturę. Widok niebieskiego ekranu jak zawsze podziałał na niego kojąco. Kliknął ikonkę z napisem "oddzieleni", pociągnął następny łyk wina i zapomniał o otaczającej go rzeczywistości.
W noc z piątku na sobotę pisał jak szalony. Czuł, że albo teraz, albo nigdy więcej nie zdobędzie się na tak  szczere, osobiste strofy.Pisanie sprawiało, że czuł się czystszy i spokojniejszy, tak jakby sam ze sobą rozliczał się ostatecznie z życia i jego meandrów. Ostatni wers napisał nad ranem, wyczerpany, ale radosny i wolny. Zapisał plik, wydrukował - tak na wszelki wypadek, gdyby coś złego stało się z komputerem - i postanowił wyjść na spacer. Nie jadł śniadania, wypił tylko filiżankę czarnej kawy i odświeżony, ale nie ogolony - postanowił sprawdzić jak będzie wyglądał z parodniowym zarostem - wyszedł z mieszkania. Świtało.Zawsze lubił patrzeć, jak budzi się dzień. Powietrze wtedy ma inny zapach, a wyłaniające się słońce napawa optymizmem i nadzieją. Ludzie, pozamykani w domach, jeszcze śpią. Psy, zmęczone dyżurowaniem, zaszywają się w budach i obojętne na uroki wstającego dnia odsypiają wielogodzinne czuwanie. Najlepszy czas na włamania.
Szedł na Sołę. Rzeka płynęła spokojnie, a puste Planty przywoływały wspomnienia z dzieciństwa. To właśnie na Planty chodził z rodzicami na spacer. Tak mu świtało w głowie, że kiedyś w okolicach kładki prowadzącej na Zasole, której wtedy nie było, był zlokalizowany plac zabaw dla dzieci. Ogródek Jordanowski. Zapamiętał te rodzinne spacery, jedyne dłuższe momenty spędzane z obojgiem rodziców. Ojciec, inżynier, trawił czas na krajowych i zagranicznych budowach. Od Bełchatowa po Irak. Jeżeli pracował w kraju, to starał się, by przynajmniej niedzielę spędzić w domu. Potem, gdy pojawiły się wolne soboty, było łatwiej, miał więcej czasu dla rodziny. Mama, nauczycielka, zakochana w swojej pracy, nie poświęcała mu zbyt wiele uwagi.Praktycznie rósł sam. Może dlatego tak zapamiętał te wspólne spacery Plantami? Ale tamte Planty były inne, teraz też są inne. Ciekawe jak będą wyglądały za parę lat. Na razie trochę dziko, ale dzięki temu ptaki mają szansę na budowę gniazd, kaczki pływają po rzece. Przylatują łabędzie. Fajnie mieszkać w mieście, które leży nad rzeką. Można łowić ryby, opalać się na kamienistej plaży.Moczyć nogi do kolan, zwłaszcza jak się nie potrafi pływać.
Zamyślony minął pusty o tej porze parking i nie oglądając się za siebie, szedł wzdłuż muru Zakładu Salezjańskiego. Przed oczami majaczyła mu kładka. Wiedział, że jeżeli pójdzie prosto, to dojdzie aż na Kamieniec, do terenów lęgowych ptaków. Nie obawiał się nikogo i niczego, a rześkie powietrze sprawiało, że z każdą chwila czuł się lepiej. Co się stało, to się nie odstanie - tak mawiała jego ukochana babcia Ziuta. Nie płacz nad rozlanym mlekiem - tak mówił dziadek Jan. W sumie, jak się tak zastanowił, najbliżsi mu ludzie.
Tak się zamyślił, że prawie potknął się o schody prowadzące na kładkę. Zamrugał oczami, popatrzył uważniej. Wiedział, że sporo wypił, ale miał wrażenie, że już zdążył wytrzeźwieć. Teraz nie był tego pewien. Pochylił się i wyciągnął przed siebie rękę. Dotknął istoty siedzącej na schodach prowadzących na kładkę. Była prawdziwa.(...)

Planty

Planty i rzeka Soła