niedziela, 30 sierpnia 2015

Zasada Elvisa

Czytam "Vivę", bywa, że systematycznie, bywa, że opuszczam kilka numerów. Czytam ją w zasadzie tylko dla felietonów Jerzego Iwaszkiewicza. Odpowiada mi jego dystans, nieco sarkastyczne poczucie humoru i elokwencja starszego pana, który już przeżył i widział tyle, że  nie musi niczego udowadniać. Resztę zazwyczaj przelatuję wzrokiem, powtórki ploteczek, od których roi się we wszystkich magazynach, trochę mody. Czasem jakiś ciuch zwróci moją uwagę, bo mam coś podobnego w szafie - to specyfika szaf, z których się niczego nie wyrzuca, a moda co parę, paręnaście lat zatacza koło. 
Zdarzy mi się też przeczytać jakiś felieton, czasami wywiad. I właśnie z ostatniego wywiadu pochodzi zdanie, które na własny użytek nazwałam zasadą Elvisa. 
Otóż Tomasz Kammel, którego zresztą lubię, o tyle o ile można lubić postać znaną z telewizji, której oglądanie i słuchanie (ważniejsze niż oglądanie) może sprawić przyjemność, wspomina swoje pierwsze  potknięcia i wynikłą z nich naukę. Brzmi ona:
Pilnuj swoich spraw - podobno Elvis Presley nosił łańcuszek z napisem TCOB Take care of biznes

Dlatego namawiam: pilnujmy swoich spraw, bo nikt ich za nas nie dopilnuje. 
Ja zabieram się do tego od dzisiaj, bo przyznaję, często sprawy innych były dla mnie ważniejsze niż własne. Czas to zmienić, mam nadzieję, że z pożytkiem tak dla mnie jak i moich najbliższych. 

Tydzień z "Lalką" Bolesława Prusa - fragment szósty

Tom drugi rozdział siódmy 
Pamiętnik starego subiekta


"Właściwie mówiąc chciałem na tym oto miejscu napisać historię niesłychanej sprawy, sprawy kryminalnej, którą pani baronowa Krzeszewska wytoczyła, komu?... Nikt by nie zgadł!... Oto tej pięknej, tej poczciwej, tej kochanej pani Helenie Stawskiej. Ale taka pasja mnie ogarnia, że nie mogę myśli zebrać. Więc dla rozerwania uwagi napiszę sobie o czym innym.
Wytoczyła pani Stawskiej proces o kradzież!... Jej, o kradzież... Naturalnie, że wyszliśmy z tego błota jak  triumfatorowie. Ale co nas to kosztowało... Ja dalibóg, nie mogłem sypiać po nocach blisko przez dwa miesiące. A jeżeli dzisiaj lubię wstąpić na piwo, czego nigdy nie robiłem, i nawet siedzę w knajpie do północy, to po prostu robię to ze zmartwienia. Jej, tej świętej kobiecie, wytoczyć proces o kradzież!... Na to, Bóg mi świadkiem, trzeba być taką półwariatką jak pani baronowa."

cdn

piątek, 28 sierpnia 2015

Tydzień z "Lalką" Bolesława Prusa - fragment piąty

Panna Izabela Łęcka. Cóż miała w sobie ta kobieta, że potrafiła opętać trzeźwo myślącego Stanisława Wokulskiego? Czyżby zadziałał urok nieosiągalnego?

"- Jedziesz dziś do Paryża z Suzinem?
- Ani myślę.
- Słyszałem, że to jakiś wielki interes... Pięćdziesiąt tysięcy rubli...
Wokulski milczał.
- Więc jedziesz jutro albo pojutrze, bo podobno Suzin ma na twój przyjazd zaczekać parę dni?
- Nie wiem jeszcze kiedy pojadę.
- To źle Stachu. Pięćdziesiąt tysięcy rubli to majątek; szkoda go stracić... Jeżeli dowiedzą się, że wypuściłeś z rąk taką sposobność...
- Powiedzą żem zwariował - przerwał mu Wokulski.
Znowu zamilkł i nagle odezwał się:
- A gdybym miał do spełnienia ważniejszy obowiązek aniżeli zyskanie pięćdziesięciu tysięcy?...
- Polityczny? - spytał cicho Rzecki z trwogą w oczach, ale i uśmiechem na ustach...
Wokulski podał mu list.
- Czytaj - rzekł. - Przekonasz się, że są rzeczy ważniejsze od polityki.
Pan Ignacy z niejakim wahaniem wziął list do ręki, lecz na powtórny rozkaz Wokulskiego przeczytał:


"Wieniec jest prześliczny i już  z góry w imieniu Rossiego dziękuję panu za ten podarunek. Nieporównane jest to dyskretne rozmieszczenie szmaragdów między złotymi listkami. Musi Pan koniecznie przyjechać do nas jutro na obiad, ażebyśmy się naradzili nad pożegnaniem Rossiego, a także nad naszą podróżą do Paryża. Wczoraj papo powiedział mi, że jedziemy najdalej za tydzień. Naturalnie jedziemy razem, gdyż bez miłego Pańskiego towarzystwa podróż straciłaby dla mnie połowę wartości. A więc do widzenia...
                                                                                                                                                                                           Izabela Łęcka


- Nie rozumiem - rzekł pan Ignacy obojętnie rzucając list na stół. - Dla przyjemności podróżowania z panną Łęcką, a choćby dla radzenia nad prezentami dla... dla jej ulubieńców nie rzuca się w błoto pięćdziesięciu tysięcy... jeżeli nie więcej...
Wokulski powstał z kanapy i oparłszy się obu rękoma na stole, zapytał:
- A gdyby mi się podobało rzucić dla niej cały majątek w błoto, to co?...
Żyły nabrzmiały mu na czole, gors koszuli gorączkowo falował na piersiach. W oczach zapalały mu się i gasły te same iskry, jakie już widział Rzecki w czasie pojedynku z baronem.
- To co?... - powtórzył Wokulski.
- To nic - odpowiedział spokojnie Rzecki - przyznałbym tylko, że omyliłem się, nie wiem już który raz w życiu."
cdn

środa, 26 sierpnia 2015

Tydzień z "Lalką' Bolesława Prusa - fragment czwarty

Rozdział dwudziesty

Pamiętnik starego subiekta

Wiecznie rozpolitykowany uczestnik powstania na Węgrzech 1848 roku.
"I wyjechał!... Pan Stanisław Wokulski, wielki organizator spółki do handlu przewozowego, wielki naczelnik firmy, która ma w obrocie ze cztery miliony rubli rocznie, wyjechał do Paryża, jak pierwszy lepszy pocztylion do Miłosny... Jednego dnia mówił (do mnie samego), że nie wie kiedy pojedzie, a na drugi dzień szast... prast... i już go nie ma. 
Zjadł elegancki obiadek u jaśnie wielmożnych państwa  Łęckich, wypił kawę, wykuł zęby i - jazda. Naturalnie. Pan Wokulski nie jest przecie lichym subiektem, który musi żebrać u pryncypała o urlop raz na kilka lat. Pan Wokulski jest kapitalistą, ma ze sześćdziesiąt tysięcy rubli rocznie, żyje za pan brat z hrabiami i książętami, pojedynkuje się z baronami i wyjeżdża kiedy chce. A wy, moi płatni oficjaliści, kłopoczcie się o interesa. Przecie za to macie pensje i dywidendy.
I to jest kupiec?... To jest błazeństwo, mówię, nie kupiectwo!...
No, można wyjechać nawet do Paryża i nawet po wariacku, ale nie w takich czasach. Tu, panie, Anglia, panie, za Cypr, Austria za Bośnię... Włochy krzyczą wniebogłosy: "Dajcie nam Triest, bo będzie źle!... Tu już słyszę, panie, w Bośni krew leje się potokami i (byle żniwa dokończyć) wojna buchnie przed zimą jak amen w pacierzu... A on tymczasem daje nura do Paryża!...
Cyt!... Po co on tak nagle wyjechał do Paryża?... Na wystawę?... Cóż go obchodzi wystawa A może w tym interesie, który miał robić z Suzinem?... Ciekawym, na jakich to interesach zyskuje się po pięćdziesiąt tysięcy rubli, tak sobie od ręki?... Oni mi mówią o wielkich maszynach do nafty czy do kolei, czy też do cukrowni?... Ale czy wy aniołki zamiast po nadzwyczajne maszyny nie jedziecie po zwykłe armaty?... Francja tylko patrzeć jak weźmie się za łeb z Niemcami... Mały Napoleonek niby to siedzi w Anglii; ale przecież z Londynu do Paryża bliżej niż z Warszawy do Zamościa...
Ej!... panie Ignacy - nie śpiesz się ty z sądami o panu W. (w takich razach lepiej nie wymawiać całego nazwiska), nie potępiaj go, bo możesz się ośmieszyć. Tu gotuje się jakaś gruba kabała; ten pan Łęcki, który kiedyś bywał u Napoleona III, i ten niby aktor Rossi, Włoch... (Włochy gwałtem upominają się o Triest...), i ten obiad u państwa Łęckich przed samym wyjazdem, i to kupno kamienicy...
Panna Łęcka piękna, bo piękna, ale przecież jest tylko kobietą i dla niej Stach nie popełniałby tylu szaleństw... W tym jest coś z p... ( w takich razach najwłaściwiej mówić skróceniami). W tym jest jakieś duże P..."
Tutaj ponoć mieszkał, na Krakowskim Przedmieściu numer 7

cdn

wtorek, 25 sierpnia 2015

Tydzień z "Lalką" Bolesława Prusa - fragment trzeci

Stanisław Wokulski, oblężony przez dobroczynne damy nie wahał się szastać majątkiem na różne, związane z ich dobroczynnością cele. Żeby tylko panna Izabela widziała, że on zawsze gotów pomóc, nie zważając na koszty.


"Od pogrążonych w modlitwie cieniów wzrok jego pobiegł ku światłu. I zobaczył w różnych punktach świątyni stoły okryte dywanami, na nich tace pełne bankocetli, srebra i złota, a dokoła nich damy siedzące na wygodnych fotelach, odziane w jedwab, pióra i aksamity, otoczone wesoła młodzieżą. Najpobożniejsze pukały na przechodniów, wszystkie rozmawiały i bawiły się jak na raucie. 
Zdawało się Wokulskiemu, że  w tej chwili widzi przed sobą trzy światy. Jeden (dawno już zeszedł z ziemi), który modlił się i dźwigał na chwałę Boga potężne gmachy. Drugi, ubogi i pokorny, który umiał modlić się, lecz wznosił tylko lepianki, i - trzeci, który dla siebie murował pałace, ale już zapomniał o modlitwie i z domów bożych zrobił miejsce schadzek; jak niefrasobliwe ptaki, które budują gniazda i zawodzą pieśni na grobach poległych bohaterów".
cdn

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Tydzień z "Lalką" Bolesława Prusa - fragmenty powieści

Jerzy Kamas, niezapomniany Stanisław Wokulski odszedł 23 sierpnia 2015 roku.  
Na pożegnanie tych parę strofek z Mickiewicza:
Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka,
Tym szerzej koło żałobne zatoczy,
Tak pamięć o mnie:  im dalej ucieka,
Tym grubszym kirem twą duszę zamroczy...


"Proszę cię - zaczęła prezesowa - mówisz, że stryj twój umarł. Gdzież on biedak pochowany?
- W Zasławiu, gdzie mieszkał biedak od powrotu z emigracji.
Prezesowa znowu podniosła chustkę do oczu.
- Doprawdy?... Ach, ja niewdzięczna!... Byłżeś kiedy u niego?... Nie mówiłże ci nic...nie oprowadzał cię?... Wszakże tam, na górze, są ruiny zamku, prawda? Stojąż one jeszcze?
- Tam właśnie, do zamku, stryj co dzień chodził na spacer i całe godziny przesiadywaliśmy z nim na dużym kamieniu...
-Patrzajże?... Znam ten kamień; siedzieliśmy wtedy oboje na  nim i patrzyliśmy to na rzekę, to na obłoki, których bieg niepowrotny uczył nas, że tak ucieka szczęście. Czuję to dopiero dzisiaj. A studnia jestże w zamku i zawsze głęboka?
- Bardzo głęboka. Tylko trafić do niej trudno, bo wejście zamaskowały gruzy. Dopiero stryj mi ją pokazał.
- Wieszże ty, że w chwili ostatniego z nim pożegnania myśleliśmy: czyby się do tej studni nie rzucić? Nikt by nas tam nie odszukał i na wieki zostalibyśmy razem. Zwyczajnie - szalona młodość...
(...)
Łkanie przerwało jej mowę. Powąchała swój flakonik, odpoczęła, i zaczęła znowu:
- Bywają wielkie zbrodnie na  świecie, ale chyba największą jest zabić miłość.Tyle lat upłynęło, prawie pół wieku; wszystko przeszło: majątek, tytuły, młodość, szczęście... sam tylko żal nie przeszedł i pozostał, mówię ci, taki świeży, jakby to było wczoraj. Ach, gdyby nie wiara, że jest inny świat, w którym podobno wynagrodzą tutejsze krzywdy, kto wie, czy nie przeklęłoby się i życia, i jego konwenansów..."
cdn


niedziela, 23 sierpnia 2015

Tydzień z "Lalką" Bolesława Prusa - fragmenty powieści

Bolesław Prus (Aleksander Głowacki)
Kocham pana panie Prus - to jedno, krótkie zdanie odzwierciedla moje uczucia do pisarza, który jak żaden inny towarzyszył mi czasie, gdy z nastolatki przeistaczałam się w dorastającą pannę. 
Ach, ileż emocji powodowało czytanie "Emancypantek"! Trudno zapewne w to uwierzyć, ale emocjonowałam się rozterkami niewinnej Madzi Brzeskiej, myśląc jaka ona głupiutka, dlaczego nie chce tego Solskiego? Przecież to mężczyzna, który potrafi porwać każdą kobietę, zawrócić jej w głowie. Nie to co ten mydłek Norski, któremu wiadomo, że chodzi o pieniądze. I pani Latter, silna a jednak słaba i bezwolna wobec własnych dzieci. "Emancypantki "czytałam wiele lat temu, ale wiem, że za jakiś czas znowu przeczytam i zapewne zobaczę w nich to czego nie widziałam mając szesnaście, trzydzieści, czy trzydzieści pięć lat.
 A "Lalka"? Czytana wiele razy, oglądana,  dwie ekranizacje, a jednak jak zawsze wolę książkę,  tylko  Ignacy Rzecki subiekt doskonały, na zawsze będzie miał dla mnie rysy Bronisława Pawlika - aktora doskonałego. I rozterka, która Izabela Łęcka?,  ta grana przez Małgorzatę Braunek, czy przez Beatę Tyszkiewicz? 
Dzisiaj myślę, że jednak Małgorzata Braunek, nowocześniejsza, bardziej pasująca do  postaci, która wyłania się z kart powieści. 
A może jednak ta pokazana przez Beatę Tyszkiewicz...
Cóż i tak górę bierze tekst, pełny, gęsty i wciągający jak wir w najbardziej niespodziewanym miejscu. A przecież ta powieść społeczno-obyczajowa publikowana w odcinkach, w Kurierze Codziennym" powstała w latach 1887 - 1889 a w całości została opublikowana w 1890 roku przez wydawnictwo "Gebethner i Wolf".  Czyli policzmy, pierwsze  odcinki "Lalki" zostały opublikowane 128 lat temu!
A jak się ten tekst czyta!
Poniżej rękopis "Lalki"



Fragmenty tekstu pochodzą  z wydania Biblioteka klasyki Polskiej i obcej Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1972 rok.

Rozdział pierwszy
Jak wygląda firma J.Mincel i S.Wokulski przez szkło butelek?

W początkach roku 1878, kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny, warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia  nie mniej gorąco interesowała się przyszłością  galanteryjnego sklepu pod firmą J.Mincel i S.Wokulski.
W renomowanej jadłodajni, gdzie na wieczorną przekąskę zbierali się fabrykanci powozów i kapeluszy, poważni ojcowie rodzin utrzymujący się z własnych funduszów i posiadacze kamienic bez zajęcia, równie dużo mówiono o uzbrojeniach Anglii, jak o firmie J.Mincel i S.Wokulski. Zatopieni w kłębach dymu cygar i pochyleni nad butelkami ciemnego szkła, obywatele tej dzielnicy jedni zakładali się o wygraną Anglii, drudzy o bankructwo Wokulskiego; jedni nazywali geniuszem Bismarcka, drudzy - awanturnikiem Wokulskiego; jedni krytykowali postępowanie prezydenta MacMahona, inni twierdzili, że Wokulski jest zdecydowanym wariatem, jeżeli nie czymś gorszym...
Pan Deklewski, fabrykant powozów, który majątek  i stanowisko zawdzięczał  wytrwałej pracy w jednym fachu, tudzież radca Węgrowicz, który od dwudziestu lat był członkiem-opiekunem tego samego Towarzystwa Dobroczynności, znali S.Wokulskiego najdawniej i najgłośniej przepowiadali mu ruinę. - Na ruinie bowiem i niewypłacalności - mówił pan Deklewski - musi skończyć człowiek, który nie pilnuje się jednego fachu i nie umie uszanować darów łaskawej fortuny. - Zaś radca Węgrowicz po każdej równie głębokiej sentencji swego przyjaciela dodawał;
- Wariat! wariat!...Awanturnik!... Józiu, przynieś no jeszcze piwa. A która to butelka?
- Szósta, panie radco. Służę piorunem!... - odpowiadał Józio.
- Już szósta?... Jak ten czas leci!... Wariat! wariat! - mruczał radca Węgrowicz.
Dla osób posilających się w tej co radca jadłodajni, dla jej właściciela, subiektów i chłopców przyczyny klęsk mających paść na S.Wokulskiego i jego sklep galanteryjny były tak jasne jak gazowe płomyki oświetlające zakład. Przyczyny te tkwiły w niespokojnym charakterze, w awanturniczym życiu, zresztą w najświeższym postępku człowieka, który mając w ręku pewny kawałek chleba i możność uczęszczania do tej oto tak przyzwoitej restauracji, dobrowolnie wyrzekł się restauracji, sklep zostawił na Opatrzności boskiej, a sam z całą gotówką odziedziczoną po żonie pojechał na turecką wojnę robić majątek. 
cdn.
Więcej o sklepie i jednocześnie miejscu gdzie mieszkał Ignacy Rzecki znajdziecie pod tym adresem: