piątek, 28 sierpnia 2015

Tydzień z "Lalką" Bolesława Prusa - fragment piąty

Panna Izabela Łęcka. Cóż miała w sobie ta kobieta, że potrafiła opętać trzeźwo myślącego Stanisława Wokulskiego? Czyżby zadziałał urok nieosiągalnego?

"- Jedziesz dziś do Paryża z Suzinem?
- Ani myślę.
- Słyszałem, że to jakiś wielki interes... Pięćdziesiąt tysięcy rubli...
Wokulski milczał.
- Więc jedziesz jutro albo pojutrze, bo podobno Suzin ma na twój przyjazd zaczekać parę dni?
- Nie wiem jeszcze kiedy pojadę.
- To źle Stachu. Pięćdziesiąt tysięcy rubli to majątek; szkoda go stracić... Jeżeli dowiedzą się, że wypuściłeś z rąk taką sposobność...
- Powiedzą żem zwariował - przerwał mu Wokulski.
Znowu zamilkł i nagle odezwał się:
- A gdybym miał do spełnienia ważniejszy obowiązek aniżeli zyskanie pięćdziesięciu tysięcy?...
- Polityczny? - spytał cicho Rzecki z trwogą w oczach, ale i uśmiechem na ustach...
Wokulski podał mu list.
- Czytaj - rzekł. - Przekonasz się, że są rzeczy ważniejsze od polityki.
Pan Ignacy z niejakim wahaniem wziął list do ręki, lecz na powtórny rozkaz Wokulskiego przeczytał:


"Wieniec jest prześliczny i już  z góry w imieniu Rossiego dziękuję panu za ten podarunek. Nieporównane jest to dyskretne rozmieszczenie szmaragdów między złotymi listkami. Musi Pan koniecznie przyjechać do nas jutro na obiad, ażebyśmy się naradzili nad pożegnaniem Rossiego, a także nad naszą podróżą do Paryża. Wczoraj papo powiedział mi, że jedziemy najdalej za tydzień. Naturalnie jedziemy razem, gdyż bez miłego Pańskiego towarzystwa podróż straciłaby dla mnie połowę wartości. A więc do widzenia...
                                                                                                                                                                                           Izabela Łęcka


- Nie rozumiem - rzekł pan Ignacy obojętnie rzucając list na stół. - Dla przyjemności podróżowania z panną Łęcką, a choćby dla radzenia nad prezentami dla... dla jej ulubieńców nie rzuca się w błoto pięćdziesięciu tysięcy... jeżeli nie więcej...
Wokulski powstał z kanapy i oparłszy się obu rękoma na stole, zapytał:
- A gdyby mi się podobało rzucić dla niej cały majątek w błoto, to co?...
Żyły nabrzmiały mu na czole, gors koszuli gorączkowo falował na piersiach. W oczach zapalały mu się i gasły te same iskry, jakie już widział Rzecki w czasie pojedynku z baronem.
- To co?... - powtórzył Wokulski.
- To nic - odpowiedział spokojnie Rzecki - przyznałbym tylko, że omyliłem się, nie wiem już który raz w życiu."
cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz