niedziela, 10 stycznia 2016

"Wszystko co najważniejsze..." Ola Watowa

Powoli dnia przybywa. Powietrze ciężkie, matowe, tkane dymem z kominów. Siedzę przed komputerem i staram się myśleć, ale myślenie wychodzi mi średnio. Najchętniej opatuliłabym się kocem i przeczekała zimny czas. Czekolada w kubku, wiśnie w likierze w zasięgu ręki i książka, niekoniecznie łatwa i przyjemna.
Czytam teraz "Wszystko co najważniejsze..." Oli Watowej. Czytam powoli, ze ściśniętym gardłem, łzami w oczach. Nie powinnam tak się wzruszać, ale nic na to nie poradzę. Słowa sprzed lat zostają ze mną, pewnie na długo i te wszystkie chwile, momenty nieuwagi, niedocenienia istoty zdarzeń wracają jak wyrzut sumienia. Wszystko to co mogłam, a czego nie zrobiłam wobec osób najbliższych. Podniesiony głos, milczenie. 
A wszystko za sprawą tego fragmentu opisującego przyjęcie weselne Oli i Aleksandra Watów.

"Wieczorem odbyła się prawdziwa uczta. Zaproszeni byli przyjaciele Aleksandra. Broniewski, Sternowie, Pronaszkowie, Syrkusowie, Czyżewski i wielu, wielu  innych. Niestety, nie pamiętam wszystkich. Stół ustawiony był w podkowę, był kucharz i kelnerzy, którzy podawali do stołu.  Z tego weseliska został mi w pamięci Tytus Czyżewski, którego z przypadku posadzono pod kaflowym, gorącym piecem. Tytus biedował i to była dla niego wielka okazja, żeby podjeść sobie do syta i dobrze. A tymczasem ten rozpalony piec, przy jego ułomności - był przecież garbaty - straszliwie mu dokuczał, i ciągle skarżył się, że przy tym piecu siedzi. Ileż to lat minęło od tej chwili - pięćdziesiąt sześć - a ja ciągle żałuję, że nie zajęłam się nim i że go nie posadziłam na lepszym dla niego miejscu.. Ale byłam młoda i "płocha" i o tym nie myślałam, a już zupełnie nie myślałam, że teraz, po pięćdziesięciu sześciu latach będzie mi to dokuczało."





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz