niedziela, 29 maja 2016

Katarzyna Slany "Groza w literaturze dziecięcej Od Grimmów do Gaimana"

Od lat czytam książki adresowane do o wiele ode mnie młodszych czytelników. Wracam do baśni, klechd, podań i legend znanych z dzieciństwa, ale także odkrywam nowe światy literatury skierowanej do młodego czytelnika. Kierunek to nieco umowny ponieważ jak w swej pracy naukowej pisze doktor Katarzyna Slany "Pierwszymi odbiorcami baśni magicznych byli więc zgodnie z ustaleniami badaczy, dorośli reprezentanci ludu, nastawieni na emocje intensywne, wstrząsające, nacechowane ludycznie i karnawałowo. Jednak w baśniowym rekwizytorium obrazów infantylnych i destrukcyjnych widzieć można również zbiór imaginacji typowo dziecięcych". str.48 
Oraz:
"Mimo iż pierwotnie nie dla dzieci, baśnie magiczne są pierwszymi utworami z kręgu literatury czwartej, w których pojawia się kategoria grozy, makabry i okrucieństwa. Tatar twierdzi, że tragiczne i straszne zdarzenia są podstawowym źródłem przyjemności, jaką daje lektura baśni, niezależnie od tego czy finał opowieści jest drastyczny czy komiczny. I nie tylko dzieci zachwycają się mrocznymi wątkami. Również dorośli odnajdują przyjemność w baśniowym horrorze i okrucieństwie." str.49 
Groza fascynuje, przyciąga i trudno by praca naukowa poświęcona tej jakże interesującej dziedzinie pozostawiła czytelnika obojętnym. 
Wiedza, rzetelność, różnorodność przytaczanych źródeł to tylko niektóre atuty "Grozy w literaturze dziecięcej". Autorka zręcznie panuje nad uwagą czytelnika podsuwając mu co smaczniejsze fragmenty omawianych utworów. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik, który nie jest naukowcem, tak jak ja, a jedynie amatorem, który chciałby wiedzieć i rozumieć więcej niż to co mu instynkt podpowiada, nie męczy się i nie nuży. Przyznam się, że korzystając z okazji zrobiłam sobie listę utworów do przeczytania i autorów, których twórczość chciałabym bliżej poznać. 
Autorem szczególnie mi bliskim pozostaje od lat Hans Christian Andersen. Lektura jego "Dzienników 1825-1875" wydanych przez Media Rodzina w wyborze, przekładzie i opracowaniu Bogusławy Sochańskiej była dla mnie wstrząsającym przeżyciem, tak jak i uświadomienie sobie, że Andersen i jego Baśnie stanowią spójną całość.
 W rozdziale poświęconym twórczości Andersena tak pisze Katarzyna Slany:  "Literackie baśnie grozy" Andersena stanowią autentyczne, traumatyzujące i niezapomniane przeżycie Niesamowitego w jego dwóch najbardziej skrajnych postaciach. Tym samym baśnie te uwalniają najskrytsze obawy ludzkie, lecz w finale nie wyzwalają od nich odbiorcy. Uświadamiają mu natomiast jego tragiczną kondycję egzystencjalną - bycie istotą ogarniętą nieustannym lękiem. Dzięki temu zabiegowi Andersen pozbawia czytelnika możliwości przeżywania grozy, cierpienia, zła na wygodny dystans"str.139. 
Przytaczam fragmenty książki, wnioski płynące z licznych omówień ponieważ to właśnie one pokazują wielowymiarowość tej pracy, jej wkład poznawczy w szeroko pojęty temat grozy w literaturze dziecięcej. Dla mnie prywatnie, jako osoby piszącej, poruszającej się w świecie zbrodni, wprawdzie wymyślonej, ale noszącej wszelkie cechy realizmu, praca naukowa doktor Slany jest cennym źródłem wiedzy i inspiracji i jako taką polecam ją osobom zainteresowanym nie tylko szeroko pojętym światem grozy, ale także szukającym dodatkowej wiedzy. Ponieważ trudno przytoczyć wszystkie fragmenty, którymi chciałabym się podzielić z jak myślę potencjalnymi czytelnikami tej jedynej w swoim rodzaju książki, na koniec historyjka z życia wzięta. Oczywiście związana z polecaną przeze mnie książką:
Ucieszyłam się bardzo gdy dowiedziałam się, że Katarzyna Slany zamierza przelać na papier swoje doświadczenie badacza literatury dziecięcej. Z przyjemnością od czasu do czasu podczytywałam co smaczniejsze wierszyki pełne grozy, którymi dzieliła się ze swoimi czytelnikami. Często były to angielskie makabreski, budzące autentyczną grozę (zgrozę też). Pamiętacie wierszyk o myszkach, którym gospodyni odcięła ogonki? Jest on bazą fabuły "Pułapki na myszy" Agathy Christie. Ale nie tylko angielskie wierszyki potrafią sprawić, że zjeży nam się ostatni włos. Nasze w niczym im nie ustępują,przyciągając nas dużą dozą czarnego humoru. 
Gdy okazało się, że książka już jest w sprzedaży, oczywiście zamówiłam i czekałam cierpliwie. Przyszła, ciężka, solidnie zapakowana. Poganiana przez zaciekawioną mamę rzuciłam się do otwierania. Nożyczki, papier, ciekawe co w środku. Otworzyłam na chybił-trafił, na 188 stronie. A tam: 
"Czy kotlecik to mielony,
Czy pomidor czerwony?
Nie, to tatko nasz kochany
przez tramwaik przejechany.
Raz, dwa, trzy
Wychodzisz ty.
(Katowice 1974) 

Pamiętam tę wyliczankę z mojego dzieciństwa.

Innych wyliczanek nie przytoczę, są naprawdę smaczne :)
Czytając je popłakałyśmy się z mamą ze śmiechu.


Reasumując, "Groza w literaturze dziecięcej  Od Grimmów do Gaimana" to pozycja, którą warto mieć w swojej bibliotece. Mój egzemplarz roi się od żółtych karteczek i podkreśleń ołówkiem.
 I wiem, że jeszcze nieraz do niego sięgnę.
Dla bibliotek pozycja obowiązkowa.
Miłej lektury.

Poniżej spis zagadnień, którymi zajmuje się Autorka.

1. GROZA W BAŚNIACH MAGICZNYCH
2. LITERACKA BAŚŃ GROZY HANSA CHRISTIANA ANDERSENA
3. DZIWNOŚĆ I GROZA W POWIEŚCIACH ONIRYCZNYCH I FANTAZMATYCZNYCH
4. DZIECIĘCE POWIEŚCI GROZY
Oczywiście to tylko tytuły rozdziałów, każdy podzielony jest na podrozdziały.
Polecam :)
Ponieważ jest to książka naukowa to niestety jej dostępność jest ograniczona i w dużych sieciach księgarskich jej nie ma.
Ale Tutaj możecie ją nabyć.

czwartek, 19 maja 2016

Z grzywką czy bez?

Z grzywką czy bez grzywki?, taki oto dylemat dopadł mnie wczoraj i męczy. Od kilku tygodni wybieram się żeby zrobić porządek z włosami, a kiedy w końcu usiądę na fotelu u fryzjerki Irenki, sama nie wiem. Miałam tylko podciąć włosy, szybko rosną, stają się ciężkie, trudno je upiąć. Wysuwają się spod zapinki, tworząc na głowie mało artystyczny nieład. Do wczoraj wiedziałam, że mam podciąć, ale wczoraj pomyślałam, że powrót do grzywki byłby wskazany. Przeszukałam zdjęcia, było nieźle. Wprawdzie ostatnio moja fryzjerka stwierdziła, że grzywki mi nie zrobi, bo i tak będę odgarniać włosy żeby mi nie spadały na czoło przy pisaniu, a ja się z nią zgodziłam, ale z drugiej strony... 
I tak się męczę.
Zapytałam mamę, siła doradcza, obiektywna. Usłyszałam:
- Grzywka? Zapomnij, skraca twarz, masz okulary, nie będzie cię widać. 
- Ale dlaczego? Przecież na zdjęciach wyglądam dobrze - jęknęłam z zawodem. Oczekiwałam innej rady. 
Mama popatrzyła na mnie i z rozbrajającą szczerością oznajmiła: 
- Bo ja nie lubię grzywek. Dlatego!
-Przyniosę zdjęcia, sama zobacz - oświadczyłam i powlokłam się na piętro w poszukiwaniu albumów. Wyłuskałam kilka zdjęć i cała zadowolona położyłam je na stole. 
Mama spojrzała życzliwiej, nawet pochwaliła - o tutaj całkiem fajnie wyglądasz. Spróbuj. Zresztą to twoje włosy, nie moje, rób co chcesz. 
Uwolniła się od odpowiedzialności. 
Patrzę, myślę, zdjęcie sprzed ośmiu lat, włosy mają to do siebie, że odrastają. Może zaryzykuję zmianę?
Chociaż tak naprawdę to żadna zmiana. Zmiana byłaby wtedy gdybym ścięła moje długie loki i zamieniła je na krótką fryzurkę.
Może kiedyś zafunduję sobie rewolucję na głowie. 
Ale jeszcze nie teraz. 

poniedziałek, 16 maja 2016

Przesilenie wiosenne?

Gdyby mi się tak chciało, jak mi się nie chce, to byłabym tytanem pracy. Tak sobie dzisiaj samokrytycznie pomyślałam. Zmęczenie i zniechęcenie jakieś mnie dopadło i jak znam życie oraz siebie potrwa od trzech dni do tygodnia. 
I chociaż jest to irytujące, ja zaraz zaczynam się zastanawiać co jest ze mną nie tak, że nie nadążam, nie daję rady i ogólnie dlaczego wszystko wychodzi inaczej, wolniej i na opak, to jednak chwila odpoczynku, reset organizmu potrafią sprawić, że znowu zaczynam być aktywna. 
Może to dlatego, że lista zadań do zrealizowania długa, może zbyt długa?
Może ją skrócić, popatrzeć realnie, odpuścić?
Taki czas, muszę się zastanowić. 
Dzisiaj pochmurno, pogoda nie sprzyja optymizmowi, więc mam alibi na znużenie.
A jutro?
Jutro wszystko może się zmienić :)
I z tym optymistycznym, mimo wszystko, wnioskiem zostawiam Was do jutra. Albo na dłużej. Zobaczymy.

piątek, 6 maja 2016

Wojciech Widłak "Pan Kuleczka i marzenia".

To już siódma książeczka z serii poświęconej przygodom Pana Kuleczki, psa Pypcia,  kaczki Katastrofy i muchy Bzy-Bzyk. 
Sympatyczna czwórka bawi się, odpoczywa, pracuje, i zadaje pytania. I przyznam szczerze, że są to pytania, na które także ludzie całkiem dorośli poszukują odpowiedzi. 
" - Jak to jest - zastanawiał się pies Pypeć - że zawsze jest dziś?". 
Kaczka Katastrofa nie miała  zapędów filozoficznych i tak skomentowała rozważania Pypcia: "Wczoraj było wczoraj, jutro będzie jutro, a dziś jest dziś. I tyle." Prosto, zwięźle i na temat. A jednak Pypeć nadal miał wątpliwości... 
Ale posługując się logiką w jasny sposób potrafił  kaczce Katastrofie i dzieciom wytłumaczyć dlaczego dzisiaj jest dzisiaj... 
Pan Kuleczka jak dobry wujek, życzliwy opiekun, pilnuje by każda zabawa miała sens, a dzieci bawiące się razem z psem Pypciem, kaczką Katastrofą i muchą Bzyk-Bzyk poznawały świat wokół nas i nie bały się go. Wyjaśnia, uspokaja, pokazuje. W jaki sposób upływa czas, dlaczego od czasu do czasu bierzemy się za porządki i dlaczego spadające piórko  tak długo spada... 
"Pan Kuleczka i marzenia" bawi i uczy w najlepszy możliwy sposób, poprzez pokazanie zjawisk występujących wokół nas. Zadaje pytania i wskazuje jak szukać odpowiedzi. A co najważniejsze, książeczka może być inspiracją do zabaw z dziećmi. Przecież zawsze możemy wyjść  na dwór, do parku i sprawdzić dlaczego piórko nie opada od razu tylko niesione z wiatrem droczy się z nami. I zawsze możemy iść na spacer w deszczu ciesząc się z pięknego dnia. 
Wartościowy tekst i piękne, inspirujące ilustracje. 
Dzień spędzony z Panem Kuleczką, psem Pypciem, kaczką Katastrofą, muchą Bzyk-Bzyk i myszą Wiszą, która boi się porządków, na pewno przyniesie rodzicom i ich pociechom mnóstwo emocji. 
Polecam i życzę wyśmienitej zabawy :)


Wojciech Widłak "Pan Kuleczka i marzenia"

Ilustracje Elżbieta Wasiuczyńska
Wydawnictwo Media Rodzina


Książeczkę otrzymała od Wydawnictwa Media Rodzina 


niedziela, 1 maja 2016

Taki piękny maj

Dzisiaj pierwszy dzień maja, Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy i święto Józefa Robotnika. Dzisiaj także przypada rocznica wstąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Ponieważ mam tyle lat ile mam, więc też pamiętam pochody pierwszomajowe. W dwuszeregu zbiórka, flagi w dłoń i wymaszerować. Pamiętam śnieg na pierwszego maja i wdzierające się w oczy letnie słońce. 
Pamiętam jak kiedyś uciekłyśmy z pochodu z przyjaciółką, padał ciepły, wiosenny deszcz, a my postanowiłyśmy zwiedzić cmentarz żydowski. Można było wejść na cmentarny teren przez kruszący się mur. Trawa, chwasty, skrzypiące przy podmuchach wiatru stare drzewa i zarastające mchem macewy, smutek opuszczonego miejsca. Jakiś czas później uporządkowano teren, postawiono solidny mur. Teraz to zadbane miejsce pamięci o tych, którzy odeszli, a byli częścią, życiem naszego miasta i pracowali na jego dorobek i pamięć. To był naprawdę piękny maj.
Żałuję, że nie mam zdjęć z tamtego okresu, w odróżnieniu od wielu osób nie staram się zapomnieć tego co było, nie staram się tego odrzucić i uznać za niebyłe. To były lata mojego dzieciństwa, dorastania i nauki. Nie było pięknie, nie było różowo, chyba że kwitły różaneczniki. Na tamte czasy było po prostu  normalnie. 
Zawsze pierwszego maja myłam okna, taka to u mnie świecka tradycja. W tym roku muszę poczekać do jutra, odpuszczę mycie okien w niedzielę, mogę tym razem odpocząć. 
A może to dlatego, że ogólnie zmęczona jestem i gdyby mi się tak chciało jak mi się nie chce... 
Chyba dopadło mnie przesilenie wiosenne.
Miłego świętowania.  
A maj to także bzy, poniżej zdjęcia z zeszłego roku. Niedługo znowu nam zakwitną i będzie piękny maj, jak zawsze.