niedziela, 30 października 2016

Targi Książki Kraków 2016 - podsumowanie

Pierwszy raz na Targach Książki w Krakowie byłam trzy lata temu, jeszcze w starej lokalizacji. Długa przerwa i oto okazuje się, że tym razem czeka mnie wyprawa na ulicę Galicyjską 9. Trafię pod każdy adres, więc i ten przypominający galicyjskie korzenie Krakowa przypadł mi do gustu. Ale zanim tam trafiłam...

Myślę, że wzięcie udziału w Targach Książki to marzenie większości autorów. Jedyna w swoim rodzaju atmosfera ekscytacji, możliwość spotkania oko w oko z czytelnikami, blogerami książkowymi i innymi autorami zapewnia wiele pozytywnych wrażeń i pozostawia po sobie bardzo miłe wspomnienia. 

Ale zanim dotarłam na miejsce z planem drogi w dłoniach minęło sporo czasu. Trochę zmęczona podróżą busem - zdecydowanie mój kręgosłup nie lubi busów - postanowiłam spacerem dojść do Galicyjskiej. Wiedziałam, że jest to parę kilometrów drogi, ale na myśl o jeździe kręciło mi się w głowie. Miałam sporo czasu w zapasie więc mogłam spokojnie zmierzać do celu. 
Po drodze minęłam park i udało mi się zrobić zdjęcie wiewiórce :)




A potem natknęłam się na takie oryginalne budowle przypominające mi domy z wieżyczkami rumuńskich królów cygańskich, tylko tam było więcej przepychu - te rynny miedziane zakończone gargulcami, tutaj poszli w ilość, a w zasadzie wysokość ;)


Na końcu trochę zmachana   dotarłam na teren Expo razem z falą młodzieży, młodszej i starszej, ale na pewno czytającej. Minęło nas mrowie ludzi wychodzących, azali było ich mrowie? Było. 
Niech mi nikt nie mówi, że ludzie w Polsce nie czytają. Oczywista oczywistość, że wielu ludzi nie czyta, nie czytali i nie będą czytali. Ani kijem, ani marchewką się ich nie zmusi. Ale naprawdę takich  tłumów czytających, rozprawiających, podekscytowanych spotkaniem z ulubionym pisarzem nie spodziewałam się. A jednak widać, że nie ma rzeczy niemożliwych. 
Stanęłam obok kolejki i sięgnęłam po telefon, przezornie miałam tam zapisany numer do przemiłej pani Agnieszki z Dictum. Wprowadziła mnie do środka, a ja zapadłam w tłum jak w masę i tak szłam dając się nieść prądowi. 
Stoisko Dictum C 56 malutkie, bardzo przytulne, mnóstwo serdeczności i życzliwości. I niespodzianka! W plebiscycie serwisu Granice.pl głosami internautów "Przepis na zbrodnię" został wybrany Najlepszą Książką na Jesień 2016 w kategorii "Komedia Kryminalna". Za wszystkie oddane głosy serdecznie dziękuję.
Pierwsze zdjęcie z prezesem Wydawnictwa Szara Godzina  Ireneuszem Godawą i autorem "Śmiertelnej rozgrywki" Janem Mostowikiem.


A potem spotkania z czytelnikami, blogerami książkowymi i znajomymi z przestrzeni wirtualnej.
Będę z sentymentem wspominała sobotę 29 października 2016 i z przyjemnością jeszcze kiedyś pojadę do Krakowa na święto literatury. Jeżeli nie jako autor, to na pewno jako czytelnik. 
Poniżej kilka zdjęć ze spotkań.







 Zdjęcia poniżej dzięki uprzejmości Kingi Kosiek z bloga Ogród Kwitnących Myśli :)





Bardzo dziękuję za wszystkie przemiłe spotkania. Na pewno jeszcze pojawią się zdjęcia i ciąg dalszy relacji. 
Napiszę o tym jak wracałam z Targów, a to temat może nie na powieśś, ale na opowiadanie ;)

środa, 26 października 2016

Saszetka pełna zapachu róż

Dwa lata temu zdobyłam się na policzenie wszystkich krzaków róż w naszym ogrodzie. Było ich dokładnie 39, a każda róża inna, od pysznie czerwonych, poprzez delikatne lila, herbaciane, żółte, różowe pnące, pomarańczowe - też pnące, białe - też pnące, a w zasadzie oplatające świerki, po białe wysmukłe łodygi. Tak prawdę mówiąc powinnam spisać je nazwami, które najczęściej brzmią bardzo poetycznie i romantycznie. 

Od lat suszymy róże do bukietów, suszymy także płatki róż, ale po raz pierwszy tegoroczne płatki otrzymały okrycie, specjalnie dla nich uszyte, ręcznie, przez moją Mamę. Na prezent dla wyjątkowej osoby :)
Pachnie upojnie, wygląda pięknie, trochę płatków nam zostało, więc zapewne powstanie jeszcze niejedna pachnąca saszetka :)
Przyznam się, że tym razem nie przyłożyłam palca do powstania tej robótki, ale wszystko przede mną, czas najwyższy przypomnieć sobie zasady szycia, szydełkowania i robót na drutach. Kiedyś szło mi całkiem nieźle. Ale, co muszę przyznać z pełną skromnością - Mama zawsze umiała mnie zakasować wykonaniem i pomysłem. Geny Babci Tekli, która potrafiła wydziergać, uszyć, zacerować, doszyć.... i co tam kto potrzebował.






Upojnie pachnące płatki róż
 Róże z naszego ogrodu :)







niedziela, 16 października 2016

Zasuszone bukiety - wspomnienie lata



Gdy przemija czas bukietów z ogrodu - konwalii oszałamiająco pachnących, bzów białych i w różnistych odcieniach bzowych, bratków, prymul, kosaćców, piwonii, róż w całej ich gamie, mieczyków, astrów, malw, cynii, niezapominajek.... długo by wymieniać, pozostają na jesień, zimę, aż do wiosny, bukiety z suszonych kwiatów, kompozycje mniej lub bardziej udane, ale własne. 
Jeszcze mnóstwo kwiatów czeka na ułożenie. Wieniec na drzwi i hortensje w białych koszach z wikliny, zawsze udaje mi się odnaleźć zapomniane koszyki, pojemniki, kobiałki, gdzieś w przestrzeni strychu poutykane. Maluję je na biało albo na kolorowo, zależy jaką farbę mam pod ręką i znowu cieszą oczy. 

Na zdjęciach poniżej kompozycja, na którą co jakiś czas zerkam pisząc następną książkę.

Suszone kwiaty Bugenvilli i zielone szkiełko na szczęście





piątek, 14 października 2016

Dzień Nauczyciela

Jakiś czas temu przelotem, gdzieś po drodze widziałam się z moją wychowawczynią. A w zasadzie z naszą wychowawczynią, z podstawówki. Pełna  energii szła do biblioteki, chociaż problemy z oczami, ale jak tu nie czytać. Widujemy się co jakiś i zawsze na moment przystaniemy porozmawiać. Co tam u kogo słychać, a któryś z kolegów zniknął z horyzontu, tamten się ożenił, a jedna z koleżanek została babcią.
 Wiesz? 
Nie wiedziałaś? Popatrz jak to szybko czas leci. 
Nasza wychowawczyni nas pamięta. Wszystkich. Kiedyś zapytałam jak to możliwe przy tylu rocznikach i usłyszałam, że Pani Danusia Płonka nas lubiła. Byliśmy fajną, zgraną klasą. 
Też ją lubiliśmy, chociaż do dzisiaj pamiętam chwile grozy na lekcjach chemii. Na biologii było o wiele przyjemniej.
I nie żeby zawsze było słodko, wychowawczyni potrafiła na nas huknąć, rzucić dziennikiem, wstawić pałę. Ścieranie tablicy, porządki w klasie, pielenie grządek, gracowanie ścieżek w przyszkolnym ogrodzie. Nawet na cmentarzu robiliśmy z Nią porządki. I nikomu nie przyszłoby do głowy narzekać na połamane paznokcie, ręce uwalane ziemią. 
Rodzicom też nie przyszłoby do głowy. 
 Nie było cukierkowo, było normalnie. Bez klosza i podważania kompetencji nauczyciela. 
Dziękuję za wszystko. 


środa, 12 października 2016

"OkoLica Strachu" w moim domu

Tak, tak, już jest!
Dzisiaj rano wyjęłam ze skrzynki na listy najnowszy, już trzeci numer "OkoLicy Strachu" - kwartalnika przybliżającego żądnym wrażeń czytelnikom świat grozy, kryminału i strachów pokrewnych. 
Będę czytać, musiałam ustawić się w kolejce, bo najpierw mama się dorwała i tak ją pochłonęło, że jeszcze w półmroku wodziła wzrokiem za literkami. I żebyż to zaczęła od czytania tego co napisałam. Ale nie! zaczęła od początku, a moje opowiadanie na końcu :)
Też zacznę od początku, a jak już dotrę do tego co napisałam będę szalenie zdziwiona, że znowu widzę coś własnego w druku. 
To nie kokieteria, to fakt. 
Komisarz Jodła na moment wróci, by rozwikłać zagadkę... 
A nie powiem :)
Miłej lektury!



niedziela, 9 października 2016

Zielone drzwi, czyli jak spełniłam jedno z moich marzeń

Marzenia są po to żeby je realizować. Oczywiście nie mam na myśli szóstki w lotto, i to w momencie kumulacji, na wygraną mamy jedynie taki wpływ, że albo kupimy kupon, albo nie. 
I basta. 
Natomiast na spełnianie takich zwykłych marzeń mamy wpływ i tylko od naszego"chcę, spróbuję" zależy powodzenie przedsięwzięcia. 
Najlepszą metodą, wprawdzie żmudną i nie zawsze skuteczną, ale też lepszej chyba nie ma, jest  praca. Marzenia same z siebie się nie spełnią, trzeba im pomóc. 
Kiedyś, dawno temu pomalowałam drzwi wejściowe na słoneczny, żółty kolor. Dziadek Józef najpierw obił stare drzwi listewkami, tak zwaną boazerią, potem ja je pomalowałam. Były piękne, ale z czasem trzeba było je wymienić. Kupiłyśmy zwykłe, drewniane, brązowe, nawet ładne. I tak rok za rokiem leciał, a ja coraz częściej przebąkiwałam, że marzyłyby mi się zielone drzwi. 
Nie ukrywam, że rozważałam również inne opcje kolorystyczne: płomienną czerwień, uspokajający grafit, szalony fiolet, i oczywiście głęboki granat, albo zapraszający niebieski. Oglądałam Poirota i szukałam kolorowych drzwi, bo one takie piękne i takie inne niż te wokół.
W tym roku postanowiłam, że czas zrealizować marzenie i zasięgnęłam opinii co do farb. Czymś trzeba te drzwi pomalować. Padło na Tikkurilę, pojechałam tam gdzie zwykle kupuję farby i była, już gotowa, tak jakby na mnie czekała. Piękny odcień
Najpierw w ramach eksperymentu pomalowałam poręcz. 
A za jakiś czas resztę. 
Wymiana uszczelki to prosty zabieg
Wymieniłam uszczelki, drzwi są dużo bardziej szczelne i wewnątrz domu jest cieplej. 
Czekają na mnie jeszcze prace związane z wykończeniem malowania, ale muszę poczekać aż zrobi się cieplej. 
Spełnienie marzenia zajęło mi trzy dni, malowałam drzwi trzy razy i uważam, że było warto. 
Każdy z nas ma marzenia i warto chociaż na moment zwolnić i znaleźć własne drzwi do ich realizacji. Może to właśnie będą zielone drzwi? 
Powodzenia :)
A malowałam: 

wtorek, 4 października 2016

Suszki od serca

Piątek był dniem ogrodowym, ciepło, jesiennie, aura w sam raz do prac polowych. Skończyłam malowanie drzwi wejściowych ( o tym napiszę osobno), potem plewienie, porządkowanie... z kontynuacją w sobotę. 
W międzyczasie w "Głosie Ziemi Oświęcimskiej" ukazała się recenzja "Przepisu na zbrodnię" i informacja o mojej nowej książce dotarła do współmieszkańców, a także do mojej sąsiadki, Pani Ani.
Jestem ja sobie w ogrodzie, akurat w jego dalszych rejonach, oglądam krzaki, trzeba podciąć i słyszę jak mnie sąsiadka woła. W rękach trzyma bukiet suszków. Uwielbiam, ale od kilku lat nie miałam w ogrodzie. I jakież moje zaskoczenie, bo te suszki dla mnie, za książkę, z gratulacjami, bo w końcu wydanie książki, choćby kolejnej, to miłe wydarzenie. 
Wzruszyłam się prawie do łez, tak to było miłe i pełne ciepła. Suszki, jak nazwa wskazuje, suszą się teraz u mnie roztaczając bardzo przyjemny, suszkowy zapach. Wchodzę na piętro, do biblioteki, i wdycham :)