niedziela, 9 października 2016

Zielone drzwi, czyli jak spełniłam jedno z moich marzeń

Marzenia są po to żeby je realizować. Oczywiście nie mam na myśli szóstki w lotto, i to w momencie kumulacji, na wygraną mamy jedynie taki wpływ, że albo kupimy kupon, albo nie. 
I basta. 
Natomiast na spełnianie takich zwykłych marzeń mamy wpływ i tylko od naszego"chcę, spróbuję" zależy powodzenie przedsięwzięcia. 
Najlepszą metodą, wprawdzie żmudną i nie zawsze skuteczną, ale też lepszej chyba nie ma, jest  praca. Marzenia same z siebie się nie spełnią, trzeba im pomóc. 
Kiedyś, dawno temu pomalowałam drzwi wejściowe na słoneczny, żółty kolor. Dziadek Józef najpierw obił stare drzwi listewkami, tak zwaną boazerią, potem ja je pomalowałam. Były piękne, ale z czasem trzeba było je wymienić. Kupiłyśmy zwykłe, drewniane, brązowe, nawet ładne. I tak rok za rokiem leciał, a ja coraz częściej przebąkiwałam, że marzyłyby mi się zielone drzwi. 
Nie ukrywam, że rozważałam również inne opcje kolorystyczne: płomienną czerwień, uspokajający grafit, szalony fiolet, i oczywiście głęboki granat, albo zapraszający niebieski. Oglądałam Poirota i szukałam kolorowych drzwi, bo one takie piękne i takie inne niż te wokół.
W tym roku postanowiłam, że czas zrealizować marzenie i zasięgnęłam opinii co do farb. Czymś trzeba te drzwi pomalować. Padło na Tikkurilę, pojechałam tam gdzie zwykle kupuję farby i była, już gotowa, tak jakby na mnie czekała. Piękny odcień
Najpierw w ramach eksperymentu pomalowałam poręcz. 
A za jakiś czas resztę. 
Wymiana uszczelki to prosty zabieg
Wymieniłam uszczelki, drzwi są dużo bardziej szczelne i wewnątrz domu jest cieplej. 
Czekają na mnie jeszcze prace związane z wykończeniem malowania, ale muszę poczekać aż zrobi się cieplej. 
Spełnienie marzenia zajęło mi trzy dni, malowałam drzwi trzy razy i uważam, że było warto. 
Każdy z nas ma marzenia i warto chociaż na moment zwolnić i znaleźć własne drzwi do ich realizacji. Może to właśnie będą zielone drzwi? 
Powodzenia :)
A malowałam: 

2 komentarze: