sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie mijającego roku

Czas siąść i spisać co wydarzyło się w tym roku. 
Pod wieloma względami to był naprawdę dobry rok. Zrealizowałam jedno z marzeń, po trzech latach przerwy wydałam kolejną książkę. "Przepis na zbrodnię" przypadł czytelnikom do gustu, świadczą o tym ciekawe, błyskotliwe recenzje, dwa miesiące na liście bestsellerów empiku w kategorii kryminał, nagroda internautów portalu Granice.pl. dla najlepszej komedii kryminalnej na zimę oraz liczne rozmowy z czytelnikami.
Niezapomnianym przeżyciem były dla mnie spotkania w czasie Krakowskich Targów Książki i możliwość osobistego spotkania z  koleżankami i znajomymi z mediów społecznościowych. To były fantastyczne chwile i tylko żal, że miałam tak mało czasu. Być może w przyszłym roku będzie okazja by ponownie się spotkać. 
Miałam też okazję uczestniczyć w dużym i interesującym projekcie - "Legenda szyta na miarę, oświęcimska legenda XXI wieku". Ten projekt zmienił moje myślenie, dość tradycyjne na temat naszej literackiej spuścizny i pozwolił na świeże spojrzenie. A to oznacza, że jeszcze wrócę do tematu i będzie się działo. Fascynacja Legendami Allegro nadal trwa.
Napisałam następną książkę, kiedy ją wydam, tego nie wiem, ale kończę kolejną, więc wszystko przede mną:)

Dziękuję Czytelnikom, że czytają książki polskich autorów, w tym moje. Kupują, ale także wypożyczają. Ucieszyłam się czytając wiadomość potwierdzającą, że wyznaczone biblioteki zanotowały wypożyczenia moich książek i w związku z tym pewna kwota za te wypożyczenia wpłynie na moje konto. Było to rozliczenie za 2015 rok, długo przed wydaniem obecnego w wielu bibliotekach "Przepisu na zbrodnię". 
Powoli, ale konsekwentnie staram się realizować kolejne plany. Nie wszystko wychodzi, jak w życiu, ale to marzenia są naszą siłą napędową. Dlatego życzę Wam  wielu wspaniałych marzeń i odwagi, by je realizować.



piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia świąteczne :)





Rok mija i znowu nadchodzą Święta Bożego Narodzenia, piękne w swej prostocie i magii bliskości. Cieszymy się obecnością najbliższych, wspominamy tych, którzy odeszli, rozmawiamy, odpoczywamy zasłuchani w słowa ulubionej kolędy. 

Myślę, że każdy z nas na swój sposób przeżywa czas Bożego Narodzenia. 

Życzę i Wam i sobie, by ten czas przebiegał w spokoju nieskażonym waśniami i różnicą zdań, by polityka, tak bardzo obecna ostatnio w naszym życiu zeszła na ostatni plan, a każdy otrzymał swój wymarzony prezent.


Wesołych Świąt 


niedziela, 18 grudnia 2016

Wspomnienie o babci Rozalii

Śnieg oprószył dachy pobliskich domów, jest zimno i mało przyjemnie. Wiadomości nie nastrajają optymistycznie, wspomnienie pełnych zawirowań grudniów powraca. A przecież człowiek do życia nie potrzebuje zbyt dużo. Spokoju, poczucia bezpieczeństwa, ciepłego posiłku. Świadomości, że jest się potrzebnym. 
Chandra mnie dopadła, wiatr wyciska łzy z moich i tak już czerwonych od płaczu oczu. Bezradność, rzadko czuję się bezradna, ale się zdarza. Niestety. I gdy już myślę, że czas się zwijać, a dewiza "umierać tylko w ostateczności" jest tylko napuszonym sloganem, bo wiadomo, że jak przyjdzie na mnie czas to niewiele będę miała do powiedzenia, przypominam sobie babcię Rozalię. 
Babci Rozalii już od lat nie ma wśród nas, ale  wspomnienie  przychodzi znienacka, tkwi jak drzazga i już wiem, że muszę o niej napisać. 

Babcię Rozalię poznałam ćwierć wieku temu, gdy w czasie wykonywania obowiązków zawodowych, brnąc przez metrowe zaspy dotarłam do drewnianej chaty na skraju wsi. Dach chałupy uginał się pod naporem śniegu, drewniane okiennice chwiały się na wietrze. Chylące się ku upadkowi resztki płotu ginęły w bieli. Było mroźne, grudniowe przedpołudnie. Gdy wychodziłam do pracy temperatura dochodziła do -15 stopni. Gdy dotarłam do ostatniego domu w spisie  byłam zesztywniała z zimna, na policzkach zamarzały mi łzy, a ja marzyłam żeby się ogrzać.
Droga do chałupy była odśnieżona, więc mogłam swobodnie dojść do drzwi zza których dobiegało szczekanie psa. Widać wyczuł obecność kogoś obcego. Liche drzwi zbite z desek nie stanowiły dostatecznej bariery od mrozu, a jednak gdy się otworzyły buchnęło na mnie ciepło. 
W drzwiach zobaczyłam starszą kobietę, gdy wyjaśniłam w jakiej sprawie przyszłam wpuściła mnie do środka.
Babcia Rozalia miała już po osiemdziesiątce, a za sobą ciężkie życie.Wiele lat temu uległa wypadkowi i odtąd poruszała się zgięta wpół, prawie pod kątem prostym. Usiadłyśmy przy stole nakrytym ceratą, babcia postawiła czajnik na węglowym piecu i podłożyła, żeby się dobrze paliło. Przy piecu wylegiwał się nieduży piesek, czujnie przyglądający się, czy ukochanej pani nic nie zagraża. W kącie kuchni miały swoją zagródkę trzy kury, babcia przeniosła je z kurnika żeby nie zmarzły. Z każdego kąta wyzierała bieda, ale babcia Rozalia mówiła, że najważniejsze to móc sobie samemu radzić, dopóki starczy sił. Bo trzeba drewno porąbać, w piecu rozpalić, wodę ze studni przynieść, odgarnąć śnieg, ugotować obiad, dać psu i kurom jeść. Posprzątać w chałupie i uprać. Przeżyć. Przetrwać kolejny dzień. Tydzień. Miesiąc. I tak od lat. 
Babcia Rozalia była sama, nie wiem, może gdzieś w świecie żyły jej dzieci albo wnuki. Nie zapytałam.
Ale wiem, że najważniejsze to przeżyć. W zgodzie ze sobą i własnym sumieniem.

sobota, 17 grudnia 2016

Iwona Banach "Maski zła" wspomnienie budyniu



W jakiś czas potem znaleziono trzecie zwłoki" - od tego zdania zaczyna się wstrząsają opowieść o ludziach mieszkających w normalnym miasteczku.  Takim zwykłym, niewielkim, prowincjonalnym, aż do bólu swojskim.
 Czy tam może panować Zło?
 Zazwyczaj rzeczy złe dzieją się poza nami, gdzieś tam, daleko, w jakiejś Ameryce, albo co najmniej mieście wojewódzkim. Tragedie, o których ludzie czytają wstrzymując oddech i sapiąc w świętym oburzeniu, bo to zgroza, co się na tym świecie wyrabia! panie sąsiedzie.
A za przysłowiową miedzą? W takim niewielkim Zawiszynie?
"Wszyscy na posterunku zdali sobie sprawę, że to nie będzie wcale to o czym marzyli i w co usiłowali wierzyć".
Jak wiadomo jeżeli po dwóch morderstwach z podobnym modus operandi następuje trzecie, należy wziąć pod uwagę, że w okolicy pojawił się seryjny morderca. A tego nikt nie lubi.
 Policja - bo na pewno przyślą kogoś z zewnątrz.
Mieszkańcy - bo strach wyjść na ulicę.
 Ci, którzy mają coś na sumieniu - bo nigdy nie wiadomo co wyjdzie na jaw, a dawno popełnione grzechy uznano za niebyłe. 
Wszystko do czasu...
Trzy ofiary morderstwa, trzy starsze, pobożne kobiety jakąś część swojego życia poświęciły pracy w Instytucie. 
Czy coś je  łączyło? Trudno dociec.
Co naprawdę działo się w Instytucie, o którym nikt nie chce mówić zasłaniając się niepamięcią, czarną dziurą i innymi wątpliwej jakości wymówkami. 
Aspirant Małecki - człowiek z zewnątrz usiłuje rozplątać siatkę powiązań i z niedomówień sklecić jakiś w miarę czytelny obraz wydarzeń sprzed lat. Słusznie sądzi, że dzięki temu uda mu się chociażby w minimalnym stopniu zrozumieć czas teraźniejszy. 
Paulina Orczak - lokalna dziennikarka ma zamiar wypłynąć na zbrodni i zrobić karierę w wielkim dziennikarskim świecie. 
Francuzka mieszkająca w Instytucie chce zmierzyć się ze wspomnieniami.
Nie ona jedna.
 Czy pomyśleliście jak ważna jest pamięć z dzieciństwa? Czy lubiłam budyń? Nie wiem, nie pamiętam. Gdybym sobie przypomniała, byłoby mi łatwiej. 
Mam ochotę na budyń, wiem, że lubię - nie zdawałam sobie sprawy, że dla kogoś może to być ważne. Ale jest, ponieważ budyń, to symbol pamięci długotrwałej, tego co się kiedyś wydarzyło. Nie pamiętam, więc jakby mnie wtedy nie było.
Instytut, tak naprawdę niepubliczna placówka opiekuńczo-lecznicza dla niepełnosprawnych dzieci. Opustoszały po pożarze, który zdarzył się ponad dwadzieścia lat temu. 
I Katarzyna... Katarzyna, której jest więcej niż by się wydawało, Katarzyna uosabiająca gorycz, ból, poniewierkę, totalne odrzucenie przez społeczeństwo, które jak te przysłowiowe małpki nie widzi, nie słyszy i nie mówi, tym samym akceptując stan rzeczy. 
I niestety tak jest. 
Przeczytajcie, problemy poruszone w "Maskach zła" na pewno zostaną z wami na długo.
Polecam 
Iwona Mejza



"Maski zła" Iwona Banach 
Gatunek: thriller
Wydawnictwo Szara Godzina

"Biały trop" Emelie Schepp


"Dziewczynka siedziała w milczeniu, spoglądając na talerz z jogurtem i pokrojonymi w plasterki truskawkami. Wsłuchiwała się w pobrzękujące o porcelanę sztućce, słyszała jak matka i ojciec jedli śniadanie." (str.1)


W zeszłym roku miałam przyjemność przeczytać i zrecenzować pierwszą część historii tajemniczej prokurator Jany Berzelius. Recenzja Tutaj. Z radością na okładce drugiego tomu ujrzałam fragment tamtej recenzji.  











Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać i prawdę mówiąc miałam obawy czy nowe śledztwo pani prokurator wciągnie mnie tak samo jak to pierwsze.
Ale o co chodzi i dlaczego książki Emelie Schepp sprzedają się w takich nakładach?
Być może  chodzi o tę aurę tajemniczości, niewyjaśnionych zagadek pochodzenia dziewczyny i powiązania z ...
A może nie.
Dwie młode dziewczyny ulegają urokowi łatwego zarobku i wyruszają w daleką podróż. Jedna z nich zostawia w domu małą siostrzyczkę. To dla niej ryzykuje, by zapewnić dziecku w miarę spokojne życie. Jeszcze tylko podróż pociągiem, meta i stamtąd powrót do domu z zarobionymi pieniędzmi. 
Tylko że jedna z nich już nigdy nie wróci do domu.
I w tym momencie do sprawy wkracza prokurator Jana Berzelius, która będzie bezkompromisowo ścigała gang przemytników. Ale zanim to nastąpi Jana musi uregulować własne rachunki i zakończyć sprawę z Danilo. 
Matka, która chce dobrze, wiecznie kontrolujący córkę ojciec i sieć powiązań niezmienna od lat. Czy Janie uda się w końcu odnaleźć klucz do przeszłości i wyrównać rachunki?
O tym przekonajcie się sami.
Ja czekam na trzecią część serii - nie wszystko zostało wyjaśnione, a serie mają to do siebie, że przyciągają uwagę czytelników i nie pozwalają zapomnieć o głównych bohaterach fabuły, którzy z tomu na tom mają nam coraz więcej do zaoferowania.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Media Rodzina