sobota, 17 czerwca 2017

"Zwłoki powinny być martwe" Agnieszka Pruska

Agnieszka Pruska do tej pory wydała trzy powieści kryminalne z komisarzem Barnabą Uszkierem w roli głównej, natomiast najnowsza, "Zwłoki powinny być martwe" to  kryminał z humorem, w którym fabuła skupia się raczej na nieformalnym śledztwie prowadzonym przez dwie odreagowujące sezon szkolny nauczycielki, a nie na zagadnieniach proceduralnych i pracy policjantów. Chociaż jeden z nich niespodziewanie zacieśnia więzy, które raczej nie powinny łączyć organów ścigania ze świadkiem. Nawet jeżeli ten świadek jest ładną, wysportowaną, inteligentną blondynką. Ale kryminał humorystyczny sam się prosi o wątek romansowy. 
Ale od początku.
Julka i Alka zmęczone zmaganiami z młodzieżą szkolną pakują manatki i wyruszają do leśniczówki zlokalizowanej w pobliżu Olsztynka. Na czas wakacji zamieszkają razem z rodziną Alki - leśniczy Marcin i jego żona Grażyna wynajmują pokoje letnikom, oprócz dachu nad głową zapewniając także wyżywienie. Jakby tego było mało las wokół leśniczówki jest pełen malin, jagód, grzybów, i innych składników leśnych ostępów. Do innych składników możemy zaliczyć zwłoki, na które natykają się przyjaciółki już następnego dnia. Zwłoki, które według wszelkich zasad powinny być martwe. 

"Większa część faceta była mi niedostępna, prawie cały ukryty był pod malinami. Nieco wystawała tylko głowa, barki i lewa ręka zgięta w łokciu. Ręka powinna wystarczyć do sprawdzenia pulsu, pomyślałam i natychmiast wcieliłam myśl w życie. Mimo intensywnego macania po nadgarstku, tętna znaleźć mi się nie udało. Niewiele myśląc, wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk, otworzyłam go i przytknęłam do ust domniemanego trupa. Julka wrzasnęła tak, jakby myślała, że facet jeszcze żyje, a ja chcę go dobić.
- Nie drzyj się, sprawdzam, czy oddycha.
- NOŻEM?!
- A masz lusterko?
- Zdurniałaś? W lesie?
- No to co się głupio pytasz, na nożu też się para osadza.
- No? Żyje?
- Nie." (strona 24)

Spotkanie ze zwłokami, które oczywiście powinny być martwe, zorganizowało dziewczynom całe wakacje. Penetracja lasu w poszukiwaniu tychże zwłok, wyprawy do Olsztynka, wypytywanie personelu w hotelach i restauracjach, rozmowy ze starszymi i chętnymi do podzielenia się  wspomnieniami mieszkańcami Olsztynka oraz okolic, stanowią sedno książki. Plastycznie nakreślone  leśne ostępy, umiejętne podzielenie się z czytelnikami znajomością topografii opisywanych okolic i kuszące  obrazy rosnących zapasów ( grzyby suszone oraz w zalewie, maliny w trzech postaciach, konfitury, nalewka oraz sok) są doskonałą przynętą i pokusą, by porzucić marzenia o wakacjach wśród pół lawendy w Prowansji na rzecz swojskiego lasu i jego uroków. Bo nigdy nie wiadomo czy wśród kwiatów paproci nie czeka na nas denat, który oczywiście powinien być martwy. Do czasu. 
Książka w sam raz na rozpoczynający się sezon wakacyjny. Przy szukaniu grzybów zalecam czujność. Bo sami wiecie...

czwartek, 15 czerwca 2017

"Konstelacja zbrodni" Krzysztof Beśka

"Konstelacja zbrodni" to już trzecia część cyklu kryminalnego po "Ornacie z krwi" oraz "Krypcie Hindenburga" z Tomaszem Hornem w roli dziennikarza prowadzącego śledztwo.
 Tym razem Tomasz Horn ma za zadanie przygotowanie relacji dla gazety  z ponownego pochówku odnalezionych szczątków wybitnego astronoma. 
Miejscem pożegnania Mikołaja Kopernika jest Olsztyn, a w ostatniej drodze mają mu towarzyszyć oficjele, duchowni, telewizja, oraz członkowie ekipy archeologicznej, która dokonała odkrycia. Ale nie wszystko idzie jak po maśle i Tomasz Horn wplątuje się, albo ściślej rzecz ujmując, zostaje wplątany w bieg nieprzewidywalnych zdarzeń i sensacyjnych przygód, a my mamy okazję przyjrzeć się meandrom losu wybitnego astronoma, który był nie tylko astronomem, jak utrwaliło się w naszym przekonaniu, ale także medykiem, matematykiem,  strategiem, człowiekiem wielkiej wiedzy, dociekliwym, otwartym i tolerancyjnym. 
Był też mężczyzną pozostającym pod trwałym urokiem pewnej kobiety. Wzruszająca historia ich wzajemnego uczucia ociepla i przybliża wizerunek Kopernika. 
To atut książki, dzieje Mikołaja Kopernika, wielowymiarowość postaci kanonika fromborskiego. Jego odbrązowienie. Nauka i życie, życie i nauka.
Powyżej rekonstrukcja wyglądu Mikołaja Kopernika na podstawie odkrytej w 2005 roku czaszki. Na TEJ  stronie możecie także przeczytać o medycznej pasji Mikołaja Kopernika i jego wyjątkowej bibliotece.

A w czasach współczesnych trwa wyścig, Tomasz Horn i współpracująca z nim paleoantropolog Monika Lauder prowadzą własne śledztwo, a jednocześnie są ścigani. Rozpoczyna się gra o władzę, gra o odwrócenie losów Europy po drugiej wojnie światowej. Wiodącą rolę w tym wyścigu odgrywa pewien kamień... 
Zaskakujące zwroty akcji, sensacyjna intryga, wielowątkowość fabuły, rozpiętość w czasie  i umiejętność przekazania przez autora wiedzy historycznej, to atuty serii o Tomaszu Hornie. 
I o ile Tomasz Horn nie zapadł mi  w pamięć tak jak jego imiennik Pan Tomasz zwany Panem Samochodzikiem, to historia którą przywołuje wzbudziła moje autentyczne zainteresowanie i wiem, że z przyjemnością i zaciekawieniem sięgnę po kolejne tomy przygód niepokornego dziennikarza.
 Z przekonaniem polecam miłośnikom kryminału, sensacji i historii.
Warto przeczytać. 

niedziela, 11 czerwca 2017

Marta Obuch "Łopatą do serca"

Mówi się, że do serca mężczyzny najszybciej można  trafić przez żołądek, ale w wyjątkowych okolicznościach wystarczy łopata. Solidne narzędzie ogrodnicze, świeżo zakupione w Castoramie jest jak znalazł, zwłaszcza, jeżeli trzeba bronić się przed porwaniem. A Misia musiała:
 "Naprawdę Misia nie podejrzewała, że potrafi zdzielić łopatą ogrodniczą człowieka, i to przy świadkach. Ale to nie był człowiek. To była nędzna pijawka, która nie szanowała kobiecej własności. Na swoje usprawiedliwienie mogła jednak podać, że ostatnią myślą, jaka zaświtała jej w głowie, była ta, żeby jednak nie uszkodzić draniowi płata czołowego. Łopata zaświszczała w powietrzu w zgrabnym zamachu i..." (strona 17)
I taką inaugurację swojej działalności miała łopata zakupiona w prezencie dla Zuzy - przyjaciółki Misi. A obolały Igła, prawa ręka Hardego, oddelegowany do pilnowania małżonki, i nie tylko małżonki szefa, miał sporo do przepracowania żeby zasłużyć na coś w rodzaju współpracy z energiczną Misią. 
Wyśmienity humor sytuacyjny i słowny, niewymuszone, ale pełne polotu dialogi. Barwne postaci, przykuwające uwagę i nie dające o sobie zapomnieć w pięć minut po przeczytaniu ostatniej kartki. Jedyna i niepowtarzalna Ryszarda Kociołek, miły i budzący ciepłe uczucia Marchewka, przystojny i tajemniczy Igła, papużki-nierozłączki Misia i Zuza. Szalony pościg z puszką białej farby za BMW-u i kradzież diamentów. Namieszane a jednak spójne i logiczne. 
Bardzo mi przypadła do gustu ta książka reklamowana jako: połączenie kryminału, romansu i komedii. Wszystko się zgadza. Powieść polecam osobom dysponującym poczuciem humoru i zdrowym dystansem do niekiedy uciążliwej rzeczywistości. 

A ja muszę się przyznać, że kilka lat temu sięgnęłam po książkę Marty Obuch, przeczytałam kilkanaście stron i stwierdziłam, że mi nie pasuje, nie podobała mi się, nie przyciągnęła. Odłożyłam i zapomniałam. 
Dopiero lektura "Łopatą do serca" przypomniała mi o tamtym pierwszym, nieudanym kontakcie. I teraz myślę, że może miałam zły dzień, albo akurat poczucie humoru mi siadło.
 Często się zdarza, że czytelnicy, blogerzy pastwią się nad jakąś książką lub jej autorką/autorem uznając, że skoro w tym momencie książka nie przypadła im do gustu to znaczy, że jest zła ( o tym w innym wpisie, bo zła, to pojęcie obszerne i względne). A może lepiej odłożyć lekturę na lepszy moment, nie męczyć się niepotrzebnie. Jest tyle innych książek, życia nie starczy, żeby choć mikrą cześć z nich przeczytać. 
Czasami, tak jak w moim przypadku, może czytelnika zaskoczyć miła niespodzianka. Na pewno sięgnę po inne książki Marty Obuch i mam nadzieję, że z kreowanymi przez nią bohaterami spędzę miłe chwile.
Zdjęcie pochodzi ze strony Obi

sobota, 10 czerwca 2017

Kocie miejscówki :)

Dzisiaj był czas na porządki, segregowałam dokumenty, wyrzucałam zbędne papiery, coś tam przeczytałam. Pod wieczór uruchomiłam pierwszego laptopa. Służył mi wiele lat, nadal zdarza mi się z niego korzystać. Po wielkiej awarii musiałam kupić nowy, a mój ulubiony ratownik komputerowy zrobił co mógł żebym nie straciła wszystkich plików. I teraz jest tak, że szukając jakiegoś konkretnego pliku odnajduję całkiem inny, o którym zdążyłam zapomnieć. Albo odgrzebuję folder ze zdjęciami. Tak jak dzisiaj. I oto kocie zdjęcia, ulubione miejsca moich kotów.
 Miki jak zawsze na telewizorze, potrafiła przez cały film siedzieć i majtać ogonem rozpraszając naszą uwagę. 










Natomiast Bartek okupował deskę do prasowania.
 To był wielki specjalista od wskakiwania na deskę w czasie prasowania, zawijania się w kłębiące się pod deską zwoje firan. Zawsze chętny na głaskanie, czasem łypał kątem oka na ekran telewizora. Telewizora, który teraz, w porównaniu ze współczesnym modelem wydaje się taki mały. 

Mimi uwielbiała się wylegiwać na kanapie, była pieszczochem i spała ze mną w łóżku. Tylko ona, wtulała się w mój bok i mruczała, mruczała...
Myślałam, że wszystkie jej zdjęcia przepadły, dlatego cieszę się, że chociaż jedno będzie przypominać mi tę wyjątkową kocicę. 






Jest i Kubusia. 


Zamotana w turkusową wełnę, uwielbiająca zabawy z kłębkiem, motanie, szarpanie, tropienie korków i piłeczek  za kanapą. Niezmordowana imprezowiczka. 
Wszyscy już dawno za Tęczowym Mostem, ale nadal żyją we wspomnieniach i rodzinnych anegdotach. 
Dopiero wczoraj wspominałam celebrowanie przez Bartka smażenia kalafiora. Bartuś uwielbiał smażone kalafiory i bezbłędnie wyczuwał moment przygotowań do smażenia. Wskakiwał na parapet i grzecznie przyglądał się jak mama obtacza cząstki kalafiora w bułce tartej i kładzie na roztopione masło. Gdy kalafior był już gotowy, mama odkładała dla niego sporą porcję, dusiła widelcem i przestudzony stawiała przed węszącym kociskiem. Bartuś pochłaniał swoją porcję, czasami życzył sobie dokładki. A najedzony mył się, wyraźnie ukontentowany.