niedziela, 11 czerwca 2017

Marta Obuch "Łopatą do serca"

Mówi się, że do serca mężczyzny najszybciej można  trafić przez żołądek, ale w wyjątkowych okolicznościach wystarczy łopata. Solidne narzędzie ogrodnicze, świeżo zakupione w Castoramie jest jak znalazł, zwłaszcza, jeżeli trzeba bronić się przed porwaniem. A Misia musiała:
 "Naprawdę Misia nie podejrzewała, że potrafi zdzielić łopatą ogrodniczą człowieka, i to przy świadkach. Ale to nie był człowiek. To była nędzna pijawka, która nie szanowała kobiecej własności. Na swoje usprawiedliwienie mogła jednak podać, że ostatnią myślą, jaka zaświtała jej w głowie, była ta, żeby jednak nie uszkodzić draniowi płata czołowego. Łopata zaświszczała w powietrzu w zgrabnym zamachu i..." (strona 17)
I taką inaugurację swojej działalności miała łopata zakupiona w prezencie dla Zuzy - przyjaciółki Misi. A obolały Igła, prawa ręka Hardego, oddelegowany do pilnowania małżonki, i nie tylko małżonki szefa, miał sporo do przepracowania żeby zasłużyć na coś w rodzaju współpracy z energiczną Misią. 
Wyśmienity humor sytuacyjny i słowny, niewymuszone, ale pełne polotu dialogi. Barwne postaci, przykuwające uwagę i nie dające o sobie zapomnieć w pięć minut po przeczytaniu ostatniej kartki. Jedyna i niepowtarzalna Ryszarda Kociołek, miły i budzący ciepłe uczucia Marchewka, przystojny i tajemniczy Igła, papużki-nierozłączki Misia i Zuza. Szalony pościg z puszką białej farby za BMW-u i kradzież diamentów. Namieszane a jednak spójne i logiczne. 
Bardzo mi przypadła do gustu ta książka reklamowana jako: połączenie kryminału, romansu i komedii. Wszystko się zgadza. Powieść polecam osobom dysponującym poczuciem humoru i zdrowym dystansem do niekiedy uciążliwej rzeczywistości. 

A ja muszę się przyznać, że kilka lat temu sięgnęłam po książkę Marty Obuch, przeczytałam kilkanaście stron i stwierdziłam, że mi nie pasuje, nie podobała mi się, nie przyciągnęła. Odłożyłam i zapomniałam. 
Dopiero lektura "Łopatą do serca" przypomniała mi o tamtym pierwszym, nieudanym kontakcie. I teraz myślę, że może miałam zły dzień, albo akurat poczucie humoru mi siadło.
 Często się zdarza, że czytelnicy, blogerzy pastwią się nad jakąś książką lub jej autorką/autorem uznając, że skoro w tym momencie książka nie przypadła im do gustu to znaczy, że jest zła ( o tym w innym wpisie, bo zła, to pojęcie obszerne i względne). A może lepiej odłożyć lekturę na lepszy moment, nie męczyć się niepotrzebnie. Jest tyle innych książek, życia nie starczy, żeby choć mikrą cześć z nich przeczytać. 
Czasami, tak jak w moim przypadku, może czytelnika zaskoczyć miła niespodzianka. Na pewno sięgnę po inne książki Marty Obuch i mam nadzieję, że z kreowanymi przez nią bohaterami spędzę miłe chwile.
Zdjęcie pochodzi ze strony Obi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz