To miał być tylko krótki wypad z deską w góry. Czas dany sobie do namysłu przed podjęciem ważnej, mającej wpływ na resztę życia decyzji.
Maciej Ślużyński, właściciel wydawnictwa, miłośnik białego szaleństwa na jednej desce, przyjechał z żoną do osady Glinka przez Milówkę, Rajczę i Ujsoły. Zamierzał zjechać kilka razy na desce, odetchnąć ostrym, górskim powietrzem i wieczorem wrócić z żoną do domu. Zamierzał. Żona pojechała załatwiać swoje sprawy, a on wyruszył na szczyt Rycerzowej Wielkiej.
Lawina, która nagle zeszła za jego plecami dosłownie zniosła go w okolice stanicy nomen omen "Pod Lawiną". A tam Maciej Ślużyński, ogrzany i prawie zaprzyjaźniony z sympatycznymi właścicielami stanicy przeobraził się w detektywa. Przypadkowego.
Bo po zakrapianej imprezie, jeden z dotychczasowych gości przeniósł się gwałtownie do lepszego świata.
I tyle, nie napiszę ani słowa więcej na temat intrygi kryminalnej, ale sami możecie sobie wyobrazić miejsce akcji. Luty, mróz nie pozwala spokojnie wypalić papierosa, budynek odcięty od świata, wszędzie leży śnieg, tak biało, że aż razi w oczy. W środku ciepło i przytulnie, swojsko, trunkowo. Przyjemnie, a jednak ze strony na stronę rośnie napięcie, czytam kryminał i wiem, że za chwilę autor kogoś uśmierci, taki wymóg gatunku, a ja już niektórych polubiłam bardziej, niektórych mniej, ale wobec nikogo nie pozostałam obojętna.
Jednym z atutów "Przypadkowego detektywa" jest ulokowanie akcji w okolicy znanej miłośnikom górskich wędrówek, narciarzom i niedzielnym turystom. Piękno gór, ja wiem, że to oklepany zwrot, ale Maciej Ślużyński, jako narrator powieści potrafi oddać ich urodę i respekt jaki budzą. Potrafi pobudzić tęsknotę za górami i wywołać lawinę wspomnień. Od razu przypomniałam sobie, że moja pierwsza Stella, owczarek podhalański, pochodziła z Milówki.
Kolejnym atutem jest sposób narracji, szybko identyfikujemy się z Przypadkowym detektywem, wchodzimy w jego tok myślenia.
Przypadło mi też do gustu nienachalne poczucie humoru z jakim autor kreśli sytuacje. Te nieco kąśliwe uwagi, zwłaszcza związane ze środowiskiem w jakim obraca się jako wydawca. Dają do myślenia.
Plik z tekstem powieści dostałam w sobotę wieczorem, zamierzałam przeczytać ją w tym tygodniu, ale z ciekawości zajrzałam żeby przeczytać kilka pierwszych stron. Przeczytałam o wiele więcej, a dokończyłam w niedzielę. Otwarte zakończenie jest sygnałem, że autor myśli o kontynuacji i być może Maciej Ślużyński zawita jeszcze do stanicy Biegałów.
Z przyjemnością polecam.
Iwona Mejza
"Przypadkowy detektyw"
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Rok wydania 2017