Agnieszka Pruska do tej pory wydała trzy powieści kryminalne z komisarzem Barnabą Uszkierem w roli głównej, natomiast najnowsza, "Zwłoki powinny być martwe" to kryminał z humorem, w którym fabuła skupia się raczej na nieformalnym śledztwie prowadzonym przez dwie odreagowujące sezon szkolny nauczycielki, a nie na zagadnieniach proceduralnych i pracy policjantów. Chociaż jeden z nich niespodziewanie zacieśnia więzy, które raczej nie powinny łączyć organów ścigania ze świadkiem. Nawet jeżeli ten świadek jest ładną, wysportowaną, inteligentną blondynką. Ale kryminał humorystyczny sam się prosi o wątek romansowy.
Ale od początku.
Julka i Alka zmęczone zmaganiami z młodzieżą szkolną pakują manatki i wyruszają do leśniczówki zlokalizowanej w pobliżu Olsztynka. Na czas wakacji zamieszkają razem z rodziną Alki - leśniczy Marcin i jego żona Grażyna wynajmują pokoje letnikom, oprócz dachu nad głową zapewniając także wyżywienie. Jakby tego było mało las wokół leśniczówki jest pełen malin, jagód, grzybów, i innych składników leśnych ostępów. Do innych składników możemy zaliczyć zwłoki, na które natykają się przyjaciółki już następnego dnia. Zwłoki, które według wszelkich zasad powinny być martwe.
"Większa część faceta była mi niedostępna, prawie cały ukryty był pod malinami. Nieco wystawała tylko głowa, barki i lewa ręka zgięta w łokciu. Ręka powinna wystarczyć do sprawdzenia pulsu, pomyślałam i natychmiast wcieliłam myśl w życie. Mimo intensywnego macania po nadgarstku, tętna znaleźć mi się nie udało. Niewiele myśląc, wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk, otworzyłam go i przytknęłam do ust domniemanego trupa. Julka wrzasnęła tak, jakby myślała, że facet jeszcze żyje, a ja chcę go dobić.
- Nie drzyj się, sprawdzam, czy oddycha.- NOŻEM?!
- A masz lusterko?
- Zdurniałaś? W lesie?
- No to co się głupio pytasz, na nożu też się para osadza.
- No? Żyje?
- Nie." (strona 24)
Spotkanie ze zwłokami, które oczywiście powinny być martwe, zorganizowało dziewczynom całe wakacje. Penetracja lasu w poszukiwaniu tychże zwłok, wyprawy do Olsztynka, wypytywanie personelu w hotelach i restauracjach, rozmowy ze starszymi i chętnymi do podzielenia się wspomnieniami mieszkańcami Olsztynka oraz okolic, stanowią sedno książki. Plastycznie nakreślone leśne ostępy, umiejętne podzielenie się z czytelnikami znajomością topografii opisywanych okolic i kuszące obrazy rosnących zapasów ( grzyby suszone oraz w zalewie, maliny w trzech postaciach, konfitury, nalewka oraz sok) są doskonałą przynętą i pokusą, by porzucić marzenia o wakacjach wśród pół lawendy w Prowansji na rzecz swojskiego lasu i jego uroków. Bo nigdy nie wiadomo czy wśród kwiatów paproci nie czeka na nas denat, który oczywiście powinien być martwy. Do czasu.
Książka w sam raz na rozpoczynający się sezon wakacyjny. Przy szukaniu grzybów zalecam czujność. Bo sami wiecie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz