niedziela, 27 czerwca 2021

Zagadka drugiej śmierci, czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie ( z kulinarnym podtekstem) Karolina Morawiecka

 


To już moje czwarte spotkanie z wdową po aptekarzu, żądną sukcesów kryminalnych oraz towarzyszącą jej zakonnicą, siostrą Tomaszą  i  Truflą - pozostałą w spadku po aptekarzu dożycą de Bordeaux. Oraz nie mniej żądnym sukcesów oraz przysmaków przygotowywanych przez panią Karolinę podkomisarzem Cegłą. 

A zaczęło się od tego, że wdowa po aptekarzu usłyszała prawdę w oczy! Trzeba być odważnym człowiekiem, w tym przypadku lekarką, że powiedzieć na głos, że jeżeli dalej tak pójdzie, to pacjentkę czeka śmierć, bynajmniej nie z głodu, a z przejedzenia. 

Więcej ruchu, mniej serniczka - to motto powinno przyświecać wdowie po nieodżałowanym Stanisławie przez resztę życia. A przecież chciała żyć długo i przyjemnie. Czy to za dużo? Oczywiście rozwiązując zagadki kryminalne z pomocą siostry Tomaszy.  

Tym razem po przetrawieniu niemiłej prawdy, Karolina Morawiecka za radą siostry Tomaszy i w jej towarzystwie postanowiła zażyć więcej ruchu i postawiła na kijki, czyli popularny nordic walking. Nie przypuszczała, że to postanowienie stanie się początkiem nowej przygody kryminalnej. 

A ta jakby czekała na wdowę po aptekarzu. 

Tym razem musiała zmierzyć się z nią sama, ponieważ siostra Tomasza została wezwana przez siostrę przełożoną do Krakowa.

I to był strzał w dziesiątkę. 

Wdowa po aptekarzu należy do bardzo oryginalnych postaci i można dyskutować czy w realnym życiu mielibyśmy szansę na spotkanie tak niespójnej  osoby - kulinarnie genialnej w swym kunszcie, literacko słabo rozwiniętej, przekonanej o własnej nieomylności, wywyższającej się gdzie popadnie. Ale pamiętajmy, że postać literacka rządzi się własnymi prawami i autor ma prawo nakreślić ją według sobie znanych kryteriów. Wdowa bywa męcząca, bywa irytująca i czasem śmieszy, ale nie można odmówić jej sprytu i umiejętności autoreklamy. W "Zagadce drugiej śmierci" Karolina Morawiecka schodzi na drugi plan, oddając pole (oczywiście niedobrowolnie) zakonnicy. 

I tu się robi ciekawie. 

Siostra Tomasza, zakonnica mająca własne poglądy, ma niewiele czasu, by pomóc siostrze Ryszardzie wykaraskać się z kłopotów związanych z pewnym listem z Ameryki. Podarowany przez dziewiętnastowieczną profesorową medal gdzieś czeka na odnalezienie. Zanim jednak nastąpi kulminacyjny moment, sprawy zajdą za daleko i pojawi się kolejny trup. Bardzo ciekawy i taki aż do bólu krakowski. 

Czy siostra Tomasza rozwiąże zagadkę drugiej śmierci? 

Jaki wkład w śledztwo będzie miał pan Jacuś? 

Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź po przeczytaniu "Zagadki drugiej śmierci". 

Jeżeli pojawi się kontynuacja przygód wdowy po aptekarzu i siostry Tomaszy, to nadal chętnie przeczytam, ciekawa co tym razem Karolina Morawiecka (autorka) wymyśliła. 

Co do tomu czwartego, dla mnie to najciekawiej poprowadzona intryga, nieoczywista, dająca pole do popisu dla siostry Tomaszy, która byłaby idealną protagonistką.

 Ale jak na taki zwrot akcji zareagowałaby wdowa po aptekarzu, strach pomyśleć.

 


piątek, 25 czerwca 2021

Iwona Banach "Morderstwo na śniadanie"

 


Czyli drugi, mam nadzieję, że nie ostatni, tom przygód papugi Pindy i całej, wyjątkowo malowniczej reszty. 

Papuga Pinda dała się poznać mieszkańcom wsi Głuszyn od każdej, albo prawie każdej strony i wyrobiła sobie określoną reputację. Nie dziwi, że nikt w Głuszynie nie chciał mieć z nią nic wspólnego, oprócz Balickiej, która zaliczała się do kategorii właściciel i odpowiadała przed ludźmi oraz prawem za dzikie pomysły ptaszyska. Ale Balicka papugę kochała, więc wiadomo, przymykała oko i za wymysł uważała doniesienia o jej zbyt swobodnym prowadzeniu się. Na przykład poboczem drogi, jak taki jeden ocalony w literaturze paw. Trudno było też uwierzyć w szczekanie papugi, która zaniechała swojskiego rzucania zakrętami i przerzuciła się na profesjonalne naśladowanie szczekania psów ras rozmaitych.  Oraz zaczęła przymierzać się do zawodu kieszonkowca. 

Co do Pindy, to czasem jest tak, że autor myśli, wymyśla, tworzy różnych bohaterów, mota im życiowe ścieżki, ale to wszystko zbyt mało żeby na dłużej, najlepiej na całe lata budzić zainteresowanie czytelników i wydawców. Ale czasem zdarza się strzał w dziesiątkę, bohater skupiający na sobie uwagę czytelników, charyzmatyczny, zapadający w pamięć, budzący ciekawość. I tym razem padło na papugę. Na niebieskopiórą Pindę. 

Wiadomo, że gdzie Pinda, tam nie ma nudy. Dodatkową atrakcją dla mieszkańców Głuszyna i okolic jest budowa. W miejscu gdzie kiedyś stał pałacyk, powstaje Instytut Kosmitologiczny, a plotka głosi, że na miejscu są już kosmici czekający na badania. Czy naprawdę?

Skutki pomyłki między "Kosmitologiczny" a "Kosmetologiczny", odbiją się na zdrowiu i urodzie jednej z mieszkanek tej przemiłej okolicy. 

Zawsze to jakaś sensacja. 

No i trup, czyli denat, nie zapominajmy, że to wokół jego postaci, charakteru, zainteresowań tak zawodowych jak i prywatnych toczy się śledztwo. Niemrawo się toczy, policjanci poganiani przez starszą aspirant Czubajko starają się w miarę sił i możliwości, ale mają zbyt mało danych. A do tego jeszcze w zasadzie wszyscy pracownicy Instytutu zaliczają się do grona podejrzanych, z prostej przyczyny: denat wyszedł z Instytutu jedząc pączka, a pączki stanowiły stały posiłek pracowników i były dostępne także dla odwiedzających. A kto oprze się pączkowi w czekoladzie z wiśniowym nadzieniem? Listonosz się nie oparł, tak twierdził świadek i wyniki sekcji zwłok. 

Oj działo się, działo, a numer z kwiatami jest tak kapitalny, że właśnie wtedy pomyślałam o ekranizacji "Morderstwa na śniadanie". Pomyślałam i zobaczyłam oczami wyobraźni sekwencję scen iście barejowskich. Bo właśnie z filmami Stanisława Barei kojarzy mi się opisywana przez Iwonę głuszyńska rzeczywistość. Przerysowana, znaczona pechem i głupotą, naiwną wiarą w cuda i dobre chęci pewnych osób. Wszystko jak w życiu i w Internecie. 

Uśmiałam się, ale i wzruszyłam, i ręce załamywałam, zastanawiając się czy istnieje sposób, by pewnemu rodzajowi, typowi człowieka, przemówić do rozsądku? Chyba jednak nie. 

A na koniec moje największe wzruszenie.

 Iwona przysłała mi książkę, zajrzałam, oczy mi pojaśniały na widok okładki, bo uwielbiam połączenia z żółtym, turkusowe jest piękne, fioletowe cudne po prostu, no i Pinda, wiadomo. I zaczęłam czytanie od początku do końca, żadnego zaglądania na tył jak się skończy. O tym, że Iwona Banach tym razem napisze podziękowania nawet nie pomyślałam, bo do tej pory nie pisała. Tym razem zrobiła wyjątek, a ujęcie mnie na pierwszym miejscu  jest dla mnie honorowym wyróżnieniem. Jak będę miała kiepski dzień i wszystko będzie szło nie tak, po prostu sięgnę po "Morderstwo na śniadanie" i przeczytam co  Iwona napisała. O mnie napisała. 

Jeżeli jeszcze nie znacie Pindy, to wiadomo, a lubicie zwariowane komedie kryminalne, to najlepszy moment żebyście poznali, wakacje nadchodzą :)

 Jeżeli znacie, to wiecie na co się piszecie. Dobra zabawa gwarantowana.  A o "Stara zbrodnia nie rdzewieje" pisałam TUTAJ



środa, 23 czerwca 2021

Sylwia Kubik "Krok do miłości" premiera 14 lipca 2021

 




Sylwia Kubik - Pisarka z Powiśla lubi sprawiać niespodzianki ❤

Dziękuję za piękną przesyłkę pachnącą ziołami i kuszącą słodkościami. Cieszę się, że będę mogła poznać bohaterów kolejnej książki Sylwii Kubik, która w tej historii zabiera czytelników na Żuławy. Jestem pewna, że będzie to fascynująca podróż 😘

Dziękuję Wydawnictwo Otwarte



sobota, 12 czerwca 2021

Bardzo pracowity maj...

 Dzień dobry w ten piękny, sobotni dzień

🙂 Mało mnie ostatnio, ale piszę, bo termin oddania tekstu prawie już 🙂
Ponownie Oświęcim i bardzo ciekawy czas dla mojego miasta. A współcześnie, na razie bardzo pracowity maj...
"- Ałał… – Maurycy ziewnął rozgłośnie i przeczesał zmierzwione po spaniu włosy. Przeciągnął się energicznie, skłon wyprost, skłon wyprost. Przepoconą podkoszulkę zdjął i od razu rzucił na podłogę. Podszedł do okna, otworzył. Do środka wtargnęło pachnące koszoną trawą powietrze. Maurycy wychylił się wgniatając sobie parapet w biodra. Wiosenne słońce omiotło mu twarz czułą pieszczotą. Przez sekundę poczuł się jak gówniarz na wakacjach u babci Wiesi. Ale babcia Wiesia nie żyła od wielu lat, a on z trudem przypominał sobie miejsce gdzie miała grób.
– I jak tam? Żyjesz? – Kornelia uzbrojona w sekator, bezlitośnie podcinała róże.
Maurycy uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział filozoficznie:
– Póki co żyję, ale jak to niektórzy mówią: nie znacie dnia, ani godziny!
– Niby tak… – ciocia na chwilę przerwała przycinanie i przystanęła zamyślona – ale wiesz, ja jednak mam wrażenie, że to bardziej dotyczy noszenia czystej bielizny. Bo pomyśl jak się człowiek musi czuć, gdy trafia do szpitala w nieświeżych majtkach albo niedopranym staniku… i nie może nic zrobić. Leżysz mało przytomny, ktoś cię rozbiera i nagle uświadamiasz sobie, że bielizna już nie wczorajsza, ale przedwczorajsza, chcesz zaprotestować, powstrzymać rozbieranie, a tu jakiś jęk ci się wyrywa z ust, albo jeszcze gorzej. – Kornelia przejęta wizją wzdrygnęła się z przerażeniem.
– Dlatego ja zawsze mam na zapasie czyste gatki – odparł żartobliwie, kątem oka obserwując ruch w sąsiednim ogrodzie. To stamtąd wionęło koszoną trawą, a dowód czyjejś pracy przyciągał wzrok wypielęgnowaną zielenią.
– Święte słowa pani Henkowa! – Zza rzędu tui wyszła okazałej postury matrona. – Ja mam to samo! I wieczorem muszę zawsze wziąć kąpiel, inaczej nie potrafię.
– A dzień dobry sąsiadko! Piękny mamy dzień na święto pracy!– Kornelia wykrzywiła usta w uprzejmym uśmiechu i odcięła następną pełną kolców gałązkę.
– A i świętego Józefa, patrona robotników – zabasowała sąsiadka lustrując wysoką trawę przed oknami. – Święto, bo święto, ale ja tam nie lubię obijania się. Jak jest pogoda, to trzeba nadrobić zaległości w ogrodzie, bo jak przyjdą deszcze, trawa znowu wyrośnie i człowiek nie nadąży.
– Co prawda, to prawda, bratanek zaraz zabierze się za koszenie – oznajmiła ciotka Kornelia i odwróciła się plecami, sygnalizując, że rozmowę uważa za zakończoną. Maurycy poinformowany o swoich planach wycofał się dyskretnie, ubawiony ogrodowo-okienną konwersacją. Postanowił, że szybko weźmie prysznic, przebierze się i zawoła ciocię na kawę, a potem rzeczywiście postara się ją wyręczyć w niektórych czynnościach.
Nie zastanawiał się na razie na jak długo zostanie w Oświęcimiu. Może tydzień, a może miesiąc? I tak na razie nie miał innej alternatywy, a praca jaką wykonywał pozwalała mu na dużą swobodę. Mógł sobie pozwolić na przeprowadzenie prywatnego śledztwa i zaspokojenie ciekawości. Zwłaszcza że Kornelia zaoferowała swoją pomoc, pamiętając, że to od niej wszystko się zaczęło."


piątek, 11 czerwca 2021

Krzysztof Gedroyć "Piwonia, niemowa, głosy"

 "Wszystkie my by chcieli, żeby chytrość dnia dzisiejszego, wczorajszym dniem rządziła. Żeby stare sprawy mogli my po swojemu poprzeinaczać, jak dla nas teraz opłaci się. A co, jak nie ma ani wczoraj, ani dzisiaj, ani jutro? Tylko jedna za drugo sekundowe chwile gonio, jak raz w telewizorze ja posłyszał? I wszystko tylko zmienia się i kręci? I prawda, i ludzi."

Krzysztof Gedroyć "Piwonia, niemowa, głosy".
Jak jestem zmęczona wracam do książek, które znam i w poczuciu czytelniczego bezpieczeństwa ponownie towarzyszę bohaterom. I zawsze odkrywam coś nowego. Tak jak ten cytat 😉