piątek, 30 listopada 2012

Kryminalny piątek - pogawędki

Wczoraj spędziłam trochę czasu czytając wywiady.
Wywiady z autorami kryminałów. Serwis Zbrodnia w Bibliotece zajmuje się powieścią kryminalną całościowo. Patronuje, nadzoruje, recenzuje. Publikuje opowiadania kryminalne tak autorów znanych, jak i tych rozpoczynających swoją pisarską drogę. Reprezentacja Zbrodni w Bibliotece uczestniczy w przeróżnych imprezach związanych z kryminałem. 
Sasza Hady została nazwana różą wśród pola chwastów. Bardzo romantyczne określenie. Czerwona czy biała?
Ja chciałabym polecić szczególnie wywiady z autorami kryminałów. Niebanalne pytania, ciekawe, nieraz zaskakujące odpowiedzi. Duża przyjemność czytania i poznawania. A wszystko to pod tym adresemhttp://www.zbrodniawbibliotece.pl

środa, 28 listopada 2012

Środa z książką - Psy są z Marsa, koty są z Wenus


Ta książka jest najlepszym przykładem tego, że mniej równa się lepiej. 64 Strony cudnie ilustrowane przez Madeleine Hardie przyciągają jak magnes. Książka napisana lekko, zabawnie i... mądrze.
 Zawsze starałam się obdarzać mieszkające ze mną zwierzęta równą porcją miłości tj: jedzenie takie jak lubią, drapanie kiedy chcą, zabawa, gdy na zabawę mają ochotę, opieka - gdy chore. Oraz ciągłe, słowne deklaracje przywiązania, pamięci i miłości. Zawsze po równo.Przy szóstce zwierząt - cztery koty, dwa psy, bywało niełatwo. Teraz to nie problem. Dwie kocice, dwie ręce do głaskania synchronicznego. Trzeba uważać, bo dziewczyny chyba liczą ilość głaśnięć na głowę;)
O książce nie będę opowiadała,  trzeba ją przeczytać, natomiast zacytuję kawałek, tak dla zachęty:
..." Psy i koty w całkowicie odmienny sposób radzą sobie ze stresem. Reakcją kotów na stres jest ucieczka w sen. Psy radzą sobie ze stresem zapominając co go wywołało.
Motywacje psów i kotów są całkowicie różne. Motywem działania u psów bywa lojalność, chęć współzawodnictwa, poszukiwanie jedzenia, widok smyczy, poszukiwanie jedzenia, joie-de-vivre, rzucane patyki i poszukiwanie jedzenia. Kotów w zasadzie nic nie motywuje.
Obsesja na punkcie jedzenia także objawia się różnie. Pies koncentruje się przede wszystkim na jego ilości, zaś kota najbardziej interesuje, ile kosztowało."
Wszystko to prawda, sama prawda i tylko prawda. Wiem z doświadczenia. Autor potrafił o tym napisać:)

wtorek, 27 listopada 2012

Wydarzenia krytyczne cdn.

No cóż... dzisiaj dalszy ciąg wydarzeń krytycznych. Pomyślałam, że jak już, to będzie komplet.
Dzisiaj moja  ukochana kocica przy przyjmowaniu tabletki za szybko zamknęła pyszczek. Wprawdzie u osiemnastolatki  ząbki mocno przetrzebione, ale te którymi dysponuje w połączeniu z wrodzoną werwą zaprawioną wściekłością boleśnie odcisnęły się na moim prawym palcu wskazującym i pisze mi się nieszczególnie. To też potraktowałam jako wydarzenie krytyczne;)

A oto co jeszcze możemy zaliczyć do wydarzeń krytycznych:

21.Zmiana obowiązków w pracy
22.Syn lub córka opuszcza dom
23.Kłopoty z teściową
24.Wybitne osiągnięcia osobiste
25.Żona zaczyna lub przestaje pracować
26.Rozpoczęcie lub zakończenie nauki szkolnej
27.Zmiana warunków życia
28.Zmiana nawyków osobistych
29.Kłopoty z szefem
30.Zmiana godzin lub warunków pracy
31.Zmiana miejsca zamieszkania
32.Zmiana szkoły
33.Zmiana rozrywek
34.Zmiana w zakresie aktywności religijnej
35.Zmiana aktywności towarzyskiej
36.Kredyt lub pożyczka poniżej 10 000 dolarów
37.Zmiana nawyków dotyczących snu
38.Zmiana członków rodziny zbierających się razem
39.Zmiana w nawykach dotyczących jedzenia
40.Urlop
41. Boże Narodzenie
42.Pomniejsze naruszenie prawa

Można dopisywać swoje wydarzenia krytyczne, na pewno będą się różniły od amerykańskich. Ciekawe kiedy będę mogła sobie zrobić urlop;)

piątek, 23 listopada 2012

Kryminalny piątek - Margaret Allen

Pani Nancy Ellen Chadwick, 68 letnia mieszkanka Rawtenstall  w hrabstwie Lancashire cieszyła się, jeżeli można tak powiedzieć, opinią niesympatycznej dziwaczki. Zmarła 29 sierpnia 1949 roku. Początkowo podejrzewano, iż jej śmierć jest wynikiem wypadku drogowego. Po sekcji okazało się, że komuś pani Chadwick wydała się wyjątkowo niesympatyczna. Świadczyły o tym wgniecenia czaszki powstałe w wyniku uderzeń młotkiem. Podjęto śledztwo, które wykazało, że ostatni raz widziano panią Chadwick żywą, gdy zmierzała w kierunku domu pani Margaret Allen. Pani Allen uchodziła za osobę nieco dziwną i społecznie nieprzystosowaną o skłonnościach lesbijskich. Pracowała jako konduktorka, potem rzuciła pracę i spędzała czas przesiadując w okolicznym pubie. Nikt nie wiedział z czego żyła. Miała 42 lata i nosiła się zdecydowanie po męsku. Po śmierci pani Chadwick, pani Allen pracowicie zwracała na siebie uwagę miejscowej policji. Ciągle przypominała sobie szczegóły dotyczące wizyty pani Chadwick, snuła własne teorie i zaczynała znajdować przyjemność w udzielaniu wywiadów okolicznym gazetom. Celebrytka - przestępczyni tamtych czasów. Nie tylko udzielała wywiadów ale także "znalazła" torebkę zamordowanej, porzuconą w rzece, w miejscu nie rzucającym się w oczy. Tym jeszcze bardziej zwróciła na siebie uwagę policji. Poza tym opowiadała jak zmarła siadała na ławce i przeliczała pieniądze  drażniąc tym otoczenie. Trzydziestego pierwszego  sierpnia kobieta była przesłuchiwana w charakterze świadka, a już pierwszego września policja przeprowadziła rewizję w jej domku. W czasie rewizji Margarett Allen przyznała się do zamordowania pani Chadwick i do ukrywania jej w piwnicy na węgiel. Wieczorem ciało przeniosła na skraj ulicy, niestety zbyt blisko swojego domu. Pani Allen zeznała, że pani Chadwick koniecznie chciała wstąpić do jej domu. Wpuściła ją, czując, że nie powinna tego robić, potem popatrzyła na leżący z boku młotek, a potem zabiła. Pieniądze wyciągnęła z torebki, torebkę wyrzuciła. Wszystko pozałatwiała tylko zbyt blisko własnego domu, ale o tym drobnym szczególe nie pomyślała. 
Pani Allen została skazana na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano.

środa, 21 listopada 2012

Środa z książką - Wszystkie grzechy nieboszczyka

Zastanawiałam się czy wypada pisać o własnej książce i to w momencie gdy jeszcze fizycznie jej nie ma. Ale niech tam, dzisiaj trochę autoreklamy. Czekam z niecierpliwością na jej pierwsze egzemplarze. To musi być bardzo ekscytujące, trzymać w rekach efekt swojej długiej pracy, przewracać strony, sprawdzać po raz kolejny czy nigdzie nie popełniłam błędu. Niedawno zaglądnęłam na stronę pani Joanny Chmielewskiej i zobaczyłam fajne zdjęcie, półka z książkami pani Joanny i ona na tym  jakże inspirującym tle. Aż strach marzyć;)
Zastanawiałam się w jaki sposób mogłabym zachęcić do czytania Nieboszczyka. No cóż... jeżeli ktoś lubi książki nie do końca serio, napisane z, jak myślę, poczuciem humoru i dystansem, rozgrywające się do tego w dość egzotycznej scenerii, a za taką mogę uznać realia małej firmy ubezpieczeniowej, to zapraszam. Wejdziecie w całkiem inny, interesujący świat pracowników firmy ubezpieczeniowej, bardzo zaradnych i pomysłowych, poznacie sympatycznego komisarza, który nie rzuca palenia, nie ma kłopotów rodzinnych i nie stacza się jako alkoholik pierwszej klasy. Robi coś całkiem innego...
Książka w grudniu będzie dostępna tak w księgarniach, w tym sieci EMPIK czy Weltbild, jak i w sprzedaży internetowej. Ale o tym będę informowała na bieżąco. Tyle dzisiaj, na zachętę :))
Poza tym uważam, że Nieboszczyk ma cudowną !!! okładkę.

wtorek, 20 listopada 2012

Nie palcie przy czytaniu

W przerwie pomiędzy nieustającymi obowiązkami poszłam dzisiaj do biblioteki. Oddałam zaległe książki, wypożyczyłam nowe. Z wybranych tytułów ucieszyłam się i to bardzo, "Precz z brunetami" Marty Obuch, coś Tatiany Polakowej, Ostaszewki i Nienacki. Wiedziałam, że czekają mnie miłe chwile z książką.
I otóż to. Nie czekają, albo dopiero po gruntownym wietrzeniu. Przyniosłam do domu książki tak śmierdzące, przesiąknięte dymem papierosowym, że mnie odrzuca. Pierwszy raz się to zdarzyło i do przyjemności nie należy. W związku z tym mój apel do wypożyczających książki z bibliotek oraz pożyczających książki od znajomych: nie palcie przy czytaniu, nie kładźcie książek przy popielniczce. Pamiętajcie, że nie jesteście jedyni. Nie każdy lubi wdychać papierosowy odór.

niedziela, 18 listopada 2012

Wydarzenia krytyczne

Żeby odreagować po wyjątkowo pracowitym weekendzie (weekend i praca nie bardzo pasują do siebie, ale powtarzają się wyjątkowo często) sięgnęłam do kursu psychologii. Jakiś czas temu postanowiłam się trochę douczyć w dziedzinie psychologii, była to wyjątkowo kosztowna nauka :)
 Żadnych egzaminów nie zdawałam, nawet, wstyd się przyznać, nie wszystkie lekcje przeczytałam. Ale na wszystko przychodzi odpowiednia pora, więc może kiedyś...
Wracając do tematu, sięgnęłam i znalazłam lekcję poświęconą krytycznym wydarzeniom życiowym.  Wydarzenia krytyczne to takie stresy, które w istotny sposób wpływają na kierunek i dalszy przebieg naszego życia.

Poniżej podaję amerykańską pierwszą dwudziestkę:

1. Śmierć współmałżonka
2. Rozwód
3. Separacja
4. Kara więzienia
5. Śmierć bliskiego członka rodziny
6. Własna choroba lub uszkodzenie ciała
7. Małżeństwo
8. Utrata pracy
9. Pogodzenie się ze współmałżonkiem
10.Odejście na emeryturę
11.Zmiana stanu zdrowia członka rodziny
12.Ciąża
13.Kłopoty seksualne
13.Pojawienie się nowego członka rodziny
14. Reorganizacja przedsiębiorstwa
15.Zmiana stanu finansów
16.Śmierć bliskiego przyjaciela
17.Zmiana kierunku pracy
18.Zmiana częstotliwości kłótni ze współmałżonkiem
19.Kredyt ponad 10 000 dolarów
20.Pozbawienie prawa do kredytu lub pożyczki

Jest tego dużo więcej, ale nie napisali na której pozycji lokuje się stres związany z wydaniem pierwszej książki. Nie powinnam się przejmować. "Wszystkie grzechy nieboszczyka" napisałam jakiś czas temu i zdążyłam się do nich przyzwyczaić, mam za sobą prace nad ostatecznym kształtem książki, piszę coś zupełnie innego, ale jednak myślę. Wygląda mi na to, że ja ostatnio za dużo myślę. A to podobno niezdrowe;)


środa, 14 listopada 2012

Środa z książką - KOTY


"Koty" to książka niezwykła. Wiersze w przekładzie Stanisława Barańczaka to nieustająca przyjemność czytania i wyobrażania sobie co mój kot uczyniłby w danej sytuacji.  Dzisiaj przeczytałam, że 09.listopada 2012 zmarła wdowa po T.S.Eliocie Valerie Eliot. Założycielka Old Possum's Practical Trust czyli Praktycznego Trustu Starego Oposa. Nie wiedziałam, że faktyczny tytuł książki brzmi: "Koty. Praktyczny Przewodnik Starego Oposa".  Pieniądze przeznaczone na działalność fundacji pochodzą z tantiem i praw autorskich do tekstów "Kotów" wykorzystanych w musicalu Andrew Lloyda Webera "Koty"
Dla zachęty do czytania fragment wiersza z okładki:

Życie z kotem Naprzekórkiem nie jest łatwe,
Gdyż wprowadza on w to życie zamęt:
Dać mu kawior - on by wolał kuropatwę.
Dom mu kupić - on by wolał apartament.
Mysz podsunąć do gonienia - chciałby szczura.
Szczura wskazać - preferuje znowu mysz:
Nic nie wskórasz u kocura Naprzekura.
Taka bowiem tego gbura jest natura...

Czy to aby na pewno tekst tylko o kotach ;)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Prażone na niepogodę





Nie prowadzę bloga kulinarnego i tych, którzy lubią jeść i gotować, a nade wszystko oglądać smakołyki odsyłam do http://www.tapasdecolores.blogspot.com
Wczoraj była taka ładna pogoda, że pomyślałam o prażonych, ale zanim się sprężyłam, to okazało się, że w lodówce brak potrzebnych produktów, bo prażone to nie tylko ziemniaki,ale także boczek, kiełbasa, marchewka, zielona pietruszka i cebula w ilości dowolnej. Prażone można przygotować w prosty sposób i tak w wersji zewnętrznej, wtedy potrzebujemy garnek żeliwny, oraz w wersji domowej, najlepiej naczynie żaroodporne.Wersja na dwie osoby, które lubią jeść to co zostało na następny dzień, albo na cztery na raz: osiem do dziesięciu ziemniaków obrać, umyć, pokroić w plasterki, można na krajalnicy. Kiełbasy, boczku, mogą być pokrojone parówki, jak kto lubi, dwie cebule średnie lub jedna duża, jedna średnia marchewka, pietruszka zielona i kapusta do nakrycia, sól, pieprz do smaku.Naczynie żaroodporne smarujemy tłuszczem, ja się posłużyłam margaryną Kasia, ale to jak kto woli. Nakładamy warstwę ziemniaków, solimy, pieprzymy. Na ziemniaki nakładamy pokrojoną wędlinę, pokrojoną w plasterki marchewkę, krążki cebuli i zieloną pietruszkę. Na to znowu warstwę ziemniaków, a na ziemniaki znowu wędlinę, marchew itd. Ostatnia warstwa to ziemniaki, które znowu solimy i pieprzymy, kładziemy na nie tłuszcz i liście kapusty włoskiej lub zwykłej. Pokrywę tak jak i całe naczynie smarujemy tłuszczem i wkładamy do nagrzanego piekarnika na około pięćdziesiąt minut. Zapach, który będzie się rozchodził po mieszkaniu zrekompensuje nam pracę włożoną w przygotowanie potrawy. Zdjęcia dokumentują moje ostatnie zmagania z prażonymi. Chyba zrobię jutro na obiad :))
W taki sposób mam balans dla deszczowej pogody,  niskiego ciśnienia i ogólnego zniechęcenia. Generalnie bardzo lubię jeść;)

niedziela, 11 listopada 2012

Patriotyzm lokalny - Oświęcim

Kilkanaście lat temu dostałam małą książeczkę. Zbiorek wierszy Jadwigi Szczotki "Dla wspomnień". Cienka, niebieska książeczka, a w niej wiersze na różne okazje, często dedykowane. Pani Jadwiga, kuzynka mojej babci Zosi  mieszkała w Oświęcimiu, a pisanie wierszy było jej pasją i powołaniem. Od czasu do czasu czytuję sobie Jej wiersze i wzruszam się bardzo. 
Dzisiaj z okazji Święta Niepodległości chciałabym przypomnieć wiersz "Oświęcim". Bo właśnie to, że mieszkamy spokojnie w mieście z bogatą historią i tradycją zawdzięczamy tym którzy walczyli o niepodległość. 

Oświęcim

Na mym ramieniu plecak zawieszony
do siebie wracam, tu rodzinne strony.
Wstęga mnie wita, to jest Soła nasza
i Most Piastowski do przejścia zaprasza.
Z zachwytem patrzę na bulwar zieleni,
który się w wodzie przezroczystej mieni,
wiatr muska liście, kielichy kołysze,
szumem przerywa tej zadumy ciszę.
A z lewej zamek, gdy spojrzysz do góry,
nie jest ogromny i nie sięga chmury,
bo na niewielkim usypisku stoi,
wśród dębów, klonów, zielonych powoi.
Przy drodze kościół parafialny wita!
Czy wstąpisz do mnie przechodnia zapyta.
Potem jest rynek, stoi ratusz stary,
kwiatów przepięknych wokoło bez miary
i kamieniczki barwnie się kłaniają,
te o przeszłości smutnej rozmyślają.
Oj, gdyby one naszą mowę znały,
wiele słów rzewnych by nam powiedziały.
Słuchaj! Gra hejnał naszego sławnego
kompozytora pana Orłowskiego.
Dalej znów klasztor Salezjański, wielki
i Sanktuarium jest Wspomożycielki.
Tu do Maryi ludzi cała rzesza,
by spraszać łaski, dziękować pospiesza.
Wszystko w mym sercu, wszystko w mej pamięci,
to jest mój drogi, rodzinny Oświęcim.

Miłego i spokojnego świętowania.

sobota, 10 listopada 2012

Miejsca czy ludzie?


Prawie dwa lata temu usłyszałam pytanie: co jest dla mnie ważniejsze, miejsca czy ludzie? 
Wtedy nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie potrafiłam także odpowiedzieć sama sobie w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy w zależności od okoliczności skłaniając się albo do jednej albo do drugiej opcji. Po głębokim zastanowieniu wybieram ludzi, tak prędko znikają z naszego życia potrzebni na już po drugiej stronie. Cieszmy się ich obecnością dopóki są. 
A miejsca? Miejsca są.
Każdy sam sobie odpowiada na to jakże ważne pytanie.

Kryminalny piątek - Herbert Rowse Armstrong


Herbert Rowse Armstrong należy do tych morderców - trucicieli, o których się nie zapomina. Urodził się 13 maja 1869 roku w Plymuth w Dewon. W 1895 został absolwentem prawa w Cambridge w kolegium świętej Katarzyny, adwokatem, urzędnikiem sądu pokoju w Hay -on- Wye. Godnym szacunku obywatelem. Od 1907   roku był mężem Katherine Mary. Mieszkali w domu o nazwie Mayfield  w dolinie Cusop Dingle. Mieli troje dzieci. Uchodzili za szczęśliwe i dobrze dobrane małżeństwo. W czasie pierwszej wojny światowej Armstrong służył w wojsku i doszedł do stopnia majora i tym tytułem się potem posługiwał. Major Armstrong był mężczyzną o drobnej budowie ciała, nieco podporządkowanym żonie. Jego żona, nieco solidniejszej budowy osoba, miała nieznośną manię karcenia męża, zwłaszcza na forum publicznym. Major Armstrong wszelkie uwagi żony znosił cierpliwie. 1 Lipca 1920 roku major zdołał skłonić żonę do sporządzenia testamentu na jego korzyść. W niedługi czas potem pani Armstrong z powodu pogarszającego się stanu zdrowia została umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, a pan Armstrong nabrał zwyczaju wyjazdów do Londynu i korzystania z dotąd mu niedostępnych uciech.  W styczniu 1921 roku stan pani Armstrong tak się poprawił, że została ze szpitala wypisana do domu. Niestety nie cieszyła się zbyt długo życiem, zmarła 22 lutego 1921 roku.  Za przyczynę zgonu lekarz uznał chorobę serca. Major Armstrong pogrążył się w żałobie.  
Na szarfie przyczepionej do wieńca kazał napisać: "Od Herberta i piskląt". Gdyby major Armstrong poprzestał na pozbyciu się żony, jego nazwisko utonęłoby w masie nazwisk  członków palestry. Nie wytrzymał. We wrześniu 1921 roku niejaki Oswald Norman Martin otrzymał drogą pocztową bombonierkę.   Przyniósł ją do domu i poczęstował nią jednego ze swoich znajomych, którego akurat gościł na obiedzie. Znajomy się rozchorował. Zaraz potem Martin został zaproszony przez majora Armstronga na popołudniową herbatkę. Zaproszenie dziwiło ponieważ panowie byli konkurentami w interesach. W czasie herbatki Martin został poczęstowany konkretną kanapką, po której zjedzeniu rozchorował się. Trafił do lekarza, który wypisał akt zgonu pani Armstrong. Lekarz skojarzył objawy i wysłał próbkę moczu pana Martina do laboratorium, do zbadania. Okazało się, że zawierała 1/33 grama arszeniku. Prokurator wszczął śledztwo. By nie wzbudzać podejrzeń w majorze Armstrongu poprosił Martina by ten nadal przyjmował wizyty i poczęstunki majora. Można sobie wyobrazić jakie katusze przeżywał pan Martin siedząc przy wspólnym z Armstrongiem stole. Wreszcie 31 grudnia 1921 roku major Armstrong został aresztowany i oskarżony o otrucie zony. Sekcję pani Armstrong przeprowadził jeden z najsłynniejszych w tamtych czasach patologów doktor Bernard Spilsbury. W niektórych narządach znaleziono 3 i 1/2 grama arszeniku. Pan Armstrong był wielkim amatorem trucia mleczy i do tegoż trucia używał właśnie arszeniku. Major Armstrong został uznany za winnego i stracony przez powieszenie w dniu 31 maja 1922 roku. Wyrok w więzieniu Gloucester wykonał kat John Ellis. 
Dzieci Armstrongów trafiły do rodzin zastępczych. Można sobie wyobrazić szok jaki przeżyła ich najstarsza córka  Margaret gdy zobaczyła swojego ojca wśród morderców w muzeum figur woskowych Madame Tussauds. 
Na temat sprawy Armstronga napisano ponad 80 książek. Między innymi książkę napisał Martin Beales, także adwokat, który kupił dom Armstrongów. 

Na podstawie: Czarny leksykon - Joanna Białecka
Na podstawie artykułu Rogera Clarka w The Independent z 13 .05. 1995 r.

środa, 7 listopada 2012

Środa z książką - Morderstwo na mokradłach



"Najbardziej krwawe morderstwa  zawsze zdarzają się w sennych, angielskich wioskach" - Rupert Marley.
Najczęściej w zamkniętych środowiskach, wśród ludzi, którzy znają się od lat. Czasami pojawia się między nimi Obcy i mąci. Częściej Znany pokazuje inne oblicze. Mistrzynią w ukazywaniu specyfiki spokojnych, angielskich wiosek była Agatha Christie.
"Morderstwo na mokradłach" przypomniało mi inną mistrzynię kryminału  Catherine Aird i jej kryminał "Lekka żałoba" Ta atmosfera niedomówień w kręgu samych znajomych. To subtelne poczucie humoru. Ta atmosfera... Żeby napisać dobrą książkę w określonym stylu trzeba mieć od początku do końca opracowaną koncepcję książki i ciągu następujących po sobie zdarzeń. Takie właśnie jest "Morderstwo na mokradłach". Bo cóż się dzieje w sennej, maleńkiej angielskiej wiosce? Otóż gospodyni w domu państwa Bradbury z beczki na dynie wyciąga odciętą, męską głowę. Oznacza to, że zupy z dyni nie będzie. Z sobie tylko znanych powodów gospodyni  przestaje mówić i przerzuca się na pisanie. Pani Bradbury - właścicielka domu, nie wytrzymuje i sprowadza z samego Londynu detektywa  Alfreda Bendelina. Sęk w tym, że Alfred Bendelin nie istnieje, został wymyślony i jest postacią literacką. Ale czegóż się nie robi dla pięknych oczu. Policjant Nicholas Jones wciela się w postać detektywa oczywiście uprzedzając, że Alfred Bendelin nie istnieje. Ale kto by tam wierzył w takie rzeczy...
Moc literatury jest jednak wielka.
Polecam książkę wszystkim, nie tylko miłośnikom kryminałów. Mnóstwo obserwacji obyczajowych, budzące grozę opisy mokradeł i niepewność co do tego kto zabił dodają smaku książce.Gdyby ktoś chciał poczytać relację Saszy Hady z odwiedzin w  Moreton-in-Marsh, to niech zaglądnie na stronę: http://www.zbrodniawbibliotece.pl/kronikakryminalna/3054,jedendzienwprawdziwymmoreton-in-marshsladaminickajonesa/
Miłego czytania

wtorek, 6 listopada 2012

Sprzątanie w sieci :))

Wczoraj przeznaczyłam czas na porządki. Niestety nie te domowe, ale blogowe.
Na samym początku 2012 roku założyłam sobie bloga na onecie. Pokonałam trudności i zaczęłam pisać. Wyobrażałam sobie, że mój blog będzie rodzajem notatnika, tak dużo się dzieje, a ja tak szybko zapominam. Daleka byłam od opisywania szczegółowo życia mojego, moich bliskich i sąsiadów. Bardziej chodziło o zatrzymanie chwil uciekających. Pisało mi się dobrze, ale przegrałam walkę z techniką. Dajmy na to, że zdarzyło się coś czym chcę się podzielić, zanotować na gorąco, a tu klops. Otwieram mojego bloga tj. wchodzę na blogi na onecie, loguję się u siebie, czytam komunikat, ze nie posiadam bloga. Denerwuję się, bo przecież wczoraj miałam a dzisiaj już nie? Próbuję powtórnie. Za którymś razem udaje mi się zalogować. Wchodzę na pisz bloga, piszę. Program się buntuje i zaczyna zjadać litery. Kasuję, mam problem. Godzina mija nie wiadomo kiedy. Prawdę mówiąc po kilkunastu takich przejściach zniechęciłam się. Wczoraj weszłam na bloga, okazało się, że przerzucają na inną platformę. Zrobiłam co było w instrukcji, chciałam zmienić szatę na bardziej przyjazną, zamieścić informację o książce, blog jest nadal otwarty. Nic z tego. Całe popołudnie i wieczór problemy z przekierowaniem. Udało się koło północy :) 
Jeżeli ktoś chciałby poczytać o szabli pradziadka i święconych u Salezjan to zapraszam tutaj:http://www.iwona-mejza.blog.onet.pl
Dzisiaj nadal porządkuję siebie w sieci. Nie wiedziałam, że lubię sprzątać ;)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Ciemno, zimno...

Jest takie powiedzenie:" Ciemno, zimno i do domu daleko". Na razie jeszcze pracuję w domu, ale nie ma lekko trzeba będzie wyjść. A tu leje jak z cebra, jest ciemno, muszę mieć zapalone światło, bo inaczej nie widzę co piszę. Jest nieprzyjemnie i mocno dołująco. A to dopiero początek. Zastanawiam się co można zrobić żeby się po prostu takiej jesieni "porze mgieł i ziemiopłodów" oraz deszczy nawalnych, nie dać. Dobra książka, więcej snu, filiżanka czekolady. Na pewno spotkania z przyjaciółmi i kolorowe ubrania. 
Kolorowe ubrania na pewno się sprawdzą w momentach gdy okutani w kurtki z kapturem, smagani deszczem będziemy się przemieszczali od punktu A do punktu B. 
Na poprawę nastroju. 
A może po prostu nie przyjmować do wiadomości zawirowań pogody. Robić swoje i zachowywać się tak jakby nadal świeciło słońce. 
W zamian zapalajmy światło gdzie się da, nie siedźmy w ciemności bo to niezdrowo. Nie piszmy na komputerze po ciemku, nie oglądajmy telewizora po ciemku. Męczymy oczy i siebie. Do w miarę normalnego funkcjonowania jest nam potrzebne dobre światła. Z żarówek, a nie z tych pożal się boże świetlówek, cokolwiek o tym myśli Unia. Ja wiem co czuję i Unia nie jest mi potrzebna do tłumaczenia
Miłego dnia w deszczu.

sobota, 3 listopada 2012

Starość kota

Przegapiłam piątek. I trudno. Chyba przez święta. Zawsze wolne w tygodniu mnie dezorientuje i zakłóca normalny rytm. Do tego Kubusia. 
Rozdzielenie tego gdzie kończy się starość a zaczyna się choroba jest niezwykle trudne, czasami wręcz niemożliwe. Są chwile gdy jedynym humanitarnym wyjściem  wydaje się uśpienie kota, ale za chwilę kot biegnie po schodach jak młody a ja przecieram oczy ze zdumienia. I tak sobie żyjemy.
 Trudno określić do jakiego stopnia się wczoraj ucieszyłam zobaczywszy w Kauflandzie mleko z obniżoną o ponad 80% zawartością laktozy. Bo moja Kuba przestała pić wodę, pije tylko mleko. A skutki były jakie były. Teraz bezkarnie i Kuba i Miki  zapijają się mlekiem, a ja sobie powtarzam, że w końcu wiejskie koty na mleku funkcjonują i dzieci i staruszkowie ze starego portfela. Wprawdzie kupiłam mleko specjalne dla kotów, ale to był numer na raz, potem parsknięcie, skrzywienie pyska i do widzenia. Trzy czterdzieści poszło w błoto.
Dzisiaj zrobiłam tiramisu. Robię wersję łagodną; serek, śmietana 18%, trochę cukru pudru. Oczywiście biszkopty nasączane prawdziwą kawą. Posypka dobre kakao. Bez alkoholu i jajek. Trochę serka zostawiłam Kubie, dzisiaj jadła bardzo mało. Serek tak jej smakował, że potem z rozpędu zjadła także tiramisu. Widocznie na starość się jej smaki zmieniają.
A o mleku warto wiedzieć, bo oprócz kotów nadaje się też dla ludzi z nietolerancją laktozy, a takich osób przybywa.

czwartek, 1 listopada 2012

Gdy odchodzą...

Gdy odchodzą nasi najbliżsi wydaje się, że nasze cierpienia i tęsknota nie będą miały końca. 
Pytamy: dlaczego? Dlaczego tak szybko? Dlaczego tak nagle i bez uprzedzenia? Przecież mógł żyć. Miał tyle planów do zrealizowania, tyle marzeń do spełnienia. Przecież to niemożliwe, że go już nie ma. Potem, powoli przyzwyczajamy się do życia na nowo. Czasami wspominamy, czasami próbujemy zapomnieć, myśląc, że tak będzie lżej. A przecież nasi bliscy żyją wśród nas duchem,  wracają w historiach które opowiadamy, czasami nam się śnią. Jeżeli pogodzimy się z ich śmiercią, żyją czasami dużo intensywniej niż kiedyś, gdy byli blisko, na wyciągnięcie ręki. 
Myślałam dzisiaj o dziadku Józefie, który był dla mnie najważniejszy. Niezbyt wysoki, zawsze pięknie opalony. Do niebieskich jak bławatki oczu nosił dobrane odcieniem koszule i niezwykle eleganckie grafitowe garnitury. Gdy było gorąco pozwalał sobie na koszule z krótkimi rękawami. Ulubioną w żółto niebieską kratkę, od cioci Julii  z Ameryki, długo po śmierci dziadka trzymałam na półce.
Babcia Tekla odeszła 13 grudnia 2007 roku. Od tamtego dnia, 13 grudnia  nabrał dla mnie całkiem innego wymiaru. Babcia  nauczyła mnie czytać i pisać. Czasami opowiadała niesamowite historie rodzinne. Nieraz myślałam, że koloryzuje. Już po jej śmierci okazało się, że nie.
Mój wujek, który był najwspanialszym wujkiem na świecie. Niedługo przed jego śmiercią rozmawialiśmy o książce którą pisałam. Powiedział, żebym robiła to w co wierzę i co mi sprawia przyjemność. Wtedy się zazwyczaj udaje. 
Wczoraj znowu wydawało mi się, że słyszę jak podjeżdża samochodem i trzaska drzwiami. Ucieszyłam się, bo każda jego wizyta była przyjemnością. Nadal mam wrażenie, że wujek Marian wyjechał. Pogodziłam się z tym.
Mój ukochany kot Bartek, który umarł na moich rękach i Stella, tak bardzo chciałam żeby żyła. Nie udało się.
Smutny, pełen nostalgii dzień.