niedziela, 31 maja 2020

Paola Calvetti "Elżbieta II Portret królowej"


Przeczytałam jednym tchem. 
Fascynująca historia fascynującej kobiety. 
Jest to również historia całej epoki i doskonale opisana historia rozwoju fotografii i jej wpływu na kształtowanie wizerunku monarchini i całego dworu. 
Kariery wyrastające niespodziewanie dzięki jednemu unikalnemu ujęciu, wyższe sfery i miłosne perturbacje. 
A wszystko, w tej książce oczywiście, rozpoczęło się od odkrycia  zapomnianej skrzynki z mało czytelną nalepką w piwnicy niedawno zakupionego domu. 
Dom został zakupiony od Rosalind Thuillier, synowej Marcusa Adamsa, który w latach 1926-1952 wykonał tysiące fotografii potomków arystokratycznych rodzin. 
Należała do nich też przyszła królowa Elżbieta II. 
Zdjęcia zostały wystawione na aukcję, a historia panowania królowej Elżbiety opowiedziana w fotograficznych ujęciach wspaniale oddaje klimat epoki.

Paola Calvetti "Elżbieta II Portret królowej"
w tłumaczeniu Iwony Banach
Wydawnictwo Zysk i S-ka

środa, 27 maja 2020

"Martwe ciała" Michał Larek, Waldemar Ciszak


Dużo czasu upłynęło od momentu gdy odłożyłam "Martwe ciała" na półkę zarezerwowaną dla książek czekających na recenzję. Nie byłam w stanie od razu po przeczytaniu pisać o wrażeniach z lektury, szukać słów... towarzyszyło mi wtedy zbyt dużo emocji, zbyt mocno wczułam się w treść. A przecież autorzy stawiając na prosty, wiarygodny przekaz nie grają na emocjach, nie żonglują nimi. Są bardzo uczciwi w swej relacji, powściągliwi. 
Oni nie muszą udowadniać, że piszą o wstrząsających zbrodniach, nie muszą podkręcać atmosfery. Bo sama sprawa Edmunda Kolanowskiego jest wstrząsająca i wychodząca poza granicę przeciętnych zbrodni. 
Edmund Kolanowski, zwykły człowiek, poznański nekrofil, seryjny zabójca przyznał się do popełnionych zbrodni w czasie przesłuchania w dniu 7 września 1983 roku. Jak zanotowano była godzina 15:00 przesłuchanie prowadził kapitan Michał Gajdamowicz, obecny był też kapitan Andrzej Przywieczerski. Obaj to oficerowie Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Poznaniu. 

Fragment z Prologu:
"Przyznaję się, że w dniu 4 listopada 1982 roku w Naramowicach dokonałem zabójstwa dziewczyny. Nie znałem jej przedtem, a obecnie wiem, że nazywa się Alina K. Mieszkanka Poznania, dokładnego miejsca jej zamieszkania nie znam. Przyznaję się obecnie do zabójstwa tej dziewczyny, gdyż wiem, iż i tak by się wszystko wydało, a nie przyznawałem się dlatego, że bałem się odpowiedzialności karnej, a przede wszystkim kary śmierci."

To początek, a im dalej tym gęściej i mroczniej. 
Dla ludzi o mocnych nerwach, ceniących reportaże kryminalne  i kryminały na faktach. 

Michał Larek, Waldemar Ciszak "Martwe ciała" wydanie II poprawione i uzupełnione
Wydawnictwo Oficynka
Rok wydania 2019
stron 259

wtorek, 26 maja 2020

Marzenia z odroczonym terminem ważności, czyli o przełożonej premierze filmu i książki "Oświęcim-Praga"


Dzisiaj też leje jak z cebra, więc pogoda bardzo  na czasie :)
A co do czasu, to gdy czytam ten tekst napisany  dwa tygodnie temu, opisujący zdarzenia z początku, a dokładnie z jedenastego marca tego roku, to wydaje mi się jakbym o jakimś alternatywnym życiu czytała.  
Myślę, że w miarę łatwo przystosowałam się do  zmiany trybu życia. Praca zdalna, zakupy - tylko to co konieczne. Dużo czytania i pisania, rozmów przez telefon. Gdy tak podsumowuję to najbardziej brakuje mi spotkań przy kawie. A u nas w Oświęcimiu są miejsca gdzie i kawa kusi aromatem, i ciasto przepyszne. Przytulnie, czasem bardzo nowocześnie, częściej z historią w tle. Tą przedwojenną, opowiadającą o założycielach najstarszych oświęcimskich firm. Budzącą nostalgię i szacunek dla pracy pokoleń. 
Ten tekst zapewne by nie powstał ( musiałam się zmobilizować) gdyby nie konkurs Wydawnictwa Lira na wspomnie z czasu pandemii - Zdalnie a jednak blisko. Konkurs wygrał kto inny, gratulacje :) ale w tym przypadku celem nie było wygranie tylko zatrzymanie w czasie chwil, które za niedługo będą bardzo wyblakłym wspomnieniem. 

Marzenia z odroczonym terminem ważności.
Rano lało jak z cebra, a ja akurat musiałam wyjść do pracy. Już samo to było namiastką święta, bo czujecie: wyjść z domu do pracy, przy trybie pracy zdalnej, to miła odmiana. Byłaby, gdyby nie ten zacinający z każdej strony deszcz. Maseczka mi przemokła i to z obu stron, bo wewnątrz pot ciurkał po twarzy. Zimny wiatr sprawiał, że zaczynałam się zastanawiać jaki w końcu mamy miesiąc.
Podobno początek maja.
Na chwilę odbiegłam myślami od niewesołej teraźniejszości wspominając  spotkanie w kawiarni i ostatnie beztroskie chwile. U Kołaczka większość miejsc była zajęta, więc z kawą i pączkami zeszliśmy do podziemi. W tej klimatycznej części kawiarni, było nieco spokojniej i mogliśmy przejrzeć ujęcia wykorzystane w już zmontowanym filmie. Na ekranie smartfona królowały lata trzydzieste ubiegłego wieku, piękne kobiety, szarmanccy mężczyźni i samochody „Oświęcim-Praga”. Spełniało się marzenie filmowców amatorów o kolejnym filmie. Spełniało się też moje marzenie. Na podstawie scenariusza napisałam książkę, a konsultacje przy pisaniu z kolegami odpowiedzialnymi za scenariusz, reżyserię i szeroko pojętą całość,  sprawiały, że film i książka tworzyły harmonijną całość. 
 Czekaliśmy już tylko na okładkę i premierę, która dla całości projektu została wyznaczona na trzydziestego kwietnia. Przez kilka miesięcy żyłam życiem naszych bohaterów i chciałam już mieć książkę w ręku. Kolejną, ale nie ostatnią.
 Jedenastego marca, po kilku godzinach dyskusji, wyszliśmy z Tomkiem Klimczakiem na światło dzienne. Nie zachowując nakazanej odległości przystanęliśmy obok witryny kawiarni na kolejne minuty. Obok, szybkim krokiem przeszła znajoma. Na nasz widok zatrzymała się. Przywitaliśmy się uściskiem dłoni, serdecznie.
– Słyszeliście, że szkoły, muzea, domy kultury od jutra mają być nieczynne? – zapytała nieco zdenerwowana.
Zaprzeczyliśmy, komentując, że zapewne niedługo wszystko wróci do normy. Nie przypuszczaliśmy, że świat jaki znaliśmy właśnie przestaje istnieć, a wyczekiwana data premiery zostanie przesunięta na wrzesień.
 Oby wtedy po pandemii pozostało tylko wspomnienie

Na zdjęciu samochód służbowy "Oświęcim-Praga", a  w tle zabudowania fabryki. 
Ale o tym w jaki sposób doszło do tego, że w Oświęcimiu powstawały te piękne i bardzo wytrzymałe samochody opowiedzą film i książka. 
Zdjęcie pochodzi ze strony spadkobierczyni dawnych tradycji fabryki https://omag.com.pl/profil-firmy-omag/



poniedziałek, 25 maja 2020

"Łowca" Agnieszka Pruska


"Łowca" kończy cykl kryminałów z komisarzem Uszkierem w roli głównej i nie jest to dobra wiadomość dla miłośników gatunku. Barnaba Uszkier nieco odstaje od tych wiecznie narzekających, nadużywających i pojękujących przedstawicieli prawa. Nie rozwodzi się, nie myśli o separacji z raczej sympatyczną małżonką, dzieci już nie dzieci tylko poważne nastolatki, a przyjaźnie jak trwały tak trwają. Ale to nie oznacza, że komisarz Uszkier jest nudny, ja go zakwalifikowałam do grona komisarzy godnych zaufania, metodycznych i nieodpuszczających, badających każdy trop. Bo tak to rzeczywiście jest, że w pracy kryminalnych mniej jest spektakularnych osiągnięć i śledztw kończonych dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności  w piątek przed weekendem, niż długiej, żmudnej i mało widowiskowej roboty. Co wcale nie oznacza, że nie będzie się działało. Jakiś pościg, strzelanina, przyspieszone bicie serca... wszystko w komplecie. 
Tym razem komisarz Uszkier i jego współpracownicy mają do czynienia z niezbyt przyjemnym  mordercą. Wszystko wskazuje na to, że seryjnym. Zaczyna się od morderstwa młodej, lubianej kobiety, właścicielki dwóch owczarków. Badanie kontaktów ofiary, jej przyzwyczajeń, otoczenia, nie przynosi zbyt wielu rezultatów. Gdy ginie kolejna osoba, śledztwo nabiera tempa, a zwierzchnik Uszkiera zwany przez podwładnych Dyktatorem zaczyna odczuwać presję z góry. Tak zwane czynniki chciałyby jak najszybciej otrzymać informację o aresztowaniu sprawcy.
Ale nie tak szybko. Sprawca to inteligentny przeciwnik. Nie zostawia śladów, umie poruszać się bez zwracania na siebie uwagi, zna miasto. 
Zna też miejsca, w których odbywają się spotkania kulturalne. Cóż, każdy powinien mieć jakieś hobby.
Leński, współpracownik komisarza, ze skrawków informacji buduje  profil mordercy. Czy to jego wnioski doprowadzą do schwytania mordercy?
Czy morderca zostanie ujęty?
Dlaczego żegnamy komisarza Uszkiera?
Na te pytania nie odpowiem, ale wszystkiego, albo prawie wszystkiego dowiecie się czytając "Łowcę". 
A na koniec dodam, że jest to również bardzo dobry kryminał miejski, z solidnie opisaną topografią Gdańska i okolic. Sama wybrałabym się chętnie w te miejsca, które zdradziły co nieco prowadzącym śledztwo.
A poniżej kolejność serii, baner pochodzi ze strony Wydawnictwa Oficynka - ZAJRZYJCIE NA STRONĘ WYDAWNICTWA :)



poniedziałek, 11 maja 2020

"Będzie bolało - sekretny dziennik młodego lekarza" Adam Kay

"Będzie bolało" Adama Kaya jest dowodem na to, że warto od czasu do czasu zapisywać wydarzenia dnia, bo po latach notatki mogą się przydać, by odświeżyć pamięć, albo napisać książkę, która stanie się bestsellerem. 
Droga Adama do zostania lekarzem nie była zbyt skomplikowana, pochodzi z rodziny medyków, więc wybór zawodu nie podlegał dyskusji. Miał szesnaście lat gdy zaczął naukę na kierunku medycznym i po kolei, przez kolejne lata, wspinał się po ustalonych odgórnie stopniach kariery. 
Od szpitala do szpitala pracując prawie bez przerwy. Bez świąt, wyjazdów na wczasy, uroczystych kolacji - zawsze okazywało się, że musi zostać bo kolejna pacjentka zaczyna rodzić, a chętnych na zastępstwo brakuje.
 Adam Kay pracował w publicznej służbie zdrowia i aż do bólu uczciwie opisuje wady i zalety systemu. 
Tu nie ma skomplikowanej fabuły, rozpisanych dialogów i postaci rzucających błyskotliwe bon moty. Tu jest samo szpitalne życie. I tak naprawdę gdyby nie humor, empatia i duża wrażliwość ciężko byłoby obcować ze strachem, ciągłym stresem, presją szybkich decyzji. 
Czytałam i momentami czułam napięcie związane z opisywanymi wydarzeniami. Ciężar podejmowanych decyzji, mnogość wyzwań, niedobory kadrowe, brak wyszkolenia lekarzy z naboru.  Ten dziennik to zapis wielu dyżurów, wielu nieprzespanych nocy. Rozmów z pacjentkami - Adam Kay pracował jako ginekolog położnik. Zabawne zapiski nie zostały umieszczone w celu wywołania taniej sensacji (chociaż pomysłowość ludzka nie zna granic), ale pełnią rolę przeciwwagi dla tych momentów, które powodują skurcz w krtani i westchnienia pełne smutku. O pożegnaniach, zwłaszcza pacjentów trzeba umieć pisać tak, żeby nie naruszyć ich intymności, powagi chwili i godności. Adam Kay to potrafi.
Tak prawdę mówiąc nie dziwię się, że nie wytrzymał i odszedł z zawodu. 
To jedna z tych książek, które po prostu warto przeczytać, zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o tych wszystkich medykach, którzy niosą pomoc chorym. Nie zawsze wszystko jest jasne, nie zawsze objawy podpowiadają chorobę, a w dziesiątej godzinie dyżuru człowiek nie funkcjonuje już tak sprawnie jak w pierwszej.  Ale zawsze stara się pomóc, bo taki wybrał sobie zawód. 
Odruchy pomocy pozostają na zawsze, Adam Kay wspomina, że nadal gdy widzi, że ktoś potrzebuje pomocy, zemdleje, jest ofiarą wypadku, włącza się w nim tryb lekarz i nigdy nie przechodzi obojętnie. 

piątek, 8 maja 2020

"Ja cię kocham, a ty miau" Katarzyna Berenika Miszczuk


Kot w roli narratora, dla mnie propozycja nie do odrzucenia, tylko do przeczytania.
Zwłaszcza że kot brytyjski o imieniu Lord, skupia w sobie większość wad i zalet kociego rodu. Oczywiście lubi się wysypiać tam gdzie jemu pasuje - najlepiej w szufladzie z bielizną Alicji. Lubi dobrze zjeść, ale to żadna nowość, nie znam kota, który by nie lubił łososia z puszki, albo tuńczyka w sosie własnym tudzież w oleju. Nie wspominając o ekskluzywnych saszetkach z siekaną kaczką i innymi frykasami. 
Lord lubi też święty spokój, kocha swoją Alę i troszczy się o nią po swojemu - sikanie do butów pewnego niewydarzonego faceta, to w sumie czyn godzien pochwały. 
Lord zna swoją wartość, zna też wartość talentu Ali, która jest rysowniczką i ilustruje książeczki dla dzieci. Pięknie ilustruje. Ala kiedyś chciała malować inne obrazy, nawet kilka ich namalowała i tak czekały na swoją okazję. 
A okazja jak to okazja zdarzyła się niespodziewanie: Alicja otrzymała zaproszenie do dworku ekscentrycznego kolekcjonera Stefana Śmietańskiego, który ogłosił konkurs talentów. Zwycięzca miał  odziedziczyć majątek Śmietańskiego. Oczywiście gdy starszy pan pożegna się z tym światem. Jedną z dziesięciu osób zakwalifikowanych do konkursu jest Ala. I oczywiście nieodłączny Lord, który uważa, że spadek po Śmietańskim powinien przypaść właśnie im.  
Potem już tylko podróż, dworek, konkurenci i trup ściele się gęsto, a Lord z wyżyn swego ego opowiada nam o całej sprawie. 
Ale pamiętajmy: po pierwsze Lord, po drugie Ala, a potem długo, długo nic ;)
Urzekła mnie jego historia. 
Tak naprawdę nawet jak na komedię kryminalną niezbyt wiarygodna i zakończenie takie ciut, ciut naciągane, ale i tak ubawiłam się serdecznie i z przyjemnością poczytam kolejną komedię, nawet kryminalną o przygodach jaśnie wielmożnego kota brytyjskiego.
Jego wysokość pępek świata jest kapitalny w swojej narracji i miałabym ochotę wziąć go na ręce i przytulić. I już widzę jak na mnie patrzy z pobłażaniem, bo to że ja bym chciała, to jedno, ale czy on się zgodzi? Tu już nie mam żadnej pewności. 
Reasumując: "Ja cię kocham, a ty miau" to w moim odczuciu komedia z lekka kryminalna, dla czytelników obdarzonych poczuciem humoru i spragnionych wypoczynku od codziennych zmartwień.
Książkę przeczytałam w ramach abonamentu Empik Go Premium i była to naprawdę czytelnicza przyjemność. 

Dzień Bibliotekarza i Bibliotek :)

Biblioteka📚📖📚 - jeden ze stałych punktów mojego życia 
Wszystkim Bibliotekarzom, ludziom wielkiego serca dla książek i kultury, życzę bibliotek, w których czytelnicy - ich niech będą miliony - mogliby wypożyczyć każdą książkę, od tych z lat najdawniejszych do pachnących świeżością nowości.









wtorek, 5 maja 2020

"Lista nieobecności" Michał Paweł Urbaniak


Przez ostatni tydzień godziny nocne spędzałam w towarzystwie Artura Hnata, Zuzanny, Krzysztofa, Jakuba... mogłabym tak długo wymieniać, bo bohaterowie "Listy nieobecności" niezależnie od miejsca, które przypisał im autor (albo sami je zajęli), zaanektowali swoją odczuwalną obecnością moją uwagę i z godziny na godzinę stawali się coraz bardziej realni. Może poprzez drobiazgowość opisu wzajemnych relacji, miłości pomieszanej z nienawiścią i tego aż do kresu wytrzymałości, nurzania się w przeszłości. 
Z upodobaniem? Z przyzwyczajenia?
Czy dlatego, że zapomnienie chociaż na minutę o tragicznej śmierci sióstr, o szaleństwie matki i zgonie ojca oznaczałoby dla pozostałych przy życiu braci zdradę pamięci? Rozluźnienie więzi? Artur Hnat, jak bohater romantyczny znaczony nadwrażliwością, od dawna oczekuje na śmierć. Świadomość własnej śmiertelności nie jest niczym dziwnym czy nadzwyczajnym, skoro urodziliśmy się, to i umrzemy, ale  raczej mało kto ma ochotę o tym pamiętać. 
Artur jest mężem Zuzanny, drugim mężem, ma pasierba Krzysztofa, który go nie akceptuje. A jednak po latach to Artur Hnat będzie tym, który zrozumie.
Huśtawki nastrojów, brak stabilizacji, oschłość Zuzanny, ale i dobroduszność Danki, przebijające spod ogłady prostactwo Mirka, hałaśliwość dziewczynek, tworzą klimat, z którego trudno wyjść. Michał Paweł Urbaniak pokazuje swoich bohaterów w różnych sytuacjach, często domowych, gdy znikają wszystkie maski i pozy stosowane przed zewnętrzną publicznością. 
Jakim człowiekiem jest Artur Hnat?
To dla mnie nadal zagadka. Poznałam Artura - brata Janka, Artura - męża Zuzanny, Artura - ojca Ani (Justyny) i Brygidy. Nade wszystko poznałam Artura - wiecznego żałobnika.
Artur żył, a jakby go nie było.
A potem żył jeszcze intensywniej.
Życie Artura i z Arturem po latach wspomina Zuzanna, sędziwa, doświadczona przez los kobieta. Ona także ma swoją listę nieobecności. 
Ma taką listę ciotka Wanda, ale nikt o niej nie wie, nikt nie pyta.
Mam swoją listę i ja, jak każdy, kto przeżył pożegnania bez powrotu.
"Lista nieobecności" to powieść wymagająca uwagi i skupienia, także ze względu na fabułę rozgrywającą się w różnych planach czasowych. 
Proza Michała Pawła Urbaniaka nie ma w sobie nic z nadęcia i górnolotności, autor opowiada historię Artura Hnata w sposób przystępny, płynny, z wyczuciem słowa. 
"Lista nieobecności" to debiut Michała Pawła Urbaniaka, debiut zapadający w pamięć i dający nadzieję czytelnikom na długą pisarską podróż z autorem. 
Proponuję wpisać "Listę nieobecności" na listę książek, które warto przeczytać. Premiera 20 maja, a ja już dzisiaj polecam. 
Autorką przykuwającej uwagę okładki jest Justyna Tarkowska.

"Lista nieobecności" Michał Paweł Urbaniak
Wydawnictwo Mova
rok wydania 2020
proza polska

sobota, 2 maja 2020

Zielone zakątki Oświęcimia :)



Dzień dobry 💚pozdrawiam wiosennie💚🍀🧡z zielonego 🌱🌿💚Oświęcimia. Po deszczu wychodzi słońce🌦️🌈🌤️i zapowiada się miły dzień. A na zdjęciu Mały Rynek w Oświęcimiu i glicynia cudnej urody🌱🌿🌳