niedziela, 17 lutego 2019

Światowy Dzień Kota, czyli o kotach w moim domu

Dawno temu w 1996 roku, dzieci Kubusi :)
W piątek wracałam ze spotkania autorskiego, przyjaciółka odwiozła mnie domu. Było po dwudziestej, w sumie ciepły wieczór. Przez kilka minut siedziałyśmy w samochodzie rozmawiając. Wysiadając spojrzałam w kierunku domu i zobaczyłam na słupku ogrodzenia zarys charakterystycznej sylwetki. To któryś z odwiedzających ogród kotów czekał aż w końcu wysiądę, tak żeby on mógł się spokojnie oddalić. Wysiadłam z samochodu, kot zeskoczył ze słupka i powędrował leniwie nad stawek. A ja poczułam się jak za dawnych lat, gdy moje koty czekały aż wrócę do domu i choćby to była druga w nocy, to jeszcze kazały sobie podać kończący dzień posiłek. A potem kładły się spać, albo latem jeszcze raz wychodziły do ogrodu. 

W większości polskich domów mieszkał, mieszka, albo będzie mieszkał kot. A przy kocie człowiek też się jakoś uchowa. I gdy kot powędruje za Tęczowy Most, to w domu zapanuje pustka. 
Pustka, którą może wypełnić tylko kolejny kot...

Towdy nie lubił medialnego szumu i jak mógł unikał zdjęć. Miał ważniejsze zajęcia :)

Kubusia, to ona rządziła całym domem i nami, oczywiście. Żyła 20 lat.

Bartuś, Bart od Burta Lancastera ulubionego aktora babci Tekli. 

Miki, siostra Bartusia, rodzinna gwiazda. 

Mimi, przyszła ze swoimi dziećmi do naszego ogrodu. Bartuś znalazł ją pomiędzy rządkami kapusty. Dzieci znalazły dom, a Mimi została z nami do końca swoich dni. 


sobota, 16 lutego 2019

Nir Hezroni "Ostatnie instrukcje"

Agent 10483 powraca w wielkim stylu. "Trzy koperty", pierwszą część przygód agenta 10483 czytałam z zapartym tchem, ciekawa zakończenia. Tutaj recenzja "Trzech kopert"
Mnogość niezakończonych wątków  w pierwszym momencie mnie nieco zirytowała (normalna reakcja czytelnika, który chciałby wiedzieć jak i dlaczego) ale informacja, że niebawem ukaże się kolejny tom, uświadomiła mi, że Nir Hezroni z premedytacją każe czekać na kolejne zdarzenia, które wyjaśnią kto jest kim i dlaczego postępuje w taki, a nie inny sposób. 

Agent 10483 miał zginąć w określonym momencie, tak został zaprogramowany. I rzeczywiście, pracodawca agenta był przez długi czas przekonany, że wszystko poszło po jego myśli. Likwidacja i koniec sprawy. Informacja, że  10483 jednak żyje, dla wielu osób była szokiem. 
Dla agenta 10483 także. 


Minęło 10 lat, mamy 2016 rok  i  10483 musi odnaleźć się w świecie nowych technologii i nowych możliwości. Oczywiście najpierw musiał długo pracować nad powrotem do swej znakomitej przed wypadkiem kondycji fizycznej. 
Mózg rządzi naszym ciałem, a samodyscyplina potrafi zdziałać cuda. Zero wymówek, że się nie chce, nie da i po co. 
Jest po co. 
Agenta 10483 do powrotu do świata żywych nakręca zemsta.

I będzie to zemsta na skalę XXXL.

Przyznam, że fragmenty związane z odnalezieniem, a potem przetransportowaniem narzędzia zemsty czytałam z pewnym niedowierzaniem, tak jakbym przez chwilę zatopiła się w dziewiętnastowiecznej powieści awanturniczej z akcją osadzoną w XXI wieku, ale koniec końców uwierzyłam Hezroniemu na słowo. Jako były agent Mosadu na pewno ma własne doświadczenia  i zdaje sobie sprawę co jest możliwe, a co nie.

Grupy wpływów, szpiegostwo przemysłowe, programowanie konkretnych zachowań. Wyższy i najwyższy stopień manipulacji. Osiągnięcia nauki w służbie Organizacji. 
Czy można człowieka, na przykład agenta 10483 zaprogramować?
 Czy można człowieka zaprogramować by spowodował własną śmierć?
Widocznie można i aż mi dreszcze chodzą po plecach gdy uświadomię sobie możliwości różnego rodzaju służb. Jako obywatele jesteśmy po prostu bezbronni. 
Agent 10483 nie należy do tych co ze zwieszoną głową idą na rzeź. To on urządza rzeź swoim wrogom. 

Tropem agenta 10483 podąża Karmit. To ona przez lata sterowała pracą jego mózgu. Gdy 10483 powraca i rozpoczyna festiwal zemsty Karmit opuszcza przytulną przestrzeń laboratorium i robi wszystko co może i potrafi aby go powstrzymać. 
Finałowa scena to majstersztyk, wyjątkowo dramatyczny obraz ścierania się sił zła. I gdy już myślimy, że jedna ze stron zatriumfuje spod ziemi wypełza kolejne niezniszczalne zło. 
A to oznacza, że Nir Hezroni zaplanował dla swoich czytelników następną potyczkę. 
Za jakiś czas dowiemy się czy rzeczywiście.
Jeżeli zaczniecie czytać "Ostatnie instrukcje" przed północą to czeka was bezsenna noc. Ta powieść wciąga jak wir i szybciej podnosi ciśnienie niż podwójne espresso. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina

Nir Hezroni "Ostatnie instrukcje"
Tłumaczył z hebrajskiego Leszek Kwiatkowski
Wydawnictwo Media Rodzina
2018
Stron 439

piątek, 15 lutego 2019

Marta Matyszczak "Morderstwo w hotelu Kattowitz"

Jak widać na załączonym zdjęciu jestem szczęśliwą posiadaczką wszystkich tomów z serii "Kryminał pod psem" i jakby się mnie ktoś zapytał czy warto swój ciężko zarobiony grosz przeznaczyć na kryminały autorstwa Marty Matyszczak, to odpowiedziałabym, rzecz jasna, twierdząco. Warto i jeszcze raz warto!

Po "Tajemniczą śmierć Marianny Biel" sięgałam z ciekawością, wspomnienie, że akcja książki toczy się w Chorzowie zrobiło swoje, a informacja, że Gucio będzie maczał w tropieniu złoczyńców wszystkie swoje łapy była dodatkową zachętą. Przy kolejnych tomach po prostu zamawiałam i cieszyłam się lekturą. Było ciekawie, zajmująco, zwiedzałam z Różą i Solańskim kolejne zakątki kraju i zagranicy, poznając tę interesującą  pod wieloma względami parę.

 Bo jak to w życiu: to największy jest ambaras żeby dwoje chciało naraz ;) 
A oni  nadal się mijają. 


Gucio trwa wiernie przy tej zwariowanej dwójce i chociażby dla niego powinni się ustatkować. Ale autorka ma chyba trochę inne plany.

Tyle tytułem wstępu, żeby udowodnić, że nie tylko mam, ale także czytałam.

Prawdę mówiąc nie przypuszczałam, że "Morderstwo w Hotelu Kattowitz" przywoła tyle wspomnień. Lubię Katowice i był czas, że przyjeżdżałam do Katowic  raz w tygodniu z mamą, a potem, jako już dorosła osoba to właśnie tam szukałam pracy. W Katowicach pracował mój dziadek, przez prawie czterdzieści lat, więc spokojnie mogę napisać, że to miasto wrosło w tradycję rodzinną. Dlatego wędrówka po współczesnych Katowicach była dla mnie przyjemnością. Postanowiłam, że z wiosną pojadę i zobaczę jak bardzo  miasto się zmieniło. 

A teraz dość wspomnień i do rzeczy.

Katowice to nie tylko przemysł, ale także przyciągające uwagę fanów muzyki festiwale i różnego kalibru wydarzenia artystyczne. W jednym z takich wydarzeń ma wziąć udział DJ Dzidzia, artystka robiąca oszałamiającą karierę w mediach, przyciągająca młodocianych fanów. Jej koncert jest oczekiwanym przez nich wydarzeniem. Niestety, ktoś skraca żywot DJ Dzidzi narażając fanów i właściciela Hotelu Kattowitz na stres, płacz, i w przypadku właściciela, spodziewane straty. Siódme, pechowe i niedoinwestowane piętro nie może stać puste. 

Matka Róży, Barbara Kwiatkowska pracująca w hotelu jako szefowa ochrony, zatrudnia Szymona Solańskiego i własną córkę do szybkiego wyjaśnienia kto zabił. Bo wprawdzie podkomisarz Matusiak zamknął budowlańca, ale przecież wiadomo, że zabił kto inny. 

Kto? Nie napiszę oczywiście, czytajcie cierpliwie, autorka umiejętnie dozuje wrażenia i żongluje emocjami czytelnika. Już, już prawie wiadomo, a tu znowu nie ten!

Gucio prowadzi własne śledztwo dzieląc się obficie obserwacjami. I tak z pierwszej łapy dowiadujemy się kto, co, gdzie i z kim. Bo Solańskiemu wyraźnie robota nie idzie. A zarobić na kiełbasę śląską trzeba. Jakby się kto pytał, zwłaszcza że Szymona pieniądze się niestety nie trzymają. 
W moim odczuciu, tym razem "Kryminał pod psem" ma dwóch wiodących bohaterów. Jak zawsze Gucia, który swoją osobowością przyćmiewa Szymona i Różę, oni nieco tracą na ważności, i oczywiście Katowice. Fantastycznie oddana atmosfera miasta, skomplikowana historia, obyczaje i język. To naprawdę ogromny plus, dialogi brzmią w sposób naturalny, momentami czułam się tak jak wtedy gdy wtapiałam się w tłum, łaziłam po sklepach i słuchałam.
 Pejter i Alojz to kreacje doskonałe, zwłaszcza dzięki bardzo ludzkim słabościom, nie przerysowane, budzące wzruszenie i szacunek. Oni znają swoją godność. Mam nadzieję, że jeszcze wrócą na kartach kolejnych tomów.

Na pewno gdzieś za rogiem czeka na swoją fabułę kolejny morderca. 

Marta Matyszczak, dziękuję za wzruszenia, emocje i konsekwencję w przybliżaniu śląskiej kultury.

"Morderstwo w hotelu Kattowitz"
Marta Matyszczak
Okładka Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Wydawnictwo Dolnośląskie
Stron 302


czwartek, 14 lutego 2019

"Biuro M." Magdalena Witkiewicz, Alek Rogoziński

Barbara Bakuszycka nie miała szczęścia w miłości, trzech narzeczonych zmieniających zdanie co do dalszej części wspólnego życia skutecznie zniechęciło ją do dalszych eksperymentów. 
Nie miała również szczęścia w przyjaźni - narzeczeni dziwnym trafem jeden po drugim przechodzili we władanie Elwiry, takiej niby przyjaciółki, co to lepiej z daleka. 

Jacek Grot nie miał szczęścia do stałej posady,  tu dwa dni, tam dwa dni, w najlepszym wypadku tydzień. Urzędniczka w biurze pracy już nie miała do niego cierpliwości. Wiadomo było, że czego by się nie tknął, to albo pójdzie z dymem, albo policja na sygnale będzie interweniowała. Taki typ człowieka. 

Pozostawało jedno, rzucić Jacka na pożarcie właścicielce Biura M. czyli matrymonialnego, z nadzieją, że tym razem trafi swój na swego. 

A potem do Barbary trafił kot...


Każdy kto kiedykolwiek miał kota wie, że to wymagające stworzenie. Trzeba porzucić egoistyczne nurzanie się w cierpieniu, roztkliwianie nad sobą i wziąć się do pracy. Kot potrzebuje jeść. Kot byle czego nie ruszy. Kot wymaga. Kot uczula!

A to oznacza, że trzeba porzucić wygodne życie u rodziców i wyjechać do Miasteczka, do mieszkania cioci. 
Trzeba poszukać pracy.
Praca jest, nawet niedaleko, w biurze matrymonialnym.

I w taki oto sposób zeszły się drogi Jacka i Barbary. Bez obaw, nie oznacza to łzawej i pełnej romantycznych westchnień powieści. 

Biuro M. prowadzone przez  niekoniecznie miłą szefową dostarcza wielu wrażeń, nie sposób się nudzić. Wróżka z pokoju obok wróży jak leci, zielarz z ziołowego zapodaje herbatki na nerwy. A klienci ciągną jak muchy do miodu. Bo każdy ma nadzieję, że w końcu znajdzie drugą połówkę jabłka, względnie pomarańczy, albo jakiegoś innego owocu. 

Zabawnie, sympatycznie, z dystansem. Bez wielkich słów. Książka na wieczór z czekoladą, kieliszkiem wina i kotem na kolanach. Albo psem, względnie królikiem... 
Jak kto woli, nawet w samotności.
Dla przyjemności.

A, i to jednak można wyczuć, kto pisał. Taki urok duetów ;)

"Biuro M"
Magdalena Witkiewicz, Alek Rogoziński
Wydawnictwo Filia
Rok wydania 2018
stron 314

środa, 13 lutego 2019

Osiedlowy Dom Kultury Zasole - czyli nowe miejsce na kulturalnej mapie Oświęcimia

W ten piątek, czyli 15.02.2019 roku - żeby być ścisłym, zapraszam na spotkanie autorskie, które odbędzie się w przyjaznych wnętrzach Osiedlowego Domu Kultury Zasole.

Dzisiaj miałam przyjemność pierwszy raz zajrzeć do środka, wszystko jeszcze pachnie świeżością, a oszklone powierzchnie dodają przestrzeni. Ludzie pracujący tam są przemili, naprawdę w sekundę poczułam się jakbym odwiedziła ODK nie pierwszy, ale któryś raz z kolei. 

Bardzo przytulnie i serdecznie.

Gdy przyszłam akurat trwała lekcja latino, dużo dobrej energii :)

Wystawa plakatów autorstwa Martyny Paluchiewicz Łabaj przykuwa uwagę.

Myślę, że właśnie takie miejsce, ośrodek skupiający ludzi pozytywnie nastawionych do życia, twórczych było bardzo potrzebne i świetnie, że mieszkańcy mogą korzystać z coraz szerszej oferty zajęć.

Już czekam na piątkowe spotkanie.

 Zdjęcia przygotowane, bo jak tu bez zdjęć rozmawiać o historii naszego miasta, której fragment wplótł się w fabułę "Wyszedł z domu i nie wrócił".
Zapraszam :)



"Pudełko z marzeniami" Magdalena Witkiewicz, Alek Rogoziński

Ostatnio chorowałam i prawdę mówiąc nie miałam ani siły, ani cierpliwości do wymagających skupienia powieści. Na czas gorączki i nieudanych prób powstrzymywania kaszlu doskonałe okazało się "Pudełko z marzeniami", lektura z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. 

Michałowi życie układało się całkiem przyjemnie do momentu gdy wspólnik zdefraudował firmowy majątek, komornik wyczyścił konto z resztek, a narzeczona zmieniła zdanie i przestała być narzeczoną. Michał za ostatnie pieniądze wynajął kąt do spania i uznał, że życie mu się skończyło. 
Ale szybko zmienił zdanie. 
Po wizycie u ciotki Kornelii wiedział, że musi spełnić ostatnią wolę starszej pani i odnaleźć skarb ulokowany pod kapliczką. 
Brzmi banalnie, prawda?
A jednak nie do końca.
Malwina Kościkiewicz rzuciła korporację i skusiła się żeby spełnić marzenie narzeczonego - zamieszkać w Bieszczadach. Wprawdzie zamiast w Bieszczadach zamieszkała w Miasteczku, a narzeczony, wieczny marzyciel i między nami mówiąc łachudra, ale Malwina go kochała, więc jeszcze do niej nie dochodziło, że aż tak, oddalił się szukać swego przeznaczenia. 
Na miejscu pozostała babcia Malwiny,  przyjaciółka babci hojnie dzieląca się nalewkami pani Wiesia, mała, przytulna restauracja, którą w ramach nowych wyzwań prowadziła Malwina, święty Ekspedyt i pudełko z marzeniami. 

Też banalnie.
 Ale jednak święty Ekspedyt robi różnicę. 
Bo czasami potrzebujemy powieści, w których wszystko dobrze się kończy, zwycięża dobro, ludzie łączą się w pary, a skarb... 
Skarb też jest czasami potrzebny. Niezbyt często, ale na tyle żeby w tym zagonieniu, zmęczeniu i zszarzeniu nie stracić wiary w cuda. 
Bo one też się zdarzają. 
Jednak. 

wtorek, 12 lutego 2019

"Śledztwo od kuchni czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie" Karolina Morawiecka

Gdyby Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu była moją sąsiadką, to w ramach ochrony zewnętrznej najpierw zainwestowałabym w wojskową siatkę maskującą i upięłabym ją wzdłuż płotu, potem obsadziłabym  ogród wokół krzewami szybko rosnącymi, a wychodząc z domu ćwiczyłabym czołganie, tak żeby upiornej sąsiadce nie wpaść w oko. Bo kogo jak kogo, ale nadmiernie wścibskich ludzi nie znoszę. 

Czy aby na pewno?

Gdy zaczęłam czytać "Śledztwo od kuchni..." moja reakcja wyglądała dokładnie tak jak opisana powyżej. Koszmarna kobieta, zawsze wiedząca lepiej, ten Stanisław, mąż nieboszczyk, to naprawdę zasługuje na współczucie. Jak on z nią  wytrzymał?! 
I jaka zadowolona, że mu tak życie uprzykrzała, zołza jedna!
Ale zalety swoje ma. To może te zalety wynagradzały nieboszczykowi paskudny charakter małżonki?
Tego niestety nie dowiem się, Stanisław zszedł śmiercią naturalną i pozostawił po sobie domek w Wielmoży, w którym spędzili ostatnie lata, oszczędności pozostałe po sprzedaży apteki w Skale i dożycę de Bordeaux o wdzięcznym imieniu Trufla.
W sumie wdowa po aptekarzu mogła teraz prowadzić spokojne życie. 
Mogła, ale wydarzyło się morderstwo, Karolina Morawiecka, wdowa, rzecz jasna, nie wytrzymała i musiała się wtrącić. 
W końcu kto jak kto, ale ona była wprawiona w prowadzeniu śledztwa (biedny Stanisław mąż).

Gnana ciekawością wsiadła w białe tico i pojechała na oględziny miejsca zbrodni. Nieboszczką okazała się Ania Bednorz, kelnerka z pobliskiej restauracji, dziewczyna ładna, podobno lubiana, a nawet narzeczona chłopaka stanowiącego tak zwaną dobrą partię. A mimo to wycieczka szkolna znalazła ją martwą wśród szałwii. 
Kto chciałby zabić taką miłą dziewczynę? 
Na to i na inne pytania zamierza odpowiedzieć wdowa po aptekarzu, bo jak tu nie pomóc policji i podkomisarzowi Cegle, biedak na pewno nie poradzi sobie z tym zadaniem. 

A że zawsze w powieści, a czasem też w życiu trafia swój na swego, to ramię w ramię z wdową stanie siostra Tomasza. Zakonnica wypełniająca sumiennie swoje obowiązki, lubiąca dobrze zjeść, a przy pani Karolinie jeszcze nikt z głodu nie umarł, dociekliwa i spostrzegawcza. 
Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu i siostra Tomasza stanowią tandem niemal doskonały i już jestem ciekawa jakim literackim tropem pójdą w drugim tomie serii. Mam nadzieję na serię, nie tworzy się takich postaci (w tym drugoplanowe też niczego sobie), by skończyć na jednym tomie. 

Wśród bardzo wielu tytułów, nowości, komedii kryminalnych i mniej komedii i jeszcze mniej kryminalnych, "Śledztwo od kuchni czyli klasyczna powieść o wdowie, zakonnicy i psie" (z kulinarnym podtekstem) jest miłym zaskoczeniem i jako czytelnik, wielbicielka powieści kryminalnych (a przeczytałam ich już dużo, a nawet jeszcze więcej) czuję się usatysfakcjonowana i dopieszczona literacko, a nawiązanie do jednej z moich ulubionych powieści to oczywista przyjemność. 

Reasumując, świetna lektura na jeszcze zimowe dni, jak wiosna przyjdzie, to też, tylko wtedy mniej czasu, ogródki czekają. Humor sytuacyjny i słowny w tej powieści nie gości tylko w zapowiedziach na okładce, a nawiązania do klasyki literatury to dodatkowa przyjemność. Nawet wdowa po aptekarzu skieruje swoje kroki ku bibliotece i tym samym sprawi przyjemność dwóm osobom. Jednej będzie przykro, ale takie są konsekwencje popełnienia zbrodni. 
Z przyjemności polecam.

Śledztwo od kuchni czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem)
Autorka: Karolina Morawiecka
Redakcja: Ewa Popielarz
Wydawnictwo Lira / 2018
stron 327


poniedziałek, 11 lutego 2019

Spotkanie autorskie 15.02.2019

Dzisiaj dzień dobry z rana :)

Cieszę się, że mogę przekazać dobrą wiadomość, po dość długiej przerwie wracam do spotkań z Czytelnikami.  Pierwsze spotkanie 15.02.2019 o 18 tej, w Dzielnicowym Domu Kultury Zasole. 
Za plakat reklamujący spotkanie dziękuję twórczym organizatorom spotkania. 
Autorką zdjęcia wykorzystanego na zaproszeniu jest Beata Kostarek-Zając.
Jeżeli będziecie mieli chwilę, to zapraszam na pogawędkę o pisaniu i czytaniu:)


niedziela, 10 lutego 2019

Alfred Hitchcock "Kto zabije człowieka"

Dreszczowce ze zbiorów "Mystery Magazine" w przekładzie Ryszarda Gorzelskiego

Ta niepozorna książeczka należy do moich ulubionych zbiorów opowiadań kryminalnych, i przyznam się, że co jakiś czas, na chybił-trafił otwierając tomik, odkrywam kolejne walory już kiedyś przeczytanego tekstu.

 To 23 opowiadania, które różniąc się pomiędzy sobą fabułą, narracją, bohaterami, miejscem akcji i oczywiście przedstawioną zagadką kryminalną, odznaczają się podobną zwięzłością i dyscypliną literacką, tak ważną przy kreśleniu historii kryminalnych. 

Nie na darmo patronuje im Alfred Hitchcock, który nie tylko był autorem świetnych filmów grozy, nikt tak jak on nie potrafił dozować napięcia i sprawiać, że widzowie prawie schodzili na zawał. Pasją wybitnego reżysera było także wydawnictwo, a konkretnie wydawał słynne miesięczniki nowojorskie, znane jako "Alfred Hitchcock Mystery Magazine". Publikował w nich opowiadania kryminalne, opowiadania-dreszczowce. Jeżeli któreś szczególnie przypadło mu do gustu, miało szansę trafić do antologii.

Ryszard Gorzelski w nocie od tłumacza podaje kilka tytułów:
 "Alfred Hitchcock przedstawia - moje ulubione opowiadania niesamowite", 
"Alfred Hitchcock przedstawia - opowiadania, których nie pozwolono mi zrealizować w TV", "Alfred Hitchcock przedstawia - 25 opowiadań makabrycznych, które zmrożą ci krew w żyłach".
W "Kto zabije człowieka" zamieszczono 23 opowiadania, zdawać by się mogło, że każde z nich jest z innej parafii, ale każde stanowi gotowy materiał na scenariusz.

Zaczynając od wysublimowanego "Przepisu na morderstwo" autorstwa C.P. Connel, poprzez "Muszę umrzeć przed północą" M. Zuroya, a kończąc na poświęconym sile sąsiedzkiej plotki "Nie zapomnij napisać" S.A. Fay.
Poniżej spis wszystkich tytułów, a mnie pozostaje żałować, że do tej pory nie natknęłam się na wznowienie tego bardzo ciekawego zbioru, lub na podobny zbiór  zawierający opowiadania wydane w przytoczonych powyżej tytułach. Byłaby to dla mnie, jako dla czytelnika kryminałów duża przyjemność. Może kiedyś?
"