poniedziałek, 25 czerwca 2018

"Przepis na zbrodnię" - wątek hiszpański :)

Dzisiaj u mnie wątek hiszpański z "Przepisu na zbrodnię". Miłej zabawy :)
"Jerzy Rosół zamierzał załatwić sprawy po swojemu, czyli spakować manatki i dać nogę z Hiszpanii. 
Tylko dokąd? Na razie nie był poszukiwany. Chyba że ktoś wiedział o zamiarach prezesa i dał znać policji, że on – Rosół – wiąże się ze śmiercią szefa Anexu. Kogo on mógł wtajemniczyć? Skoro, jak sam się przekonał, szef Anexu osobiście chciał go zabić, to ujawnianie morderczych planów nie miało sensu. Chyba że… Nie. Chyba nie.
Doña Izabella czekała na odkrycie zwłok, a denat leżał na chodniku przed jej domem. Czekał na to samo. Odrobinę się niecierpliwiła. Fiesta się przeciągała. Widać współmieszkańcy kamienicy nie mieli zamiaru wracać. Strzelbę po tatusiu zdążyła schować w tajnym schowku, do którego wejście znała tylko ona, a dłonie umyła w kilku rodzajach środków chemicznych, odkażając je nawet spirytusem. Tak na wszelki wypadek,gdyby funkcjonariuszom przyszło do głowy poddać ją próbie parafinowej. Doña Izabella była na bieżąco z nowościami kryminalnymi i stale rozwijającymi się metodami badań. Trochę martwiły ją szczątki kryształowej wazy poniewierające się na wejściu i zastanawiała się, czy zaprząc do porządków Leonię, która lada moment powinna wrócić z fiesty, czy iść w zaparte i twierdzić, że nie ma pojęcia o żadnej wazie. Albo, co może byłoby najlepszym wyjściem z  sytuacji, przyznać się do zrzucenia wazy w  celu przestraszenia grupy nadmiernie hałasujących nastolatków. To  jest najlepsze wyjście, uznała po chwili. Obecność nastolatków mogłaby potwierdzić Patricia mieszkająca tuż obok wejścia do Zaułka Snów. Musieli tamtędy przechodzić i hałasować. Patricia wprawdzie była już stara, miała pod osiemdziesiątkę i była kompletnie niedołężna, ale równie ciekawska co arystokratyczna sąsiadka. Musiała słyszeć głosy w Zaułku. Nigdy się nie przyzna, że nie wiedziała o czymś, o czym wiedziała doña Izabella. W razie czego trzeba będzie zasugerować policjantom wizytę u niej. Doña Izabella uspokojona pomysłami wróciła do czytania ostatniej powieści Lemaitre’a. Fascynujące! Tylko dlaczego ten Verhoeven był taki niski? Zawsze lubiła postawnych mężczyzn.
Powrót Leonii zasygnalizował przeciągły krzyk. Najgłośniejszy, jaki kiedykolwiek wydała wieloletnia służąca.
Miała wątpliwą przyjemność natknąć się na nieznajome zwłoki. Po kwadransie łapania się za serce i uspokajania przez pracodawczynię Leonia dała się przekonać, że powinny wezwać policję. Nieboszczyk przy wejściu nie był najlepszą wizytówką.


Jerzy Rosół zamiast jak najszybciej wyjechać z Barcelony zrobił coś dokładnie odwrotnego. Spakował swoje
rzeczy do plecaka. Całe szczęście, że gatki i koszulki nie były nazbyt ciężkie czy objętościowe. Niepotrzebną torbę podróżną wsunął pod łóżko. Posprzątał pomieszczenie, pamiętając o  wytarciu odcisków palców. Tak na wszelki wypadek. Mieszkanie miał opłacone i mógł do niego wrócić, ale zakładał, że byłoby to niebezpieczne. O swoich zamiarach nie informował właścicielki aktualnie pogrążonej w świecie wielkiej miłości. Delikatnie zatrzasnął drzwi wejściowe i dopiero wtedy zastanowił się, co ma robić dalej.
Do miejsca, w którym zostawił szefa Anexu, nie było daleko. Mężczyzna odziany na sportowo, z  plecakiem
przewieszonym przez ramię, zachowujący umiar we wścibstwie nie powinien rzucać się w oczy. Postanowił, że nie będzie korzystał ze środków komunikacji, tylko niespiesznie przespaceruje się do romantycznego Zaułka i sprawdzi, czy szef Anexu nadal leży na trawniku. Gnębiła go myśl, że Przyszły Morderca padł z ręki tajemniczej osoby.
Czy był to przypadek, czy też zaplanowana akcja? Tego musiał się dowiedzieć, zanim podejmie następne kroki."

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Spacer uliczkami Oświęcimia i przypomnienie o "Zdarzyło się dzisiaj"

W piątek, zamiast jak zazwyczaj  przechodząc  na drugą stronę ulicy przy sklepie papierniczym - sklep nie istnieje od lat, ale to dla określenia lokalizacji Oświęcim Dąbrowskiego 3 nie ma większego znaczenia, skręciłam  zamiast w lewo, ulica Mayzla, to w prawo, w Berka Joselewicza. Akurat kamienica przy Mayzla/ Dąbrowskiego w niewielkim, ale jednak remoncie. Rynny wymieniają. To poszłam uliczką mojego wczesnego dzieciństwa. Było słonecznie, trochę duszno. Z Berka Joselewicza przeszłam w ulicę Świętego Jana Bosko i nagle przypomniałam sobie o opowiadaniu, które napisałam dwa lata temu na potrzeby projektu "Legenda szyta na miarę - oświęcimska legenda XXI wieku". Ziemia przy kościelnym murze nie nosiła już śladów badań archeologicznych, trawa, kwiaty, rosły bujnie. Zrobiłam kilka zdjęć, na pamiątkę, a dzisiaj oprócz zdjęć zamieszczam fragment opowiadania i link do całości. 
Oświęcim w całkiem innych klimatach.



"Ziemia przy bocznej ścianie kościoła pod wezwaniem Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Oświęcimiu była rozgrzebana, a wokół kręcili się zaaferowani, młodzi ludzie. Wyznaczali miejsce gdzie będą kopać, zaznaczali je palikami i sznurkiem. Mieli niewiele czasu na przeprowadzenie dodatkowych wykopalisk, dlatego pracowali szybko i  w skupieniu, obawiając się, by z nagle zachmurzonego nieba nie lunął na nich deszcz.   Ceglane mury, których fundamenty pamiętały czasy  gdy w tym miejscu znajdował się klasztor ojców dominikanów, nie  dawały nawet najmniejszej osłony i w razie ulewy musieliby się ewakuować, a cała praca poszłaby na marne.  Ekipa składająca się z archeologów i  antropologów wracała do miejsca, w którym kilka lat temu udało im się dokonać spektakularnych odkryć. Bo jak inaczej nazwać odkrycie ponad siedemdziesięciu pochówków, a oprócz nich przykościelnego ołtarza i kaplicy grobowej. Sensacją było także odkrycie półkolistej krypty z cegły, pochodzącej z drugiej połowy szesnastego wieku. Nie wspominając o rapierach, nożykach i monetach pochodzących z okresu późnego średniowiecza i wczesnego okresu nowożytnego. Największą sensacją okazało się odnalezienie  pochówku antywampirycznego.  Widok kości czaszki umocowanych pomiędzy nogami, a ściślej piszczelami, nasuwał podejrzenia, że pochowana osoba mogła zostać uznana za czarownika i ścięta. Zamierzali przeczesać teren przykościelny i sprawdzić, czy nie znajdą następnego takiego grobu. Zwłaszcza że sposób zabezpieczenia też dawał do myślenia. Na razie na  szczęście niebo się rozjaśniło, a oni mogli rozpocząć pracę."
Dalszy ciąg opowiadania można przeczytać tutaj: