niedziela, 31 maja 2015

Mrówki kontra sobota

Mrówki jakie są, każdy wie i przypuszczam, że mało kto chciałby je gościć w charakterze sublokatora. Ale zdarza się, że mrówki nie pytają o zgodę i wprowadzają się do nas bez uprzedzenia.
Sobota rano.
Jadłyśmy z mamą śniadanie przy okazji robiąc sobotnie plany. Śniadanie - już prawie zjedzone, po śniadaniu ja szybkie zakupy, mama szybki obiad. Ja po powrocie odkurzanie całego domu, mama, jak zawsze, mycie podłóg. A reszta czasu na ogród, który przez tydzień obfitych opadów zarósł i przestał przypominać przytulny zakątek. Teraz to dżungla traw i chwastów.
Jak postanowiłyśmy, tak było.
Do momentu.
Mama właśnie podłączała kosiarkę, a ja pracowicie odkurzałam jej pokój, gdy przy podstawie lampy, wysokiej, stojącej przy kanapie, idealniej przy czytaniu, zauważyłam mrówkę.
Żeby to jedną, było ich całe stado, maszerowały wzdłuż wykładziny kompletnie nie przejmując się moją skromną obecnością.
Wyłączyłam odkurzacz, odsunęłam kanapę i zajrzałam za nią, a ściślej mówiąc pod wykładzinę.
Mrówek było więcej, bardzo dużo więcej.
Przypomniałam sobie mecz Polska-Grecja, 2012 rok, nalot mrówek rozpoczął się w czasie pierwszej połowy meczu pikowaniem do mojej szklanki z moją herbatą.
Te mrówki wyglądały na chodzące.
Dzięki i za to.
Poszłam poinformować mamę o lokatorkach.
Jakoś nie była zdziwiona.
- Nie mówiłam ci, ale jak się rano obudziłam to zobaczyłam jak mrówka maszeruje po mojej ręce i pomyślałam, że przyniosłam z ogrodu jakąś wielbicielkę darmowego transportu.
Nie z ogrodu, same przyszły nie pytając, kanałami domowymi.
Odsunęłam meble od ścian, bo nie było innego wyjścia.
Odkryłam solidne gniazdo, czarno było od rojących się mrówek, które rozchodziły się po całym pokoju. Przy nodze komody odkryłam kupkę piasku.
Posypałam proszkiem do pieczenia tworząc barierę, tak żeby nie przechodziły dalej. Zdziwiły się i trochę zbielały, ale ekspansja trwała.
Chciałam je jakoś zebrać i wyprowadzić, ale z kanału wychodziły następne osobniki.
Czas uciekał, ogród sam się pielił.
Musiałam zrobić to czego nie lubię najbardziej i użyć środki chemiczne.
Po pamiętnym lecie 2012, gdy przez trzy tygodnie pierwszą rzeczą po obudzeniu było pozbywanie się mrówek zaściełających swoją wątpliwą obecnością okna do połowy, zawsze mam w domu odpowiednie środki.
Wyprowadziłam z pokoju wszystko co wyprowadzić się dało, zamknęłam okna, omotałam się czarnym szalem zakrywając usta i nos i przystąpiłam do pracy.
Psikałam przy linii podłoga-ściana, na mój gust dość obficie. Szybko, bo takie prace trzeba wykonywać szybko.
Uznałam, że już i wypadłam z pokoju.
Po półgodzinie weszłam z powrotem.
I musiałam powtórzyć operację.
Potem odkurzanie, mycie i znowu, następne.
W końcu poszłam po rozum do głowy i przypomniałam sobie, że posiadam wiaderko masy gipsowej, więc otworzyłam wiaderko i zagipsowałam wloty do korytarzy, z których jak przypuszczałam mrówki przyszły. To nie jest miła robota, a ja zawsze denerwuję się, że nie ma innego wyjścia i muszę.
Po tamtych trzech tygodniach walki, gdy używałam wszelkich sposobów, byle nie chemia, skapitulowałam. Mam nadzieję, że znowu przez przynajmniej trzy lata będzie spokój od nieproszonych gości.
I w ten sposób nie wyrwałam ani jednej trawki, ta sobota zdecydowanie należała do mrówek.
A po wszystkich chemicznych pracach, zwłaszcza tego rodzaju trzeba pić mleko, dużo mleka bo drobinki  substancji zabójczych dla owadów są także niebezpieczne dla ludzi. I myjemy siebie i ręce, nawet jeżeli używaliśmy rękawiczek lateksowych.
Ostrożności nigdy za dużo.

wtorek, 26 maja 2015

"Najsłynniejsze legendy europejskie" Dimiter Inkiow

Jerzy Stuhr tak czyta, że zapominam o całym świecie i przeżywam, jak kiedyś, gdy byłam dzieckiem, każdą z opowieści. 

Opowieści przekazanych prostym językiem zrozumiałym dla dzieci i dla dorosłych. Znam legendy nie tylko europejskie, czasami zawikłane, pełne kodów i znaków, natomiast Dimiter Inkiow przekazuje te znane opowieści tak by współczesne dzieci mogły je zrozumieć i polubić. Włączyć do swoich ulubionych i przebywać przez dwie godziny w świecie, którego nie znają, ale mogą poznać i czuć się w nim dobrze i bezpiecznie. 
Robin Hood i jego drużyna zgromadzona w lasach Nottingham,  Wilhelm Tell i sprawa jabłka oraz dwóch strzał, legenda o Golemie czy otwarcie puszki Pandory. 
Wyprawa do starożytnej Grecji i Wiecznego Miasta z Orfeuszem w świecie podziemnych.
Świat mitów i legend to nieocenione dziedzictwo naszej kultury, nasz europejski posag intelektualny.
Warto o tym pamiętać i słuchać lub czytać o herosach i mitach, by świat wyobraźni naszych dzieci był piękniejszy.
Polecam.

Audiobook przekazany przez Wydawnictwo Media Rodzina
Czas 2 godziny i 1 minuta.

"Ciocia Jadzia" Eliza Piotrowska

"Ciocia Jadzia jest siostrą mojego taty. Nie wiem jak jednocześnie można być siostrą i ciocią, ale chyba
można. W każdym razie cioci Jadzi się udaje. Ciocia Jadzia jest taka duża, że nie wiadomo gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. Trochę jak deszczowa chmura. Tylko, że deszczowej chmury można się przestraszyć, a cioci Jadzi nie, bo zawsze jest zadowolona i uśmiechnięta".

Ciocia Jadzia jest niesamowita i każde dziecko i to małe i to większe chciałoby mieć taką ciocię, która zawsze znajdzie radę na kłopoty, pocieszy, przytuli i mądrze pokieruje. Ciocia Jadzia wie, że dzieci nie lubią przemądrzałych i wszystkowiedzących dorosłych, którzy na pytanie: dlaczego? odpowiadają: bo tak! Ciocia Jadzia zna odpowiedzi na wszystkie pytania, a swoją wiedzę potrafi dzieciom przekazać w taki sposób, by z nimi została na zawsze. 
O cioci Jadzi można dużo pisać, ale lepiej posłuchać audiobooka, albo sięgnąć po którąś z czterech książeczek serii.
Eliza Piotrowska wymyśliła ciocię Jadzię i napisała o niej, a także zilustrowała przygody cioci Jadzi. Audiobooka też czyta Eliza  Piotrowska i robi to doskonale. Przez ponad dwie godziny żyłam przygodami cioci Jadzi i miłej gromadki dzieciaków będących  bohaterami opowieści.
A że słuchałam w czasie remontu mojego gabinetu, tapetując, malując, klejąc różne drobne elementy to i ciocia Jadzia stała się częścią moich wspomnień. 
Teraz ciocia Jadzia powędrowała do małej Zosi i myślę, że poznanie cioci Jadzi będzie dla Zosi początkiem fascynującej, pełnej życiowych mądrości przygody.
Polecam "Ciocię Jadzię" która niezależnie od tego czy jest woźną w szkole,  czy zwiedza Rzym, zawsze pozostaje sobą -  a ta umiejętność jest jedną z najważniejszych, oby osoby, które poznały ciocię Jadzię nigdy nie straciły tej dziecięcej ciekawości świata i chęci poznania. Niech zawsze pozostaną sobą.

"Ciocia Jadzia" - napisała i czyta Eliza Piotrowska
całość 2 godziny 1 minuta przyjemności :)
Audiobook przekazany przez Wydawnictwo Media Rodzina

sobota, 9 maja 2015

Emelie Schepp "Naznaczeni na zawsze"

Zgłoszenie na policję brzmiało standardowo: - mój mąż nie żyje - i było prawdziwe. Szok dla żony i dla otoczenia, zamordowany został  szef działu do spraw przyznawania azylu w urzędzie imigracyjnym Hans Juhlen.
Kto mógł go aż tak nienawidzić żeby posunąć się do morderstwa?
Śledztwo prowadzą komisarz policji kryminalnej Henrik Levin i aspirant policji Maria Bolander. Ze strony prokuratury nadzoruje Jana Berzelius i to ona jest główną bohaterką powieści. Małomówna, wręcz zamknięta w sobie, z trudem nawiązuje kontakty z innymi ludźmi. Samotna i samodzielna, podporządkowana procedurom w pracy i w życiu rodzinnym. Jej ojciec przez wiele lat zajmował stanowisko prokuratora generalnego i chociaż od kilku lat jest na emeryturze to wpływy mu pozostały. 
Jana od wielu lat, od czasu pobytu w szpitalu śni. Sny zamieniają jej życie w koszmar, ukrywane stają się dla niej powodem ciężkiej traumy.

Czy mają coś wspólnego z prawdą?
Czy są wspomnieniem?
To Jana musi sobie odpowiedzieć na te pytania.

Powieść sięga do techniki retrospekcji, autorka przybliżając czytelnikowi wydarzenia bieżące związane ze śledztwem i życiem osób z nim powiązanych co jakiś czas sięga w przeszłość. 
Fala imigracji, ludzie mający nadzieję na lepszą przyszłość w Szwecji. Co się z nimi dzieje? Czy nadzieje, które pokładali w zmianie kraju zamieszkania spełniają się, czy wręcz przeciwnie, zmiana staje się źródłem problemów?
O tym wszystkim przeczytacie w książce.
A ja zaciekawiona czekam na kontynuację. Takiej pani prokurator w żadnym z dotąd przeczytanych kryminałów nie poznałam.
Ciekawe co  jeszcze kryje jej zawikłana, pełna tajemnic przeszłość.
Polecam.

Emelie Schepp "Naznaczeni na zawsze"
Przełożyła Magdalena Landowska
Wydawnictwo Media Rodzina
Seria Gorzka czekolada
395 stron

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Media Rodzina


niedziela, 3 maja 2015

"Mrok i mgła" epoki stalinizmu


Siedemnasta rocznica wielkiej rewolucji była także dniem urodzin Soni Buriaginy. W 1934 roku miała siedemnaście lat i z rąk samego towarzysza Kirowa otrzymała decyzję o przyjęciu w poczet kandydatów na członka partii. To było wielkie wyróżnienie i zaszczyt tak dla Soni jak i dla jej przesiąkniętej ideami komunizmu rodziny. Przed samymi urodzinami zdążył się ukazać w "Leningradzkiej Prawdzie" artykuł napisany przez Sonię. 
Wszystko układało się jak najlepiej.
Od dziecka wpajano Soni uwielbienie dla ojca narodu towarzysza Józefa  Stalina. Żadna z jego decyzji nie podlegała dyskusji, ba! nikt nawet nie ośmielił się pomyśleć o sprzeciwie.

A potem przyszły nieszczęścia, aresztowanie ojca, potem matki. Brak wiadomości o najbliższych, w końcu informacja o zsyłce. Ale Sonia nadal wierzyła, że postępowanie Stalina wynika z troski o naród. Naród gnębiony, zastraszony, dziesiątkowany głodem i chorobami. Naród, w którym jednostka nie miała nawet najmniejszego znaczenia. 
Ukochana babcia, stara komunistka traciła siły i wolę życia, a Sonia nadal pamiętała dzień, w którym sam Stalin pomachał do niej ręką i uśmiechnął się łaskawie.
Kirow
Z czasem zaczęła rozumieć, że żyje w kraju donosicieli, zdrajców zainteresowanych chronieniem tylko własnej skóry. Trudno było się temu dziwić, od lat praktykowano zasadę, że jeżeli ja na ciebie nie doniosę, to ty doniesiesz na mnie. Dlatego każdy musiał uważać na to co mówi i z kim się zadaje. Musiał zawsze zachować czujność. 

W 1934 roku Stalin pozbył się Kirowa, który zyskiwał poparcie delegatów i zaczynał stanowić  dla niego realne zagrożenie.Kazał zabić przyjaciela.

Terror narastał i już nikt z bliższego i dalszego otoczenia Stalina nie był pewien czy przeżyje do następnego dnia. Każdy, nawet najbardziej irracjonalny  pretekst był dobry, by pozbyć się  ludzi mających jakiekolwiek znaczenie. Przeżyli nieliczni.

Los Sofii Aleksandrowny Buriaginy urodzonej w Leningradzie jest nierozerwalnie związany z losem Kraju Rad. I mała jest szansa, by cokolwiek się zmieniło w życiu Soni, która z oblężonego Leningradu jedzie do dalekiego Murmańska, by pracować jako tłumaczka w porcie, w którym stacjonują amerykańskie okręty.
Dziewczyny, a potem kobiety zafascynowanej conradowską "Smugą cienia" i wierszami Anny Achmatowej - poetki, która swoich poezji nie zapisuje - wszystkie wiersze recytuje z pamięci. To wstrząsa - oblężenie Leningradu, ludzie słaniają się z głodu, ale słuchają wierszy, słuchają muzyki, choć potem, po występie część muzyków umrze z wyczerpania.
"Mrok i mgła" to powieść która wzrusza i porusza, a historia miłosna wpleciona w czas wojny każe mieć nadzieję, że kiedyś przyjdzie dzień, mrok się rozsłoneczni, a rozwiana mgła ukaże drogę ku przyszłości. Znakomicie udokumentowana książka, pokazująca nie tylko co działo się w Rosji epoki Stalina, ale także, a może przede wszystkim jak tę Rosję, a wtedy Związek Radziecki widzieli, odczuwali, odbierali ludzie w nim żyjący.
"Mrok i mgła" to książka, którą warto przeczytać.
Polecam.


Stefan Turschmind "Mrok i mgła"
Wydawnictwo Rebis
Stron 447

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Rebis

piątek, 1 maja 2015

Klaus-Peter Wolf "Morderca z Fryzji Wschodniej"


Miasteczko Norden we Fryzji Wschodniej, spokojne, zadbane, przyjazne osobom niepełnosprawnym. To tam działa Stowarzyszenie Tęcza, którego założycielem i prezesem jest Ulf Speicher, człowiek znany, lubiany i podziwiany. Speicher nigdy nie żałował, że przeprowadził się z Frankfurtu. Zmienił tempo życia, polubił spacery po osuchach. 
Jego celem i życiową pasją była opieka nad osobami niepełnosprawnymi. Zdarzało się, że rodzice niepełnosprawnych dzieci powierzali mu opiekę nie tylko nad nimi, ale także nad ich pieniędzmi. Czy dlatego musiał zginąć i to od strzału z zabytkowego karabinu?
Niestety okazało się, że nie był jedyną ofiarą. Każdy z czterech mężczyzn współpracował ze Stowarzyszeniem Tęcza i teoretycznie nikt nie miał powodu by ich zabijać. A jednak komuś przeszkadzali.  Każde z morderstw popełniono innym, dość oryginalnym narzędziem. Po zabytkowym karabinie przyszła kolej na miecz, potem strzała z łuku i na końcu powrót do klasyki czyli trucizna.
Wydaje się, że ktoś zamierza zamordować wszystkich członków stowarzyszenia.
Kres morderstwom musi postawić komisarz Ann Kathrin Klaasen, która właśnie przeżywa swoją osobistą porażkę. Mąż odszedł do innej kobiety, a co gorsze zabrał ze sobą nastoletniego syna. Pani komisarz wie, że poświęcając się pracy zaniedbała dobre relacje z najbliższymi, nie ma jednak ani czasu ani ochoty na szczegółowe roztrząsanie sytuacji. 
Teraz najważniejsze jest schwytanie mordercy.
Komisarz Klaasen poznaje środowisko osób niepełnosprawnych, z niektórymi z nich nawiązując nieco bliższe kontakty. Zwłaszcza Sylvia Kleine, dziedziczka milionowej fortuny przywiązuje się do Ann traktując ją jak kogoś bliskiego. 
Trudno będzie spośród osób, które miały motyw wyłonić tę jedną - mordercę.
Wartością dodaną tego kryminału są klimatyczne opisy osuchów i Morza Wattów.
Zdjęcie Morza Wattów  pochodzi z Wikipedii

Jak wyjaśnia w przypisach tłumaczka Morze Wattów  ciągnie się wzdłuż wybrzeża Fryzji Wschodniej. Jest to akwen wód przybrzeżnych odsłanianych całkowicie w czasie odpływów.
Dno morskie odsłaniane w czasie odpływów nazywane jest "wattami" lub "osuchami".
Po osuchach można wędrować i w czasie odpływów przechodzić na piechotę na pobliskie wyspy. Trzeba jednak wiedzieć kiedy i którędy przechodzić i najlepiej robić to z przewodnikiem, by w razie przypływu nie utonąć.
Przyznam, że po przeczytaniu opisów spacerów osuchami, chętnie spędziłabym wakacje we Fryzji Wschodniej. Jest tam na pewno to czego mi  tak ostatnio  brakuje, czyli spokój i kontakt z naturą.
W książce mamy przestawioną  ciekawą zagadkę kryminalną, której rozwiązanie przypomina, że motyw jest jednym z najbardziej istotnych elementów rozwiązania sprawy.
Z przyjemnością spotkam się ponownie z komisarz Ann Kathrin Klaasen i jej współpracownikami ciekawa jak potoczą się losy pani komisarz i jakie sprawy przyjdzie jej rozwiązywać. Oby równie interesujące jak przedstawione w "Mordercy z Fryzji Wschodniej".
Polecam

Klaus-Peter Wolf "Morderca z Fryzji Wschodniej"
przełożyła Eliza Pieciul-Karmińska
Wydawnictwo Media Rodzina
291 stron

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Media Rodzina.