środa, 27 marca 2019

"Trzynasty występek" opowiadanie "Szkielet" Edmund Niziurski

Dlaczego właśnie Niziurski?


Gdy w maju 1978 roku otrzymałam nagrodę za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie pięknego czytania, nie przypuszczałam, że kiedyś przyjdzie mi pisać o twórczości mistrza Niziurskiego. 
Przed konkursem poproszono mnie o przygotowanie fragmentu  do przeczytania (nikt nie narzucał tekstu, można było samemu decydować) nie miałam wątpliwości ani czyj będzie to tekst, ani z jakiej książki będzie pochodził. Był to oczywiście "Sposób na Alcybiadesa". Miałam wtedy trzynaście lat i zaczytywałam się w książkach Niziurskiego, które były i nadal są mi szczególnie bliskie. Właśnie postaci, które pojawiły się w "Sposobie na Alcybiadesa", nauczyciele, uczniowie oraz Więckowska i woźny Grzegorzewski pojawiają się najpierw w opowiadaniu "Szkielet" napisanym w 1955 roku. 

Edmund Niziurski to mistrz opowiadań. Krótkie, zwięzłe, bogate w treści, przykuwające uwagę. Nigdy nudne, często o zabarwieniu sensacyjnym, jak to o którym chcę napisać, z zawsze aktualnym przesłaniem. 

Autor w słowie wstępnym napisał tak:

"Oddając do rąk Czytelnika nowe wydanie moich opowiadań, muszę przyznać ze skruchą, że ich geneza jest przeraźliwie przyziemna. W odróżnieniu od powieści, które pisałem z potrzeby wewnętrznej i za sprawą czystego natchnienia, opowiadania te rodziły się z kuszenia przez redaktorów, raczej jako owoc mojej słabości niż mocy. To przez nich odkładałem moje benedyktyńskie prace nad powieścią i zasiadałem do pisania opowiadań, zawsze z nieczystym sumieniem, że kradnę czas przeznaczony na właściwą twórczość. Dlatego opowiadania te pisałem śpiesznie(co nie znaczy, że łatwo, przeciwnie - zwykle męczyłem się nad nimi bardziej niż nad powieścią.)".

Opowiadania powstawały pomiędzy 1953 a 1963 rokiem i były czytane i przez pokolenie do którego były adresowane, i przez następne, które, tak jak moje, nie dziwiło się wielu sprawom, które teraz są dla młodzieży niezrozumiałe. 
Rygor szkolny, często wspominana jedenastoletnia ogólnokształcąca szkoła męska imienia Lindego, pewien brak zamożności bohaterów opowiadań i książek, a nawet często wyzierająca z każdego kąta bieda, tak jak w opowiadaniu "Szkielet".
Oczywiście o rozpasaniu technologicznym właściwym dla naszych czasów nie było mowy. Telefon stacjonarny, wtedy z czarnego ebonitu, był rzadkością. 

Wróćmy do opowiadania.
Zaczęło się normalnie, służbista, porucznik MO Praksa, miał wątpliwości.
 Od trzech dni na pijaków uczęszczających do baru "Pod Gołąbkiem" padł dziwny obłęd, a nikt jeszcze nie słyszał o pigułkach gwałtu i LSD. Panowie w stanie wskazującym na mocne spożycie wychodzili z baru, dochodzili do skweru Worcella i ulegali niespotykanym, zbiorowym omamom. Żeby tylko oni!
Taki sam obłęd dotknął także całkiem poważnych obywateli, panów: Feliksa Sztywnego - funkcjonariusza Miejskiego zakładu Pogrzebowego oraz pana Alfonsa Rapidusa, starszego pompowego z Zakładu Oczyszczania Miasta. Szli sobie spokojnie śpiewając "siwy włos"i "brzydulę", a tu nagle... 
"Zobaczyliśmy coś białego w krzakach, więc ja mówię do Felusia: - widzisz, kobieta w welonie. A Feluś: - nie, to trup w bieliźnie! To ja: Co ty pleciesz, trup na stojąco? A Feluś na to, że on fachowiec i ma praktykę. To jest trup. Podchodzim pomału i nagle...
Porucznik Praksa nie wytrzymał, zerwał się zza biurka, zawołał milicjanta Trzynogę i tyle ich widzieli. Sprawcy zdarzenia zdążyli uciec, a milicjantom na pociechę został dowód rzeczowy, czyli szczotka na kiju i kościotrup z przymocowaną butelką. 
Ktoś po prostu straszył przechodniów. 
Ślady doprowadziły milicjantów do liceum męskiego imienia Lindego, gdzie rozpoczęli regularne śledztwo. 
Profesor Misiak "Alcybiades" przygnieciony przez tłuszczę męską, woźny Grzegorzewski nie dziwi się niczemu, a profesor Żwaczek ma problem. Już myślał, że pozbędzie się takich dwóch i czekał tylko na okazję. Okazja jest i jest problem. Wszystko zależy od intencji, a te były jak najlepsze. 
W opowiadaniu wcale nie wesołym pomimo zabawnych fragmentów główne przesłanie pozostanie jeszcze długo aktualne, a brzmi ono tak: każdy sposób jest dobry (oczywiście w granicach prawa) żeby oduczyć alkoholika nałogowego picia, nawet kostucha pojawiająca się na skwerze Worcella. Jeżeli tylko pomoże?
Edmund Niziurski "Szkielet"
Zbiór opowiadań "Trzynasty występek"
Wydawnictwo Harcerskie "Horyzonty" Warszawa
Wydanie II 1976 rok

Ten nieco wspomnieniowy tekst napisałam w 2010 roku i wtedy też został on opublikowany w dziale recenzje na stronie Klubu Miłośników Powieści Milicyjnej MOrd. Strona nie istnieje, recenzje przepadły. Niedawno przeglądając pliki na starym komputerze znalazłam swoje dawne teksty i postanowiłam je przypomnieć. Z sentymentu dla czasu, w którym powstawały i powieści nieco już zapomnianych. 

wtorek, 26 marca 2019

Wieńczysław Nieszczególny jako swojski James Bond

W czasie opisu przygotowań do akcji specjalnej szykowanej przez Wieńczysława Nieszczególnego natrafiłam na dającą do myślenia charakterystykę stroju przestępcy. Cytuję: "...jest to specjalna koszulka gangsterska, niezwykle wytrzymała, odporna na rozdarcie, oraz śliska (...) ponadto posiada specjalne kieszenie napełniające się automatycznie gazem, przy zanurzeniu w wodę. Dzięki tym kieszeniom Nieszczególny nie może w ogóle utonąć. Poza tym przy naciśnięciu któregokolwiek guzika przy koszulce, otwierają się zawory w kieszeniach i wydobywa się z nich gwałtowny strumień gazu, zdolny obezwładnić każdego przeciwnika". 

Tak prezentuje się  podstawowe wyposażenie przestępcy z wyższych sfer!

 Przygotowany do zadań specjalnych Wieńczysław Nieszczególny, oczywiście napojony walerianą, w towarzystwie nieodłącznego doktora Bogumiła Kadrylla, fana jaśminu, pojawił się także na kartach "Klubu włóczykijów, czyli trzynastu przygód stryja Dionizego i jego ekipy". Także, ponieważ wcześniej mieliśmy przyjemność poznać obu panów przy okazji "Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa".

Książka z tak oryginalnym tytułem i sporą zawartością wiedzy z dziedziny geografii wciągnęła mnie bez reszty i potwierdziła, że poczucie humoru, sprawnie poprowadzona intryga, wszak człowiek chce się w końcu dowiedzieć co Hieronim ukrył przed wzrokiem niepowołanym, duża dawka wiedzy podanej lekko i bez zadęcia oraz charakterystyczne, nietuzinkowe postaci, to znakomity przepis na książkę, która mimo upływu lat nie zestarzała się. 

Może właśnie w tym tkwi przyczyna większej rozpoznawalności Edmunda Niziurskiego niż na przykład Aleksandra Minkowskiego. Chociaż czytałam wszystkie książki Aleksandra Minkowskiego (oczywiście przed laty) i były to książki dobrze napisane, wciągające i pouczające to jednak niewiele z nich pamiętam. Może "Nasturcja i lew" i chyba najbardziej "Ząb Napoleona". Nie pamiętam imion bohaterów, fragmentów tekstu, a z Niziurskiego co smaczniejsze fragmenty nadal tkwią mi w pamięci i są to kwestie niezatapialne: "słońce zachodzi nad wędzarnią krwawo, słychać krzyk drobiu Więckowskiej nieświeży... (Sposób na Alcybiadesa") cytuje z pamięci. 

Oczywiście w książkach Niziurskiego mamy podstawy każdej literatury młodzieżowej: szkoła, klasa, pierwsze zauroczenia, a nawet ślepa miłość "Adelo zrozum mnie!, ale jednak przeważa w nich wątek sensacyjny. A zagadki jak wiadomo przyciągają uwagę i każą czytelnikowi śledzić akcję do ostatniej strony.
Wracając do "Klubu włóczykijów", jest gorące lato, w kranach zaczyna brakować wody, Wisła wysycha, a Kornel pilnie wkuwa nadzorowany przez Zieloną Niedojrzałą, bo niestety musi zdać poprawkę. Wkuwa geografię i ma serdecznie dość. 
 Gdy odbiera telefon i potem udaje się na spotkanie ze stryjem Dionizym, nie przypuszcza, że pędzi na spotkanie przygody i lekcji geografii w terenie, co każdemu polecam. 
Tak przy okazji.
Nie ma to jak zobaczyć na własne oczy.

 Po licznych perturbacjach i pokonaniu uprzedzeń ciotki Pelagii, archiwariusz Dionizy Kiwajłło, Kornel, Pirydion (ten z drużyny Teodora), Pirydiopolit oraz Zielona Niedojrzała - Joanna, ruszają na spotkanie przygody. Najpierw do Pułtuska, potem na Mazury i w końcu na dłużej tam gdzie rozegra się finał przygody, czyli w Góry Świętokrzyskie, na gołoborza. Z nimi, przed nimi i za nimi podążają dwie grupy chętnych do zbadania dna kufra, a potem dna czegoś całkiem innego.

Także w dzisiejszych czasach warto sięgnąć po "Klub włóczykijów", nie tylko ze względu na nadal atrakcyjną zagadkę z historycznymi konotacjami, niepowtarzalny humor sytuacyjny i słowny, ale także ze względu na opisywane miejsca. Przede wszystkim Góry Świętokrzyskie, szczególnie Niziurskiemu bliskie, urodził się i mieszkał w Kielcach, uczył się w gimnazjum imienia Jędrzeja Śniadeckiego, potem mieszkał w Ostrowcu Świętokrzyskim. Właśnie w "Klubie włóczykijów" widać jaką miłością darzył kraj swego dzieciństwa, jaki ma sentyment do tamtych stron i wiedzę na ich temat. Wiedzę, którą przyswoiłam nie wiedząc kiedy, tak jak Kornel uczący się w trasie pod okiem Zielonej Niedojrzałej.
Czytając z sentymentem wspominałam pobyt w Szklanej Hucie, lata temu 1982 rok i czas Mundialu. Aż się łezka w oku kręci. Ale do dzisiaj pamiętam szum lasów jodłowych, dalekie wycieczki i bezchmurne niebo.
A o Edmundzie Niziurskim pisałam także TUTAJ



środa, 13 marca 2019

Anna Klejzerowicz "Ogród świateł"

"Ogród świateł" przeczytałam w zeszłym roku przygotowując się do rozmowy z Anną Klejzerowicz w ramach audycji Radiobook, którą miałam przyjemność prowadzić z Olą Mosler. Rozmowę można odsłuchać na stronie Radia Oświęcim: Radiobook z Anną Klejzerowicz

"Ogród świateł" to druga część kryminalnego cyklu z Felicją Stefańską, rzeczniczką prasową gminy Kryszewo i już jestem ciekawa jakie problemy autorka poruszy w kolejnej części. 
Bo książki Anny Klejzerowicz zawsze są o czymś co nas dotyka, boli, uwiera w środku i nie daje o sobie zapomnieć. Tak jak niewyjaśnione sprawy kryminalne sprzed lat w "Ogrodzie świateł.

Zaczyna się od eksplozji w Kryszewie na początku czerwca 1990 roku. Potężny huk i łuna światła. Poczucie zagrożenia i część tajemnicy. 

Życie w pozornym spokoju, ogród świateł dający złudne poczucie bezpieczeństwa. Biznesmen, jego żona i czworo dzieci. Wszyscy nie żyją. Czyżby padli ofiarą rozszerzonego samobójstwa? a raczej zabójstwa zakończonego samobójstwem sprawcy. 
A może sprawca przyszedł z zewnątrz?
 Mafijne porachunki?

Małżeństwo nie było zakorzenione w lokalnej społeczności, mieszkali w Mniszkowie dopiero od roku.

 Kto odniósł korzyść?

 A może trzeba zadać całkiem inne pytanie?

Śledztwo prowadzi starszy aspirant Ryba, prywatnie związany uczuciowo z Felicją. Ich relacje stanowią osobny wątek i muszę przyznać, że rozwijają się w mało standardowy sposób. 
Badanie przeszłości ofiary doprowadzi w końcu do wykrycia mordercy.
Felicja i prowadzący śledztwo wrócą do zdarzeń, które lata temu dotknęły gminę.

W toku lektury okaże się, że wszyscy mają tajemnice. Czasem niewielkie, czasem na miarę rozwiązania sprawy.

 W "Ogrodzie świateł" nie znajdziemy przelewania z pustego w próżne i dialogów, z których raz po raz dowiadujemy się tego o czym już wiemy. Wystarczy 265 stron, by wprowadzić czytelnika w sprawę, nakreślić tło, dobrze zarysować postaci - tak aby odbiorca nie miał kłopotu z ich identyfikacją. Zmylić tropy. Wyjaśnić motywy tej wyjątkowo krwawej zbrodni. Nie zmęczyć. Sprowokować do zadania sobie paru pytań. 
Zostawić ślad. 
Z przekonaniem polecam.

"Ogród świateł" Anna Klejzerowicz
Wydawnictwo Edipresse Książki



wtorek, 12 marca 2019

"I ty możesz zmienić świat, 42 inspirujące historie o niezwykłych dzieciach" Karolina Grabarczyk i Nika Jaworowska-Duchlińska


"Nie trzeba być bohaterem, żeby zmienić świat. Wystarczy pomóc człowiekowi obok." Michał , 13 lat (na okładce)
Panuje przekonanie, że można zmieniać świat robiąc rzeczy wielkie. A przecież wszystko zaczyna się od marzeń i metodą małych kroków można osiągnąć dużo więcej, zwłaszcza jeżeli wyznaczymy sobie jakiś cel.
Wiem, że to zdanie brzmi nieco dziwnie, bo z jednej strony marzenia, z drugiej jakieś małe kroki, ale trudno w skrócie opowiedzieć o czterdziestu dwóch dziecięcych osobowościach, o niezwykłych młodych osobach, które swoim działaniem zmieniły sposób postrzegania wielu zjawisk, miały wpływ na rozwój technologiczny społeczeństw, edukację, a nawet politykę.
Przyznam się Wam, że z czterdziestu dwóch  postaci znałam tylko dziewięć, więc i dla mnie ta książka ma wymiar edukacyjny, a dzieciom pokazuje, że nie wiek się liczy, ale empatia, chęć pomocy i umiejętność działania oraz zdolności organizacyjne. 
Chociaż to ostatnie niekoniecznie, bo dobra myśl, pomysł jak pomóc potrzebującym jest jak iskra i potrafi zapalić tłumy. Myślę, że ludzie lubią działać, lubią pomagać, tylko czasem po prostu nie wiedzą jak pomagać sensownie.

Poznajcie kilku bohaterów opowieści:

Dylan Mahalingam - urodzony w 1995 roku w USA, jego rodzice pochodzą z Indii. Dylan żyje bezpiecznie w Stanach Zjednoczonych. Ma wszystko co potrzebne jest do normalnej egzystencji dla dziecka. Gdy ma siedem lat jedzie z rodzicami do Indii i tam odkrywa bezmiar biedy. Jest wstrząśnięty. Wraca do domu dowiaduje się, że Organizacja Narodów Zjednoczonych  ogłosiła projekt Milenijne Cele Rozwoju. To osiem celów, które wiele krajów włączyło w swoje działania: dotyczą zdrowia, ochrony środowiska, dostępu do edukacji, równych praw dla kobiet i mężczyzn, współpracy pomiędzy narodami. Dylan ma dziewięć lat gdy zakłada organizację, która pozwala dzieciom i młodzieży zaangażować się w ten projekt. Zbiera pieniądze na ofiary klęsk żywiołowych, dla  chorych dzieci, na budowę szkół w Ugandzie. Działa i pomaga, a skala tej pomocy jest coraz większa.

Myślałam o nim i o wielu dzieciach o których przeczytałam, o tym  że miały bardzo wspierających ich działania rodziców, że potrafiły przezwyciężyć trudności. Bo przecież wszystko jest trudne i nieznane zanim stanie się proste. 
Najtrudniej zacząć.

Chester Greenwood urodził się w Ameryce i żył w latach 1858 - 1937 
Chester lubił jazdę na lodzie, ale nie przepadał za wełnianymi czapkami, dlatego pewnego dnia wymyślił nauszniki. Z drutu przygotował pętlę przypominającą uszy, a babcię poprosił, by uszyła do nich wypełnienie z futra bobra. Oczywiście jak zazwyczaj najpierw koledzy się z niego śmiali, a potem każdy chciał mieć takie cieplutkie nauszniki. Chester Greenwood jako dorosły człowiek opatentował swój pomysł i w rodzinnym mieście założył fabrykę nauszników. To on także wynalazł składane łóżko i grabie ze stalowymi zębami oraz wiele innych przedmiotów ułatwiających życie. 

Francia Simon urodziła się w 1994 roku w Republice Dominikany. Ale Francia nie ma aktu urodzenia. Jej rodzice nie mieli, to i urodzin córki nie zgłosili do urzędu. Wiele osób w Dominikanie nie ma aktu urodzenia, a jego brak stanowi przeszkodę z w normalnej egzystencji ponieważ według prawa tych ludzi nie ma. Nie zostali zarejestrowani jako obywatele swojego kraju. Francia przezwycięża trudności, udaje się jej zarejestrować i otrzymuje akt urodzenia, może iść do szkoły. Dziewczynka pomaga innym w załatwianiu aktów urodzenia i uświadamia ich jakie prawa obywatelskie im przysługują. Działa. Zmienia mentalność ludzi. 

Trzy różne historie, zostało jeszcze trzydzieści dziewięć opowieści i zaręczam, że warto je poznać. To są rzeczywiście bardzo inspirujące historie. 

Każda z nich została napisana w sposób przystępny, ukazujący warunki w jakich tworzyła się mniejsza i większa inicjatywa. Skłaniają do zastanowienia się nad tym co my dajemy społeczeństwu, jaki jest nasz wkład w poprawianie kondycji świata.

Możemy wiele,  na już wystarczy, że zaczniemy dzień z uśmiechem, powiemy dzień dobry, pomożemy starszej sąsiadce. Poświęcimy kilka godzin na czytanie dzieciom w szpitalu, albo zrobimy coś całkiem innego, ale z myślą o nas jako społeczeństwie,        nie tylko o sobie. 

Naprawdę świetna, pięknie ilustrowana, skłaniająca do przemyśleń i postanowień książka.

Jak podaje wydawnictwo książka przeznaczona jest dla dzieci powyżej 10 lat, ale myślę, że i młodsze pociechy mogą się zainspirować.


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Media Rodzina
"I ty możesz zmienić świat"
Tekst Karolina Grabarczyk
Ilustracje Nika Jaworowska-Duchlińska
Wydawnictwo Media Rodzina
Stron 95
Rok wydania 2019

poniedziałek, 11 marca 2019

"Pokoje do wynajęcia" Valerio Varesi

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, parmeńska komenda pustoszeje. Kto tylko może korzysta z przysługującego mu urlopu. Komisarz Soneri, wdowiec nie zamierza świętować. Nie ma rodziny, a z najbliższą mu osobą, prawniczką Angelą łączy go luźny związek. Nie zamierzają też świętować mordercy. 
Informacja od starszej kobiety, że od kilku dni nie widziała sąsiadki, z którą jest zaprzyjaźniona, nie wzbudza szczególnej uwagi. Informacja, że sprawa dotyczy Giuditty Tagliavini zmienia sytuację, zwłaszcza, że Giuditta zwana Ghittą zostaje znaleziona martwa.

 Jej serce morderca posiekał  na kawałki. 

Śledztwo obracające się wokół interesów prowadzonych przez Ghittę, która nie tylko pokoje miała do wynajęcia, ale i parała się innymi interesami prowadzi komisarza prosto w przeszłość. To właśnie na stancji Tagliavini poznał swoją przyszłą żonę, uczennicę w szkole dla pielęgniarek. Pamiętał pokoje do wynajęcia, dziewczyny, które tam mieszkały i chłopców, którzy kręcili się wokół.

Komisarz Soneri musi przejść przez piekło własnych wspomnień i wspomnień świadków tamtych dni. Czy będzie to kuracja oczyszczająca?
Czas pokaże.
W czasie śledztwa okazuje się, że wiele spraw się łączy. Interesy, powiązania kapitałowo rodzinne, zgoda na prowadzenie szemranych interesów i wyprowadzanie kapitału. Do akcji wkraczają siły specjalne kierowane do walki z mafią. 
Jeden wątek odpada i komisarz może skupić się nad poszukiwaniem mordercy Ghitty. W czasie śledztwa wyłania się obraz tej kobiety, wieśniaczki z gór, kobiety wyrzuconej poza nawias górskiej społeczności  za romans z żonatym mężczyzną. Kobiety coraz bogatszej, dającej odczuć współziomkom, że ma to czego im brakuje. Kobiety bogatej, która nigdy nie pozbyła się kompleksów i poczucia krzywdy. 

Bardzo to mroczny obraz społeczeństwa włoskiego, ale jednocześnie obraz psychologicznie prawdziwy. Przygnębiający, pozbawiony pozorów i złudzeń. Jest to też opowieść o walce, zaangażowaniu w działalność polityczną, partii narodowych i dalej żywym kulcie Mussoliniego. 
Obraz bardzo daleki od dedykowanego turystom obrazu słonecznej Italii. 

"Pokoje do wynajęcia" Valerio Varesi
Przełożył Tomasz Kwiecień
Dom Wydawniczy Rebis
Stron 295
Rok wydania 2012
Pierwsze wydanie we Włoszech 2004

niedziela, 10 marca 2019

"Spacer z psem" Sven Nordqvist


Dzisiaj na "Spacer z psem" wybrałam się do mojego ogrodu. Mam nadzieję, że wszystkim uczestnikom tej frapującej opowieści bez słów, spacer się spodobał. 
"Spacer z psem" Svena Nordqvista, rodzicom i ich pociechom, otwiera niezliczoną ilość furtek do kolejnych spacerów. 
Jedna książka daje możliwość snucia tysięcy opowieści, a każda z nich będzie zawierała indywidualne treści. To zaleta książki graficznej, gdzie za pomocą rysunków, autor daje możliwość, tę przysłowiową wędkę, do kreacji własnego świata dziecięcej  wyobraźni. I gdy dziecko poprosi: opowiedz mi bajkę - możemy bez wahania sięgnąć po "Spacer z psem", a kolejna bajka, opowieść pełna tajemniczych postaci i literackich odniesień ułoży się sama. 

Dla mnie to była  niezwykła przyjemność śledzić podróż małego chłopca i pięknego, białego psa. Może to wnuczek przyszedł w odwiedziny do babci i po pełnym aromatów charakterystycznych dla kuchni każdej babci obiedzie, wybrał się na spacer z psem babci. Babcia macha im ręką na pożegnanie, przypominając żeby uważali na siebie i nie oddalali się od domu. A może mówi coś całkiem innego i przypomina o podwieczorku?

Cudna książka pełna magicznych scenek i postaci, które zapisały się w historii. Fontanna z Napoleonem, damy w krynolinach i różowy mamut. Angielska herbatka i krowie rodeo w sąsiedztwie przejętego naukowca badającego kopiec termitów. A może to tylko ja widzę tego naukowca, a najmłodszy w rodzinie zobaczy kogoś całkiem innego?
Moim zdaniem to rewelacyjna książka chociaż nie pada w niej ani jedno słowo, ale przecież  obraz wart jest więcej niż tysiąc słów. 
Tutaj ta maksyma jest jak najbardziej na miejscu. 
To książka, która rozwinie wyobraźnię dziecka, poszerzy jego horyzonty i może sprawić, że dziecko z odbiorcy stanie się twórcą, kreatorem osobnych światów. Jeżeli tylko rodzice nie będą hamować jego ekspresji i nie zamalują różowej trawy zieloną kredką.
 Bo przecież trawa jest zawsze zielona.
 Nie, trawa może mieć każdy z odcieni palety barw. Wystarczy to tylko zaakceptować. 

Książka została przepięknie przygotowana, z pietyzmem i dbałością o szczegóły. Twarda oprawa, duży format, cudnej urody rysunki na dobrej jakości papierze. To wszystko sprawia, że z przyjemnością sięgną po nią dorośli i dzieci, by zanurzyć się w świat pełen bajkowych postaci zaludniających inspirujące ilustracje. 
Polecam, to idealny prezent dla dzieci i ich rodziców. 
Książka proponowana jest w kategorii: książki dla przedszkolaków 2-6 lat. 
Książka zawiera 32 strony.


"Spacer z psem" otrzymałam od Wydawnictwa Media Rodzina

środa, 6 marca 2019

"Gra w oczko" Grzegorz Kalinowski

"Gra w oczko", a może "Gra w Oczko"?
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Grzegorza Kalinowskiego i po lekturze "Gry w oczko" mam nadzieję na długą i fascynującą znajomość.
 Z książkami, rzecz jasna ;)

"Każdy ma jakąś błotną kałużę, która mu się wydaje przejrzystym jeziorem" - jakże trafne stwierdzenie (str.222)

Tak w skrócie:
Hazard, życie na zakręcie, życie ponad stan, życie pod dyktando. W sumie samo życie.
Interesy.
Mnóstwo wykluczających się wpływów.

W tym wszystkim Dawid Błochowiak pseudonim Oczko. Młody piłkarz, bohater milionowego transferu. Podobno bardzo utalentowany. Jak bardzo już nikt się nie dowie.

Jego zwłoki odkrywa Joanna Becker dziennikarka telewizyjna, żyleta. Materiał jak złoto, tylko trzeba się wokół niego zakręcić. Najlepiej odkryć kto zabił. Sprzedać newsa. Joanna zakończyła swój romans z gościem od sportu, niejakim Kordeckim, ma czas na pracę.
 Bardzo dużo czasu.
Artur Konieczny, glina z prawdziwego zdarzenia, mieszka z synem, rezolutnym nastolatkiem, który wolał zostać z ojcem w Polsce.  Była żona układa sobie w Anglii życie od nowa. 
Konieczny ma ambicję i też zamierza odkryć kto miał interes żeby zabić Oczko.

Kto jest winny?
Jaki był prawdziwy powód morderstwa?
 Kto odniósł korzyść?
I jeszcze parę innych pytań, które nie pozostają bez odpowiedzi.

Wyboista droga do prawdy aż roi się od kałuż i trzeba mieć duże wyczucie żeby się nie utaplać uwierzywszy w pozory.
Wiarygodnie skonstruowane postaci, wartkie dialogi, zawikłana intryga w budzącym zaciekawienie środowisku.
Czytałam, jak zawsze typując sprawcę. Tym razem nie trafiłam, chociaż nie jest to sprawca wyciągnięty z kapelusza na ostatnią chwilę.
Duża przyjemność.

niedziela, 3 marca 2019

Dzisiaj Dzień Pisarza

Pisarzom życzę wspaniałych Czytelników, Czytelnikom życzę niezapomnianych emocji i niepowtarzalnych podróży w wykreowany przez mistrzów opowieści świat. 
To nasza wspólna droga <3

Zdjęcie z Pixabay

sobota, 2 marca 2019

Mariusz Zielke "Dobre Miasto"

Dobre Miasto - zamknięta społeczność skupiona wokół własnych problemów, kierująca się podstawową zasadą nie wtrącania się w sprawy tych, którzy stoją wyżej i dzięki którym można coś załatwić: pracę, mieszkanie, poczucie bezpieczeństwa socjalnego, albo flaszkę i parę zeta. 

W Dobrym Mieście wszystkie karty już dawno zostały rozdane, a mieszkańcy przyzwyczaili się do układu sił. Tutaj rządzą Kryniccy oraz związani z nimi biznesmeni. 


Razem, ale osobno, krążą wokół jak krzywo uśmiechnięte sępy, starając się dla siebie wydrzeć jak najwięcej. W sumie jak wszędzie piramida układów i układzików, współzależności zbudowanych na barterowej wymianie przysług. 
Solidna piramida. 
Do czasu.

Agnieszka Krynicka - podpora męża, zawsze uśmiechnięta, anioł nie kobieta. Agnieszka poświęciła się działalności charytatywnej, jest podporą działań proboszcza, otwiera domy dziecka, sponsoruje sportowców. Jakim naprawdę człowiekiem jest Agnieszka Krynicka po zeskrobaniu tej doprowadzającej do mdłości polewy z lukru? Czego chce ta dobromiasteczkowa Evita? O czym marzy? Dlaczego pewnego dnia nie dożywszy u boku męża złotych, a najlepiej brylantowych godów kończy na stole sekcyjnym, zamordowana w brutalny sposób?

W areszcie na rozprawę czekają trzej mężczyźni. Przyznali się do winy. Czas na karę. 
Porwanie połączone z morderstwem to temat dla prasy. 

Małgorzata urodziła się w Dobrym Mieście, jej będzie łatwiej zorientować się czy w aktach sprawy nie ma luk. Małgorzata ma przeprowadzić własne śledztwo, Jakub Krynicki chce wiedzieć dlaczego Agnieszka została zamordowana. Krynicki nie ma wątpliwości co do sprawców. 
Małgorzata, córka miejscowej prostytutki ma inne spojrzenie na całość. Zależy jej na dotarciu do prawdy. 

Mariusz Zielke  kwestię dochodzenia do prawdy w powieści kryminalnej potraktował niezwykle poważnie. Życie każdego z uczestników sytuacji zostało dokładnie  prześwietlone i opisane. Od najwcześniejszego dzieciństwa, aż do momentu krytycznego. Autor przekazuje czytelnikowi ogromną ilość danych. Jest ich tak wiele, że jako odbiorca nie byłam w stanie ich wszystkich zapamiętać. W pewnym momencie poczułam się nawet nieco znużona, ale wiem, że Mariusz Zielke nie należy do pisarzy zalewających czytelnika potokiem słów tylko po to żeby książka liczyła więcej stron ;) nie, nie, taka była koncepcja: pokazać beznadziejność dorastania w takim miejscu jak Dobre Miasto, utytłać w błocie, zmęczyć. I tak też się czułam, zmęczona, nieco sponiewierana, zmuszona do zadania sobie niewygodnego pytania: Ile Dobrego Miasta może być, albo jest w moim mieście? I w tych pięknych, remontowanych za unijne pieniądze miasteczkach? 
Jako ta optymistka od szklanki zawsze do połowy pełnej mam nadzieję, że niewiele. Ale to tylko moja nadzieja.

Przy czytaniu "Dobrego Miasta" potrzebna jest cierpliwość, oraz ten szczególny moment gdy w końcu zostajemy sam na sam z bohaterami książki i w skupieniu idziemy po śladach, by tropiąc zło dotrzeć do prawdy, która w tym przypadku okaże się szokująca. 

Wspomnienie czasu spędzonego w dusznej atmosferze Dobrego Miasta pozostanie z nami na długo, a liczba pytań, które chcielibyśmy zadać może niepokojąco wzrosnąć. To ogromny plus tej powieści, pamiętamy o ludziach z Dobrego Miasta jeszcze długo po zamknięciu ostatniej strony. 
Polecam, naprawdę warto przeczytać.
Mariusz Zielke "Dobre Miasto"
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2018
Stron 479