Wielbicielką pisarza jestem od zawsze, od przeczytania pierwszej książki, akurat trafiło na "Sposób na Alcybiadesa". Potem to już poszło. "Klub włóczykijów, czyli Trzynaście przygód stryja Dionizego i jego ekipy", " Niewiarygodne przygody Marka Piegusa", "Adelo, zrozum mnie!", "Awantura w Niekłaju", "Siódme wtajemniczenie", "Przystań Eskulapa", "Bal manekinów" i moje ulubione opowiadanie" Szkielet". Tych książek jest dużo, dużo więcej. Dla nas, czterdziesto, czy pięćdziesięciolatków są to książki ważne, pozostające w pamięci.
Całkiem niedawno natknęłam się na dobry artykuł pana Andrzeja Szczodraka opublikowany w Wiciach http://issuu.com/wici/docs/wici-info-43-www/77. Tytuł artykułu: "Pisarz Niziurski zaszczytem dla Kielecczyzny". W artykule niespodzianka, cytat z mojej recenzji "Klubu włóczykijów" opublikowanej w klubie MOrd.
Z artykułu chciałabym przytoczyć zdanie Krzysztofa Vargi, (dla Gazety Wyborczej), który twierdzi, iż świat przedstawiony w książkach świętokrzyskiego literata miał w sobie jakąś zdradziecką soft power, dzięki której można było uwierzyć, że życie w zapyziałym, polskim miasteczku w latach 60, czy 70 tych, to była najfajniejsza rzecz jaka mogła nam się zdarzyć".
Nic dodać, nic ująć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz