poniedziałek, 30 lipca 2018

Nowiny z Ratusza czyli otwarcie wystawy stałej Muzeum Zamku w Oświęcimiu w budynku Ratusza


Dwudziestego lipca od godziny szesnastej miałam przyjemność uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości - oto otwarto drzwi do wyremontowanych pomieszczeń oświęcimskiego Ratusza i można było po raz pierwszy zobaczyć  ekspozycję stałą przygotowaną z pietyzmem przez pracowników Muzeum Zamku i firmę zewnętrzną. 

Zachwyciłam się już przy wejściu, ściana w korytarzu na parterze została przyozdobiona wyjątkowo energetyczną grafiką autorstwa Izabeli Dudzik, eksponującą charakterystyczne oświęcimskie budowle w całkiem nowej odsłonie. 

Jako motyw przewodni także na zaproszeniu grafika Izabeli Dudzik




Opracowanie graficzne materiałów reklamowych, które można nabyć w muzealnym sklepiku bardzo przypadło mi do gustu, a przypomnienie, że to z oświęcimskich zakładów wyjeżdżały tak cenione i reklamowane przez  Jan Kiepurę i Lodę Halamę samochody to doskonały pomysł. Wojciech Kossak też chwalił się posiadaniem Pragi Oświęcim. 

800 lat historii miasta, bardzo ciekawie zaaranżowane ekspozycje, unikalne eksponaty i to coś, co nazywamy klimatem miejsca
Myślę, że muzeum w Ratuszu będzie się cieszyło zainteresowaniem nie tylko mieszkańców miasta i powiatu, ale także, a może przede wszystkim turystów coraz częściej przyjeżdżających nie tylko do części miasta związanej z KL Auschwitz ale także do miasta, które szczyci się bogatą historią, o której nadal zbyt mało wiadomo.
 Ale to się zmieni. 





Na parterze muzeum znajduje się informacja dla odwiedzających Oświęcim turystów i sklepik z pamiątkami. Ja kupiłam w sklepiku notes na oświęcimskie zapiski,  a wśród wielu cieszących oczy gadżetów i pamiątek mogę polecić ciasteczka ratuszowe. Piękne opakowanie, bardzo smaczne ciasteczka :)

Mój notes do zadań specjalnych :)

Witryna z pamiątkami :)


Takie cudne zakładki

niedziela, 29 lipca 2018

Wiedziałam, że jestem zdolna, ale żeby aż tak!

Zazwyczaj gdy dopada mnie chandra połączona z życiową niemocą, oddaję się porządkom, tak jakbym w ten sposób układała nie tylko ciuchy, doniczki, puszki po farbach i z farbami, ale przede wszystkim własne, pozostające w totalnym rozpirzu myśli. Ciężko mi się skupić, mam problem z przyjęciem gradacji ważności spraw, które jedna po drugiej ustawiają się w kolejce do realizacji. 

Zabierz się w końcu do roboty, ja tu czekam! I ja! I ja też! Rusz się w końcu!
Krzyczą jedna przez drugą.

Ok, trzeba to trzeba, nie ma to tamto. 
Postanowiłam, że w niedzielę posegreguję te piętrzące się na biurku papiery, skończę autoryzację wywiadu (ogromny wyrzut sumienia bo wprawdzie nie na już, ale ile można), napiszę kolejny tekst do zbioru legend i może w końcu napiszę zaległe opinie o przeczytanych książkach. Wypadałoby bo zauważyłam, że chronicznie zapominam co przeczytałam, a tak byłoby na blogu. Wspomogłabym szwankującą mi pamięć. 

Ale zanim zabrałam się do wyznaczonych prac postanowiłam posprzątać. 
Porządnie! 

Ścieranie kurzy, odkurzanie parteru i piętra, ogólne ogarnianie pomieszczeń, trzy prania.
 Było dobrze do momentu.... pot lał mi się z czoła,  ale nie odpuszczałam. Mój nieco już zamglony wzrok padł na blat pomocnika,( to taki mebel z lat sześćdziesiątych, podobny do komody). 
A właściwie na zalegające na blacie narzędzia malarskie i inne drobiazgi, które równie dobrze mogły stać gdzie indziej. Nachyliłam się, sięgnęłam po zegarek typu budzik, metalowy, trzymany wśród rupieci przez sentyment, ręka mi się omskła, zegarek się zakolebał, wpadł na butelkę ( pomalowaną dawno temu srebrną farbką na okoliczność świąt, w choinki) butelka upadła i poturlała się na skraj blatu mebla, przy okazji pociągając za sobą budzik. Zanim zdążyłam się zorientować w sytuacji oba przedmioty zakolebały się powietrzu i pokonując strome schody dzielące piętro od parteru upadły na kamienne płytki podłogi. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, które w promieniach padającego z okna światła błysnęło zielenią. Następne pół godziny spędziłam na zamiataniu i szukaniu szkalnych drobinek. 
Ale nie zraniłam się, tylko poszłam w straty na drobiazgach. 

Wczoraj odpuściłam, ale dzisiaj okazało się, że wczoraj to było małe miki. 

Myłam naczynia i automatycznie przy myciu sięgnęłam po mini literatkę z uszkiem, ostatnia się ostała, zazwyczaj trzymałam w niej kwiatki. Chciałam ją umyć, zamiast gąbki wraziłam do niej palce... po chwili krew bluzgała, ja bluzgałam, po naczyńku pozostało wspomnienie. Przecięłam środkowy palec lewej ręki, rana głęboka, długa na 1,5 centymetra. Odkaziłam porządnie wodą utlenioną i spirytusem. Jak na dzisiaj mam szlaban na wszystkie prace domowe i zakaz dotykania szklanych przedmiotów obowiązujący do odwołania. Bo przy tych moich zdolnościach nie wiadomo co jeszcze mogłabym wykombinować. 
Zdjęcia krwawiącego palca nie załączam, mamy niedzielę, przed obiadem :) ale poniżej szklane resztki. Przyznacie, że ładny ten odcień zieleni.



czwartek, 12 lipca 2018

Żubr Pompik Wyprawy - Tomasz Samojlik

Polubiłam żubra Pompika i jego rodzinę. Bo jak można oprzeć się urokowi żubrzego stadka, na które składają się Porada i Pomruk - żubrzy rodzice, Polinka i jej brat Pompik. Jeżeli komuś wydawałoby się, że żubrza familia nie wychyla nosa spoza gęstwiny puszczańskich zarośli, to nic bardziej błędnego, ta rodzina ma w sobie  pasję podróżowania. 
Puszcza Białowieska to całoroczny dom żubrów, a pierwszym etapem żubrzych wędrówek jest Narwiański Park Narodowy. 

W zakolach rzeki Narwi mają swoje gniazda różne gatunki ptaków i to im poświęcona jest pierwsza z trzech książeczek. Ślady ptaków, ich zwyczaje i sposób gniazdowania, wszystko stanowi nowość dla uroczego Pompika. 




Po wrażeniach w Narwiańskim Parku Narodowym czas na kolejną porcję doznań. Tym razem udajemy się razem z żubrami do Biebrzańskiego Parku Narodowego. A tam spotkamy bagiennego
łosia obdarzonego dyskretnym poczuciem humoru, będziemy podziwiali pięknego ptaka bataliona i na chwilę wstrzymamy oddech śledząc zmagania małych żubrów z wciągającym ich bagnem. Pompikowi to się nawet podobało, ale tata Pomruk czuwał.

Trzecia część czyli "Plan bobra" opowiada o wyprawie żubrzej rodziny z Puszczy Białowieskiej na teren Wigierskiego Parku Narodowego, gdzie: "droga wiodła wśród mnóstwa jezior. Niektóre z nich były malutkie, inne tak wielkie, że nie widzieli drugiego brzegu. Jedne były przejrzyste i błękitne, inne całkowicie zarośnięte roślinami wodnymi." 
A tam gdzie woda, tam i bobry. Jeden z nich właśnie zamierza zbudować tamę, a Pompik i Polinka mają za zadanie ostrzeganie zwierząt przed niebezpieczeństwem, tak żeby spadające
drzewo nikomu nie zrobiło krzywdy.

Każda książeczka jest kopalnią wiadomości dla najmłodszych i ich rodziców chcących poznać specyfikę przedstawianego Parku Narodowego. Dzieci uczą się jak odróżniać tropy zwierząt, poznają nowe gatunki ptaków i ssaków, a sympatyczne wierszyki pozwalają utrwalić wiedzę. W każdej książeczce  mamy wkładkę z mapką Polski i zaznaczonymi wszystkimi Parkami Narodowymi. Teksty i ilustracje autorstwa Tomasza Samojlika mają w sobie mnóstwo uroku i posiadają niezaprzeczalne walory edukacyjne oswajając najmłodszych ze światem przyrody. Nie ukrywam, że najmłodsi członkowie rodziny, znający wcześniejsze książki Tomasza Samojlika, w tym także te poświęcone żubrowi Pompikowi z entuzjazmem przywitali kolejną serię.
Serdecznie polecam, dzięki takim książeczką edukacja najmłodszych to przyjemność i możliwość pokazania, że otaczająca nas przyroda  jest ogromnym, wspólnym bogactwem, o które powinniśmy dbać, tak jak o swój ekosystem dbają zwierzęta, o których z taką wiedzą i wrażliwości pisze Tomasz Samojlik, polski biolog, popularyzator przyrody, pisarz i rysownik. 

Seria została wydana przez Wydawnictwo Media Rodzina