sobota, 29 września 2012

Nieznany strach


Nieznany strach ma największe oczy. 
To prawda. Obawiamy się tego czego nie znamy, tego  co nowe i zmuszające do pokonywania barier niechęci i uprzedzeń. Narosłego w nas  "nie da się", "nie potrafię", to nie dla mnie, tylko dla młodych". Chodzę na angielski do Galerii Książki. Określenia "chodzę" użyłam świadomie. Na razie zaczynam pojmować o co w takim trybie nauki (angielski 123) chodzi. W zajęciach uczestniczy wiele starszych osób miedzy 60- a 70 tym rokiem życia. Podziwiam ich upór i chęć nauki. 
Całe szczęście mieszkamy w mieście, w którym ludzie na emeryturze mają szerokie możliwości tak kształcenia jak i rekreacji. Właśnie nauka języka, nauka obsługi komputera, Uniwersytet Trzeciego Wieku prężnie działający. Wstęp na basen za darmo, oraz możliwość rozwijania talentów plastycznych to tylko nikła część oferty.
Nieznany strach to także strach przed zdiagnozowaniem choroby. Boimy się, wiemy że coś się dzieje ale boimy się przede wszystkim  informacji  o tym co tak naprawdę się dzieje. A może bardziej się boimy niż jest?
Nieznany strach to strach przed życiem, które jest jedną wielką niewiadomą, nawet jeżeli odbywamy comiesięczne seanse u wróżki.
Umiejętności pokonywania narosłych w nas oporów, lęków i barier wszystkim życzę. Sobie także. Dzisiaj po raz pierwszy użyję wykaszarki w ogrodzie. Duża jest i ciężka. Pewnie będzie szarpać, nie utrzymam, nie dam sobie rady... No co ja plotę... Inni potrafią to ja też :)))

Miłego dnia wszystkim.Ogórecznik z mojego ogrodu. Najpiękniejszy kolor - niebieski.

piątek, 28 września 2012

Kryminalny piątek - Stanley Clifford Weyman

Stanley Weyman ( w białym mundurze) w towarzystwie księżniczki Fatimy

Pola Negri
Rudolf Valentino

"Życie jednego człowieka jest nudne. Ja byłem wieloma ludźmi i nigdy się nie nudziłem"

Są ludzie dla których jedno życie to za mało. Należał do nich Stanley Clifford Weyman, oszust, który potrafił zaimponować rozmachem. Urodził się w 1890 roku, w Nowym Jorku. Rodzina nie należała do zbyt zamożnych, więc młody Stanley zamiast studiować, rozpoczął pracę w biurze rachunkowym.  Było to zbyt nudne zajęcie dla młodego, pełnego pomysłów człowieka. 
W 1911 roku pojawił się na Manhattanie, w galowym, fioletowym mundurze jako konsul amerykański w Maroku. Szastał pieniędzmi w restauracjach i imponował rozmachem. Niestety został przyłapany na kradzieży aparatu fotograficznego i trafił do więzienia. Przez wszystkie następne lata Weyman  zmieniał mundury i szarże znajdując upodobanie w strojach galowych. 
W 1915 roku w efektownym, jaskrawoniebieskim mundurze ze złotymi galonami,  przeprowadził inspekcję na okręcie wojennym "Wyoming" stacjonującym na rzece Hudson. 
W 1921 roku Weyman zawarł znajomość z przebywającą z wizytą w Nowym Jorku księżniczką afgańską Fatimą.  Zaproponował jej, że  w zamian za dziesięć tysięcy dolarów zmieni charakter jej wizyty z prywatnego w oficjalny. Słowa dotrzymał. Towarzyszył jej w podróży salonką do Waszyngtonu, gdzie przedstawił ją sekretarzowi stanu Charlesowi Evansowi Hughesowi, a także zaaranżował spotkanie z prezydentem Warrenem G. Hardingiem.
W 1926 roku w wyniku sepsy po operacji  wrzodu żołądka, w nowojorskim szpitalu,  zmarł Rudolf Valentino. Pola Negri i  kobiecy i nie tylko kobiecy świat pogrążył się w żałobie. Weyman zadzwonił wówczas do Poli Negri i mianował się jej osobistym lekarzem" "Rudy chciałby, abym się tobą zaopiekował" - powiedział. 
Weyman towarzyszył Poli Negri w czasie pogrzebu. Na czas uroczystości pogrzebowych zorganizował także punkt pierwszej pomocy obok domu pogrzebowego. W ostatniej drodze towarzyszyło Rudolfowi Valentino około stu tysięcy osób.
Weyman podawał się także za prawnika, otworzył nawet biuro doradcze w centrum Nowego Jorku. W czasie wojny doradzał poborowym jak się wymigać od służby wojskowej.  Nie był to dobry pomysł. Tego typu oszustwa były karane dość srogo i Weyman  spędził w więzieniu siedem lat. 
W następnych latach udawał dziennikarza, wystąpił także o przydzielenie kredytu pod zastaw nieistniejącego domu. 
Weyman zmarł jako bohater. W sierpniu 1960 roku został zastrzelony, gdy próbował zapobiec rabunkowi w hotelu, w którym pracował jako nocny portier.

Źródła: "Fałszerstwa i oszustwa" - Brian Innes, Wikipedia dostęp 28.09.2012

czwartek, 27 września 2012

Jesień

Idzie jesień. Kasztany to plon dzisiejszego poranka. Samochody mijały dwie kicające wokół potężnego kasztana kobiety. Mnie i starszą panią zbierającą budulec dla wnuka. W przedszkolach dzieci nadal budują z kasztanów ludziki.

środa, 26 września 2012

Środa z książką - "Dracena przerywa milczenie"

Książka dla miłośników kryminałów Joanny Chmielewskiej. Zwłaszcza z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Pracownia genetyczna i jej pracownicy, wszyscy z szacownymi tytułami doktorów i profesorów. Pracownia, wśród innych pracowni najbardziej wyluzowana, złożona z ludzi, którzy na poczekaniu potrafią urządzić znakomitą imprezę i zrobić użytek z posiadanego spirytusu. Zwariowana Agatka Cyryl, matka dzieciom w sile trzech chłopa plus mąż, oraz Jola Kapłan dziecko sztuk jeden plus mąż mało podejrzliwy.
Jako denatka, nobliwa pani profesor, która miała swoje tajemnice. Jako świadek zabójstwa wybujała Dracena.
Książka rewelacyjna, napisana dowcipnie z dużym dystansem do świata nauki. Imponuje wiedza fachowa  Autorki , ale jak czytamy w notce biograficznej Maja Kotarska jest absolwentką Wydziału Biologii AR we Wrocławiu. Na pewno wie o czym pisze. Zalecam do przeczytania nie tylko miłośnikom Chmielewskiej, ale także roślin doniczkowych, kotów i dobrze skonstruowanej fabuły :))

poniedziałek, 24 września 2012

Piękno Tunezji

Opuncje wszędzie

Tuniska Medina

Muzeum Brado / mozaiki jak zdjęcia - przecudnej urody

Ulica w Nabel i ja

Kartagina, widok na mur pałacu prezydenckiego - surowy zakaz robienia zdjęć. Ja się załapałam

Wyprawa na "pustynię"
Dzisiaj od rana słonecznie, tak słonecznie, że zatęskniłam za urlopem, morzem i szumem fal.W zamian zdjęcia z przepięknej Tunezji. Aż mi lżej jak je sobie oglądam. Autorką części zdjęć jest Zosia. Moje w drugim laptopie czekają na odzyskanie, a płytka przepadła :))

niedziela, 23 września 2012

Przysłowia

Nie pamiętam już dokładnie, ale bodaj w "Bożym Narodzeniu Herkulesa Poirot" poznałam pochodzące z Hiszpanii przysłowie: "Bierz co chcesz, tylko płać".
Warto o nim pamiętać w różnych okolicznościach życia, i wtedy gdy jesteśmy na dole i wtedy gdy na górze. Czasami trzeba zapłacić.

piątek, 21 września 2012

Naiwnych nie sieją, sami się rodzą


Osman Sulun przy Expressie Wschodni Paryż - Istanbul

Osman Sulun przed zegarem uniwersyteckim
Osman Sulun z Istanbulu 150 razy sprzedał naiwnym tramwaje, mosty, wieżę straży pożarnej, metro, a nawet Express  Wschodni Paryż - Istanbul. 
Ten proceder trwał 35 lat, z czego ponad 25 lat spędził w więzieniu. Ponad 100 razy stawał przed sądem i tylekroć  przez swoje afery dostarczał dziennikarzom sensacyjnych tematów do pisania. Gdy w  1960 roku opuścił więzienie, dziennikarze okazali mu szczególnego rodzaju wdzięczność. Osman Sulun stał się najsławniejszym z oszustów. Krążyły o nim legendy, śpiewano nawet piosenki. Miał spryt i urok szelmy i umiał to wykorzystać. Oto przykłady:
W Istanbule na frontonie gmachu uniwersyteckiego są dwa zegary. Przed jednym z nich stanął przybysz z prowincji. Był upał, mężczyzna zdjął kapelusz, otarł zroszone potem czoło, sprawdził na zegarze czas. W tym momencie usłyszał :- to kosztuje funta! - Obejrzał się. Stał za nim elegancki 40 letni mężczyzna. 
- Co takiego? - żachnął się prowincjusz.
- No tak, skorzystał pan z zegara, każdy płaci  za to funta - rzekł nieznajomy wyciągając dłoń. - Jestem właścicielem tego zegara. 
Prowincjusz dostrzegł, że niektórzy z przechodzących wręczają Osmanowi po funcie/ byli to wspólnicy/ i zapytał: - dlaczego nie wszyscy płacą panu funta?
- Dlatego, że większość ma wykupiony abonament - odpowiedział Osman Sulun.
Po kilku wspólnie wypitych kieliszkach Osman Sulun zgodził się sprzedać przybyszowi zegar za 4 tysiące funtów. Jakież było  rozczarowanie nabywcy, gdy nikt nie chciał  zapłacić za sprawdzanie czasu.
Następnie była sprawa sprzedaży wieży strażackiej. Osman wmówił chętnym do zakupu wieśniakom, że policja wypłaca za każdy zaobserwowany z niej pożar po 100 funtów. Interes wyglądał na dobry, w mieście pożary wybuchały po kilka razy dziennie. Za wieżę zapłacono Osmanowi 5 tysięcy funtów.Dużo więcej zainkasował za tramwaj, aż 20 tysięcy funtów. Trójce wieśniaków z własnej wsi sprzedał metro za jedyne 15 tysięcy funtów.
Jego sto pięćdziesiątą transakcją była sprzedaż Expressu Wschodni Paryż - Istanbul.
Kiedy generał Gursel objął rządy Osman Sulun  opuścił więzienie  na mocy amnestii. Miał już ponad pięćdziesiąt lat, żonę i dzieci, z którymi spędził niewiele czasu. Musiał się ustatkować i zacząć zarabiać na życie w inny sposób. Wtedy królowi oszustów ze Złotego Rogu pomogli wdzięczni dziennikarze. Urządzili publiczną składkę, za którą kupili Osmanowi małą kawiarenkę, by mógł wieść spokojny żywot i opowiadać odwiedzającym o swych niezliczonych skokach na naiwniaków.

za tygodnikiem Przekrój NR883 z 11 marca 1962roku

środa, 19 września 2012

Środa z książką - Dewiza Woosterów

"Wysunąłem ręke spod kołdry, żeby zadzwonić na Jeevesa.
- Dobry wieczór, Jeeves.
- Dzień dobry, sir.
Zdziwiłem się.
- To już dzień?
- Tak jest, sir.
- Jesteś pewien?
- Mgła, sir. Zechce pan łaskawie sobie przypomnieć, ze mamy teraz jesień. A to pora obfitości mgieł i ziemiopłodów. 
- Pora czego?
-Obfitości mgieł, sir i ziemiopłodów"
Jak już Bertram Wooster doszedł do siebie po zażyciu czarodziejskiej mikstury Jeevesa, ubrał się, nie wyraził zgody na  podróż dookoła świata z Jeevesem  i udał się odwiedzić ciotkę Dalię. Ciotka Dalia kazała mu iść do antykwariusza i pokręcić nosem nad krówką holenderską, która udawała dzbanuszek na śmietankę. Tak zaczynają się perypetie Bertiego Woostera, Gucia Fink Nottle'a, ciotki Dalii i pięknej Madeliny, z licznym  udziałem Jeevesa.
Cudowna książka, do czytania w każdej sytuacji, a zwłaszcza wtedy, gdy mamy wszystkiego dosyć i chcemy na chwilę odpłynąć w inną przestrzeń. Kraina Absurdu, w której rządzi Jeeves zauroczy was od pierwszych, zacytowanych powyżej zdań.
Autor to P.G.Wodehouse (1881-1975) angielski pisarz humorysta. Autor ponad sześćdziesięciu powieści, kilkuset opowiadań, wielu sztuk teatralnych i komedii muzycznych. Stworzył całą serię książek z Jeevesem w roli głównej. Kamerdyner Jeeves to klasyczne wcielenie sylwetki mądrego sługi, podpory niezbyt pozbieranego pana uwikłanego w piętrzące się intrygi. Książka na długie jesienne wieczory - czas mgieł i ziemiopłodów.
Książkę czytałam  pewnie z dwadzieścia razy, pożyczałam. Okładkę ma zniszczoną , ale cały czas żyje.

wtorek, 18 września 2012

To także Oświęcim

To także Oświęcim
W Oświęcimiu, w co trudno niektórym uwierzyć, są dwa muzea. Jedno, znane na całym świecie Muzeum Auschwitz Birkenau i drugie, zlokalizowane w obiekcie dużo starszym - Muzeum Zamek w Oświęcimiu.Miło by było, gdy przyjeżdżający do Oświęcimia, a nie zaglądający do samego miasta turyści , zamiast wracać od razu do Krakowa  zaglądnęli też do samego Oświęcimia. Do miasta, weszli pod górkę na Zamek, dotknęli trzynastowiecznych kamieni, budulca wieży zamkowej. Ujrzeli panoramę miasta  - z wieży rozpościera się piękny widok.
Wykazali ciekawość.
poniżej widoki Zamku

Wieża zamkowa z basteją








poniedziałek, 17 września 2012

Perfekcyjnie na plaży w Rumunii

Nie byłam, nie jestem i nie zamierzam być perfekcyjną panią domu. Już bardziej jestem podobna do pani Aliny z Nieboszczyka. Jakbym się miała trzy razy przebierać w ciągu jednej imprezy to sama siebie zaczęłabym podejrzewać o pierwsze symptomy choroby celebryckiej. Ale jak komuś tak dobrze, to dlaczego nie? Nie moja broszka. 
Dlaczego akurat o perfekcyjności? Dzisiaj doszło coś do mnie na temat szorowania przypalonych  garów. Proszkiem do prania. Pewnie można i tak, chociaż można też zalać kwaskiem cytrynowym, albo prościej, w innym garnku ugotować jabłko, jabłko zjeść, a wodę z jabłka wlać do zabrudzonego garnka. Powinno pomóc.  
Dzisiaj historyjka z życia wzięta;
Były lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Znajomy dyrektor pojechał do Rumunii. Zakwaterowano go w hotelu nad morzem. W tymże hotelu miał jadać posiłki. Rano zszedł na śniadanie, a tu brudne, aluminiowe sztućce i nie mniej brudne aluminiowe talerze. Dyrektor się zdenerwował, pozbierał okoliczne talerze i łyżki i pogalopował na plażę. Za nim obsługa hotelowa przekonana, że facet z Polski chce zakosić część zastawy. A pan dyrektor nabrał w garść piasku, zanurzył odrobinę talerz aluminiowy w morskiej wodzie i wyszorował własnymi ręcami do blasku. To był całkowicie normalny dyrektor, z chłopskiej rodziny, w której nikt Ludwika nie używał, musiała wystarczyć woda i piasek. Jest też wersja z popiołem, ale to nie zdarzyło się w Rumunii. 
No to do sprzątania!!!

niedziela, 16 września 2012

A może by tak coś napisać?

Pełny luz - Mikunia śpi
Kilka dni temu czytałam kryminalny alfabet gacka - link do stronywww.zbrodniawbibliotece.pl. Czytałam felieton z literą R - ostatni. "Róże pani Cherrington"  to świetny, lekki kryminał, troje dzieci, mama - autorka powieści kryminalnych i popełnione w okolicy morderstwo. By przydać sławy zapracowanej rodzicielce trójka rodzeństwa postanawia odkryć kto jest mordercą. Zaznaczam, trójka grzecznych dzieci, przy których można coś napisać. 
Ja mam  koty, dwie sztuki. Dobre zwierzątka, czasami nawet pomruczą - ale to wtedy, gdy  one mają ochotę. Jak myję podłogę, to zawsze muszą przejść przez mokre, jak wylewam beton przy progu, to mam zaznaczone wszystkie fazy stężenia. Nawet nie ma co wspominać o drobinkach piasku z kuwety zaściełających, całe szczęście, że zamknięty, laptop. Widać, któraś czyściła się, siedząc na ławie. O wybredzaniu w sprawach gastronomicznych nawet nie wspomnę. Pełen rozrzut od suchego, ale tylko drobny dla wybrednych, poprzez saszetki różnej maści, mięsko do śmietanki i zupę z obiadu. Nigdy nie wiadomo co spasuje, może to będzie bułka z dżemem. 
Czasami w domu jest spokój, jak wychodzą na pole, albo jak śpią. Wtedy powinnam pisać, chyba, że zadzwoni telefon :))  Czasami się udaje. 
W piątek wieczorem wykroiłam trochę czasu i gnana wyrzutami sumienia siadłam do pracy. Sterta rośnie, do klubu jeszcze kilka recenzji, jak już przejdę na samo pisanie to przestanę czytać inne kryminały żeby mi nie zaburzały mojego myślenia. Muszę napisać parę zdań o sobie i wysłać, skończyć opowiadanie kryminalne, które dawno powinno być gotowe i uczciwie posiedzieć przy pisaniu nowego kryminału. To wszystko wymaga czasu i skupienia. Wprawdzie przyzwyczaiłam się, do robienia notatek w różnych okolicznościach i to pomaga, zwłaszcza dużo notuje przy "Tożsamości szpiega", świetny instruktaż, ale pełny tekst to co innego. I wracając do sedna, jak już się rozłożyłam i nastroiłam i postawiłam kubek z kawą oraz kawałek ciasta obok ( dieto MŻ wróć!!), otworzyłam pisany aktualnie tekst,  usiadłam wygodnie, to usłyszałam rozdzierające miauuuu!!!!! I poderwałam się jak oparzona. Kociaczki się obudziły. Dałam jeść i siadłam z powrotem, przeleciałam kursorem do strony 37 i przeczytałam ostanie wersy tekstu, żeby sobie przypomnieć co napisałam. Nie dokończyłam, gdy dobiegło do mnie kocie drapanie. To Kubusia dewastowała Mamy kanapę. Chciała wyjść, wypuściłam. Wróciłam, siadłam, wstałam. Dziwne odgłosy dochodziły z ganku. To zamknięta Miki darła się wniebogłosy. Wypuściłam, siadłam. W efekcie udało mi się zrobić wpis na blogu, dochodziła dwudziesta druga, mijał kryminalny piątek. Uff
Dzisiaj od rana... Obie wyszły na pole, ja do komputera wykorzystać czas, bo jak wrócą.... to takie fajne kocice, tylko niezdecydowane.
Kubusia wpatruje się w ulicę - pełna kontrola ruchu

A felietony Katarzyny Gacek zdecydowanie polecam.

piątek, 14 września 2012

Kryminalny piątek - zwłoki w poaustriackim bunkrze

26 Lutego 1957 roku po południu, spadł puszysty śnieg. Pogoda zachęcała młodych ludzi do spacerów. W taki to sposób spędzali czas młody student medycyny i przyszła laborantka medyczna. Spacerując wzdłuż brzegu Wisły doszli  do  starego poaustriackiego bunkra, który kiedyś służył jako magazyn, a teraz stał pusty. W jego betonowych murach znajdowały schronienie pary zakochanych. Jak się po chwili okazało nie tylko zakochanych. Na  betonowej nawierzchni leżał młody mężczyzna z poderżniętym gardłem. Już nie żył. Para zawiadomiła posterunek milicji. Dochodziła godzina dwudziesta, gdy w bunkrze zjawiła się ekipa zabezpieczająca ślady. Powtórnych oględzin dokonano następnego dnia rano. Podłogę zaściełały gazety, poniewierały się rozbite butelki. Wśród tego wszystkiego znaleziono zakrwawioną cegłę. Okazało się, że młody człowiek został niejako podwójnie zamordowany poprzez śmiertelne uderzenie cegłą w tył głowy i poprzez poderżnięcie gardła. Prokurator Jerzy Pracki objął prowadzenie śledztwa. Na pierwszy plan, po długim dochodzeniu wysforował się niejaki Jerzy R. wnuk właścicielki stancji, gdzie mieszkał zamordowany Ryszard L.
Ryszard L. był spokojnym, młodym człowiekiem pochodzącym z małego miasteczka. Do Krakowa przyjechał za pracą. Był cenionym pracownikiem, dobrym lokatorem. Bardzo oszczędnym. Za zarobione pieniądze kupił sobie złotego Schafhausena, którym się chwalił. Zegarka ani przy nim, ani na stancji nie znaleziono. Podnajmował łóżko w pokoju sześcioosobowym. Od czasu do czasu pił z kolegami wino, ale z żadnym z nich nie kolegował się za mocno. Koledzy przyznali się, że owszem pili razem z Ryszardem L. po czym każdy z nich poszedł w swoją stronę, z tym, że w jedną stronę z Ryszardem L. oddalił się Jerzy R.  Jerzy R. najpierw się wypierał alkoholowego spotkania, potem, całkiem niespodziewanie przyznał się, ale do włamania do sklepu spożywczego. Twierdził, że włamywał się w czasie, gdy ktoś mordował Ryszarda L. Faktycznie, istniał ślad w aktach po włamaniu, ale miało ono miejsce w godzinach dużo późniejszych niż podawane przez podejrzanego. 
W trakcie prowadzenia śledztwa milicja zwróciła uwagę na ślady ogniska blisko bunkrów. Okazało się, że ognisko palili chłopcy. Wieczór zabójstwa utkwił im w pamięci ponieważ w czasie zabawy przy ognisku, zauważyli trzech mężczyzn. Jeden z nich podszedł do nich i zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo palenia ogniska w pobliżu zabudowań. Potem odszedł. Chłopcy widzieli jak podeszli do niego dwaj wyżsi mężczyźni  i wciągnęli go do bunkra. Widzieli też jak po jakimś czasie obaj mężczyźni wyszli, a tego niższego nigdzie nie zauważyli. Chłopcy wśród okazanych mężczyzn rozpoznali Jerzego R. Niestety nie było dowodów na to, że to właśnie Jerzy R. zamordował kolegę. Nie znaleziono również drugiego z podejrzanych. Jerzy R. odsiedział wyrok za  włamanie i wyszedł na wolność, dalej uprawiać zawód tapicera. 
Sprawa pozostałaby nierozwiązana gdyby zabójca nie uderzył po raz drugi. Daleko od Krakowa, w Bydgoszczy miała  miejsce okrutna zbrodnia. Zostało zamordowane rodzeństwo Trieblerów, czternastoletnia dziewczynka i piętnastoletni chłopak. Zabójca ukradł aparat fotograficzny, futro, dwa zegarki. Nie uciekł daleko, w tym samym dniu został złapany. Sprawcą był  Tadeusz Rączka, jeden z kolegów Ryszarda L, mieszkający razem z nim i z Jerzym R. na stancji. Został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 10 sierpnia 1960 roku. 
Jako ciekawostkę dodam, że sprawa Trieblerów została opisana bardzo dokładnie w "Pitavalu Bydgoskim". Jednym z wątków sprawy jest także napad na  Zofię F. kierowniczkę jatki końskiej w Oświęcimiu.
Recenzja "Pitavalu Bydgoskiego"  właśnie ze sprawy Trieblerów na www.klubmord.com

Na podstawie książki Zenona Borkowskiego "Zbrodniarz szuka alibi" - "Świadek powtarza zbrodnię"

czwartek, 13 września 2012

Miłego dnia

W nocy lało. Teraz jest zimno, ponuro i nieprzyjemnie. Nie chce się wychodzić z domu, ale nie ma zmiłuj, trzeba się ruszać. Na szczęście róże nadal w pełnej krasie.
Słońca dla wszystkich i mimo pogody miłego dnia :))

środa, 12 września 2012

Środa z książką - Gdzie mól i rdza


Przez ostatnie dwa miesiące nadrabiałam zaległości w lekturze polskich kryminałów współczesnych. Na co dzień częściej sięgam po kryminał sprzed minimum trzydziestu lat, niż po ten napisany rok temu. Oczywiście nie przeczytałam wszystkich, pamiętajmy, że tylko w Polsce rokrocznie przybywa około dziewięćdziesięciu nowych tytułów powieści kryminalnych. A gdzie wznowienia, i, przede wszystkim tłumaczenia? Gdzie te masy przetłumaczonych kryminałów skandynawskich lepszych i co częste - gorszych, ale pochodzących z określonych okolic świata. Dużo książek do czytania.
Dzisiaj o książce Autora, zapewne mniej znanego niż Marek Krajewski, ale bardzo ciekawego i z pomysłem na kryminał we współczesnym Wrocławiu.
Pan Paweł Pollak jest tłumaczem literatury szwedzkiej, także kryminalnej, jest także pisarzem. Jego ostatnia książka "Gdzie mól i rdza" wydana przez Wydawnictwo Oficynka, wzbudziła mój niekłamany entuzjazm. Czytałam ją jak to się mówi  "ciągiem" do pierwszej w nocy, i po złapaniu paru godzin snu, od szóstej rano, gdy dopiero zaczynał wstawać dzień. Po przeczytaniu ostatniej strony poczułam niedosyt i chęć sięgnięcia po następny tom, bo przecież nie wszystko zostało wyjaśnione, a ja jestem ciekawa jak ułoży się życie komisarza Marka Przygodnego.
Być może tajemnica  jakości książki tkwi w jej  bohaterze - komisarzu Przygodnym, który jest normalnym facetem, porządnym, może trochę  zbyt porządnym. Komisarz miał fajne życie, dobrze poukładane, w pracy szło, w domu kochająca żona, ale nic nie trwa wiecznie. W pracy komisarz rozpoczyna śledztwo - ktoś w sposób bestialski morduje dziadków - emerytów, w domu, żona po raz pierwszy od lat, zapomina o urodzinach, a żyć trzeba.
Spodobał mi się patolog, doktór Małecki, widać charakterek, oraz dyrektor zakładu psychiatrycznego - zdrowe podejście do życia. Ciekawą postacią jest przyjaciel komisarza, dziennikarz "Kuriera" zajmujący się sprawami kryminalnymi, Jerzy Kuriata. Pod zewnętrzną warstwą beztroskiego faceta wyrywającego non stop panienki, kryje się, w moim odczuciu - wrażliwy człowiek.
Tyle o książce, radzę przeczytać bo warto.
Ja na pewno sięgnę po inne książki pana Pollaka, czekając aż napisze dalszy ciąg przygód komisarza Przygodnego.

poniedziałek, 10 września 2012

Nowe doświadczenia

Dzisiaj, od dawna po raz pierwszy wstałam bardzo  wcześnie rano, pchana niepohamowaną  ciekawością. Chciałam skończyć czytać książkę i dowiedzieć się kto zabił, czy dobrze wytypowałam, jakie niespodzianki Autor przygotował po drodze? O samej książce będzie w środę, a w klubie MOrd do przeczytania recenzja. 
Podeszłam do książki bardzo emocjonalnie, co oznacza, że jeszcze reaguję na kryminalne bodźce. 
Jakby tak się przyjrzeć z boku to jestem zbyt impulsywna, zbyt ufna, nie zakładam złych intencji z góry, a czasem powinnam,  i nadal jestem ciekawa co będzie dalej. Nie tylko w książkach, ale także w życiu. Nie tylko moim. Założenie, że szklanka jest jednak do połowy pełna, uchroniłoby dużą część ludzkości przed depresją i nie przyjmowaniem rzeczywistości. Uczestnictwo w różnego typu wyzwaniach, a zapewniam, wyzwaniem może być także jeżdżenie autobusem zamiast samochodem,  hartuje i daje szansę na radość z życia takiego jakim ono jest, a nie takiego jakie powinno według nas  być. Dlatego dzisiaj napiszę o doświadczeniu z życia wziętym. Z mojego życia.
Jestem raczej domatorką i najchętniej czas spędzałabym na czytaniu i pisaniu książek, piciu herbaty i robieniu na drutach :))
 Ale tak się nie da i biorę to co przynosi życie.
Parę lat temu był taki popularny program "Milionerzy". Czasami ktoś tam wygrywał jakieś całkiem niemałe pieniądze. Ponieważ mam stały deficyt budżetowy, pomyślałam, że wspaniale byłoby wygrać jakąś okrągłą kwotę i dalej to już cieszyć się życiem.
Posłałam esemesy, odpowiedziałam na pytania i zapomniałam o sprawie. Tygodnie mijały, tygodnie przeszły w miesiące i nagle, w piątek, około piętnastej zadzwonił telefon. Numer zastrzeżony, ale mam taką pracę, że zastrzeżone też odbieram. Po drugiej stronie firma prowadząca nabór do "Milionerów". Pani zadała mi ileś tam pytań, i zaproponowała termin nagrania. Potem był następny termin i tak w styczniu 2009 roku pojechałam na nagranie, na ósmą rano, do Krakowa. Nagranie odbyło się w godzinach popołudniowych, gdy większość z nas była już tak zmęczona i zmarznięta, że o błyskotliwości i wierze we własne umiejętności nie było mowy. Pięć podejść, potknięcia na prostych pytaniach. Ja rozłożyłam się na refleksie. Odpowiedzi trzeba zaznaczać bardzo szybko, a w studiu to inaczej wyglądało niż w telewizji. Do domu wróciłam około 23, twarz mnie bolała pod pękającą tapetą, ale byłam zadowolona. Zobaczyłam jak wygląda praca przy programie, poznałam Huberta Urbańskiego i dziewczyny z firmy produkującej program. Zjadłam obiad w telewizyjnym bufecie, i właśnie, zostałam profesjonalnie wytapetowana przez makijażystkę. Niby nic takiego, można by pogardliwie ruszyć ramionami, ale wejście, nawet na moment w środowisko, o którym nie ma się zielonego pojęcia, daje nowe doświadczenie. 
Dlatego niezależnie od wieku starajmy się poznawać coś nowego, chociażby nową książkę, nowego autora. Wybierzmy nową formę spędzenia urlopu, nowe po dziesięciu latach miejsce na biwak. Zaskoczmy sami siebie. Naprawdę warto. A po "Milionerach" został mi kubek, z którego codziennie rano piję kawę.

sobota, 8 września 2012

Sen Tołdiego

Sen Tołdiego

Takiego, kociego wypoczynku wszystkim życzę. Niebo nad Oświęcimiem zasnute chmurami, ale już nie pada. Dobrze jest :))

piątek, 7 września 2012

Kryminalny piątek - Eugene Aram



Eugene Aram - portret ze strony Wikipedii - wersja Angielska
W roku 1704 urodził się człowiek, który w wiele lat później stał się bohaterem napisanego  przez angielskiego poetę Thomasa Hooda  poematu "Sen Eugene Arama".  Poematu stanowiącego modną część wiktoriańskich wieczorków muzycznych.
 Eugene Aram był synem ogrodnika, człowieka uzdolnionego, obdarzonego talentem poetyckim. Syn odziedziczył po ojcu zamiłowanie do nauki i do poezji. Był uzdolnionym samoukiem. Do tego stopnia rozwinął swoje zdolności, że po ślubie z Anną Spencer i przeprowadzce do  Knaresborourgh został nauczycielem w miejscowej szkole. Spełniał swe obowiązki z poświęceniem i przez uczniów został zapamiętany jako surowy i wymagający nauczyciel. Wydaje się,  iż Aram miał dwie osobowości. Jedną, na użytek szkoły i sąsiadów, drugą, dla zaspokajania własnych przyjemności. 
Aram kradł, był także paserem. Oba zawody uprawiał przez lata. Traktował kradzieże bardzo poważnie, wszedł nawet w spółkę z niejakim Williamem Hausemanem. Kradli razem, do momentu gdy nadarzyła im się okazja solidnego wzbogacenia się. Kradzieży sumy tak dużej i tak kuszącej, że przy okazji musieli zamordować posiadacza pieniędzy. Był nim Daniel Clark, osobnik jakich wielu. Zamiast trzymać majątek w ukryciu, była to część posagu żony wnosząca dwieście funtów, Clark obnosił się z pieniędzmi i kusił nieszczęście. Został w brutalny sposób zamordowany, a jego ciało wspólnicy ukryli w jednej z nadmorskich jaskiń. Podzielili łup, dwieście funtów było kwotą mogącą wystarczyć na dziesięć lat dostatniego życia, czyli sto funtów to pięć lat bez kłopotów finansowych, i każdy powędrował w swoją stronę. To znaczy Hauseman został w Knaresborough, a Aram skorzystał z okazji by porzucić żonę i siedmioro dzieci i powędrował do Londynu. 
Po latach hulanek Aram powrócił do zawodu nauczyciela, otrzymawszy pracę w miejscowości King's Lynn w hrabstwie Norfolk.W międzyczasie sprawa zabójstwa Clarka przycichła, ciała nie odnaleziono, a przesłuchiwany na okoliczność zaginięcia Clarka  Hauseman nie był nawet podejrzanym i przez lata żył spokojnie.
 Wszystko zmieniło się w momencie, gdy w jednej z jaskiń woda odsłoniła nieznany szkielet. Hauseman przyznał się do zabójstwa i poinformował o współudziale Arama. Był 1758 rok, Aram wiódł spokojny żywot nauczyciela łaciny w szkole średniej. Został przywieziony do miasta bryczką przez dwóch konstabli. W międzyczasie okazało się, że odkryty szkielet nie należał do Daniela Clarka, jednak dzięki wskazówkom Hausemana konstable odnaleźli szczątki Clarka. Ze względu na współpracę Hauseman został uwolniony od zarzutów, natomiast Eugene Aram skazany na śmierć przez powieszenie. W noc poprzedzającą wykonanie wyroku, Aram podciął sobie żyły i na szubienicy zawisł nieprzytomny. Jego czaszkę podarowano Szkole Lekarskiej. Był  06 sierpnia 1759 roku.

Na podstawie książki Joanny Białeckiej "Czarny leksykon"
Wikipedia wersja angielska - dostęp 07 .09.2012

czwartek, 6 września 2012

Między momentem, a chwilką

Korzystając z przebłysków pogody i odrobiny wolnego czasu, maluję płot. Płot jest już stary, drewniany, trzeba go wyczyścić i pomalować żeby jeszcze trochę wytrzymał. Malowanie płotu oznacza dla mnie wzmożone życie towarzyskie. Mieszkam przy bocznej uliczce, samochody jeżdżą tu wolniej, dzieci na rowerach szybciej. Dzieci jest sporo, wyróżniają się trzy młode damy, które spędzając ze sobą wiele godzin i tak nie mogą się rozstać. 
Wczoraj koleżanka wołała córkę: - Siódma, chodź do domu, ściemnia się!
Dziecko odpowiedziało: - Ale jeszcze chwilę mamo, pojeżdżę sobie.
 Koleżanka odpuściła: - No dobrze, to jeszcze tylko moment.
 Kończyłam malowanie płotu,  ściemniało się z minuty na minutę, na ziemię opadała wilgoć, chwila zbratana z momentem  trwała  nadal.
Kiedyś dzieci zaglądały do domu żeby oglądnąć Dobranockę, teraz dużo atrakcyjniejsze są dla nich damskie plotki wymieniane między jednym a drugim okrążeniem ulicy :))

środa, 5 września 2012

Środa z książką - Rhett Butler



Nie przepadam za łzami, ckliwymi romansami, ale wśród całej masy powieści miłości poświęconych, są takie, do których wracam. Jedną z nich jest nieśmiertelne "Przeminęło z wiatrem". O ile kontynuacja Alexandry Ripley  "Scarlett" nie należy do najbardziej udanych kontynuacji na świecie, to "Rhett Butler" Donalda McCaiga jak najbardziej. 
Pełnokrwista, wielowątkowa powieść, którą można spokojnie czytać nawet nie znając "Przeminęło z wiatrem" i nie darząc wieloletnim sentymentem głównego bohatera. Godna pozazdroszczenia wiedza na temat wojny secesyjnej, warunków życia, tarć społecznych, a nawet mody sprawiają, że powieść czyta się jednym tchem i z pewnym niedowierzaniem, że to już, kończy.A jest to, bagatela, 556 stron.
Gdy kupiłam "Rhetta Butlera", nie bardzo miałam czas na przeczytanie, i książka po prostu leżała, na stercie innych. Wyjeżdżając do Tunezji na wakacje, wzięłam tomisko ze sobą, obciążając bagaż i samolot. Czytałam ją siedząc na ręczniku, pod parasolem z trzciny, na plaży pełnej tubylców, patrzących co jakiś czas na łkającą rozdzierająco kobietę. Potem patrzyli na książkę i nie śpieszyli z pomocą. Widocznie nazwisko Rhett Butler, mówiło samo za siebie.
Jak ktoś chce sobie oczyścić kanaliki łzowe i przeczytać bardzo ciekawą książkę jednocześnie, to polecam.
Zwróćcie uwagę na stylizację Autora. Nawet gdybym nie wiedziała że akcja książki ma miejsce na południu  Ameryki, to mężczyzna z białym wąsem, ogorzały i w kapeluszu sugerowałby tereny Południa.

poniedziałek, 3 września 2012

Siła wyższa

Nie przepadam za serialami - miłosnymi tasiemcami, nie oglądam, bo po jakimś czasie robi się nudno i przy czwartej serii żenująco. Nie oznacza to, że seriali nie oglądam. Lubię dobre, polskie seriale, na podstawie autorskich scenariuszy, a nie latynoskich nowel. Wyjątkiem jest "Ojciec Mateusz", którego oglądam i w wersji włoskiej i polskiej, oraz "Komisarz Rex", przemianowany w Polsce na "Komisarza Alexa". Ale to  jest oglądanie dla psa :))
Zastanawiam się kiedy zobaczymy dalszy ciąg "Nowej", czy "Układu Warszawskiego" z niezrównanym Janem Englertem w roli Łapy.
Wczoraj do tego zestawienia dołączyła" Siła wyższa". Pierwszy odcinek obiecujący wiele. Powrót do serialu Piotra Fronczewskiego, którego bardzo lubię, nie lubię go tylko oglądać w reklamie pewnego banku, ale rozumiem, że każdy musi z czegoś żyć. Anna Dereszowska w szlafroku i kapciach, rozmemłana, a jednak dalej ładna i nie przepacykowana. Ojcowie Franciszkanie i Buddyści. Piękne krajobrazy, ponoć "Siłę wyższą" kręcono w okolicach Sanoka. Niedzielne wieczory zapowiadają się interesująco. 

niedziela, 2 września 2012

sentencja

Zapisuj na skale to co dostajesz, a na piasku to co dajesz.

Mądrość znaleziona w zielonym zeszycie.

To na dobry początek tygodnia