Dzisiaj, od dawna po raz pierwszy wstałam bardzo wcześnie rano, pchana niepohamowaną ciekawością. Chciałam skończyć czytać książkę i dowiedzieć się kto zabił, czy dobrze wytypowałam, jakie niespodzianki Autor przygotował po drodze? O samej książce będzie w środę, a w klubie MOrd do przeczytania recenzja.
Podeszłam do książki bardzo emocjonalnie, co oznacza, że jeszcze reaguję na kryminalne bodźce.
Jakby tak się przyjrzeć z boku to jestem zbyt impulsywna, zbyt ufna, nie zakładam złych intencji z góry, a czasem powinnam, i nadal jestem ciekawa co będzie dalej. Nie tylko w książkach, ale także w życiu. Nie tylko moim. Założenie, że szklanka jest jednak do połowy pełna, uchroniłoby dużą część ludzkości przed depresją i nie przyjmowaniem rzeczywistości. Uczestnictwo w różnego typu wyzwaniach, a zapewniam, wyzwaniem może być także jeżdżenie autobusem zamiast samochodem, hartuje i daje szansę na radość z życia takiego jakim ono jest, a nie takiego jakie powinno według nas być. Dlatego dzisiaj napiszę o doświadczeniu z życia wziętym. Z mojego życia.
Jestem raczej domatorką i najchętniej czas spędzałabym na czytaniu i pisaniu książek, piciu herbaty i robieniu na drutach :))Ale tak się nie da i biorę to co przynosi życie.
Parę lat temu był taki popularny program "Milionerzy". Czasami ktoś tam wygrywał jakieś całkiem niemałe pieniądze. Ponieważ mam stały deficyt budżetowy, pomyślałam, że wspaniale byłoby wygrać jakąś okrągłą kwotę i dalej to już cieszyć się życiem.
Posłałam esemesy, odpowiedziałam na pytania i zapomniałam o sprawie. Tygodnie mijały, tygodnie przeszły w miesiące i nagle, w piątek, około piętnastej zadzwonił telefon. Numer zastrzeżony, ale mam taką pracę, że zastrzeżone też odbieram. Po drugiej stronie firma prowadząca nabór do "Milionerów". Pani zadała mi ileś tam pytań, i zaproponowała termin nagrania. Potem był następny termin i tak w styczniu 2009 roku pojechałam na nagranie, na ósmą rano, do Krakowa. Nagranie odbyło się w godzinach popołudniowych, gdy większość z nas była już tak zmęczona i zmarznięta, że o błyskotliwości i wierze we własne umiejętności nie było mowy. Pięć podejść, potknięcia na prostych pytaniach. Ja rozłożyłam się na refleksie. Odpowiedzi trzeba zaznaczać bardzo szybko, a w studiu to inaczej wyglądało niż w telewizji. Do domu wróciłam około 23, twarz mnie bolała pod pękającą tapetą, ale byłam zadowolona. Zobaczyłam jak wygląda praca przy programie, poznałam Huberta Urbańskiego i dziewczyny z firmy produkującej program. Zjadłam obiad w telewizyjnym bufecie, i właśnie, zostałam profesjonalnie wytapetowana przez makijażystkę. Niby nic takiego, można by pogardliwie ruszyć ramionami, ale wejście, nawet na moment w środowisko, o którym nie ma się zielonego pojęcia, daje nowe doświadczenie.
Dlatego niezależnie od wieku starajmy się poznawać coś nowego, chociażby nową książkę, nowego autora. Wybierzmy nową formę spędzenia urlopu, nowe po dziesięciu latach miejsce na biwak. Zaskoczmy sami siebie. Naprawdę warto. A po "Milionerach" został mi kubek, z którego codziennie rano piję kawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz