Gdy w maju 1978 roku otrzymałam nagrodę za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie pięknego czytania, nie przypuszczałam, że kiedyś przyjdzie mi pisać o twórczości mistrza Niziurskiego.
Przed konkursem poproszono mnie o przygotowanie fragmentu do przeczytania (nikt nie narzucał tekstu, można było samemu decydować) nie miałam wątpliwości ani czyj będzie to tekst, ani z jakiej książki będzie pochodził. Był to oczywiście "Sposób na Alcybiadesa". Miałam wtedy trzynaście lat i zaczytywałam się w książkach Niziurskiego, które były i nadal są mi szczególnie bliskie. Właśnie postaci, które pojawiły się w "Sposobie na Alcybiadesa", nauczyciele, uczniowie oraz Więckowska i woźny Grzegorzewski pojawiają się najpierw w opowiadaniu "Szkielet" napisanym w 1955 roku.
Edmund Niziurski to mistrz opowiadań. Krótkie, zwięzłe, bogate w treści, przykuwające uwagę. Nigdy nudne, często o zabarwieniu sensacyjnym, jak to o którym chcę napisać, z zawsze aktualnym przesłaniem.
Autor w słowie wstępnym napisał tak:
"Oddając do rąk Czytelnika nowe wydanie moich opowiadań, muszę przyznać ze skruchą, że ich geneza jest przeraźliwie przyziemna. W odróżnieniu od powieści, które pisałem z potrzeby wewnętrznej i za sprawą czystego natchnienia, opowiadania te rodziły się z kuszenia przez redaktorów, raczej jako owoc mojej słabości niż mocy. To przez nich odkładałem moje benedyktyńskie prace nad powieścią i zasiadałem do pisania opowiadań, zawsze z nieczystym sumieniem, że kradnę czas przeznaczony na właściwą twórczość. Dlatego opowiadania te pisałem śpiesznie(co nie znaczy, że łatwo, przeciwnie - zwykle męczyłem się nad nimi bardziej niż nad powieścią.)".
Opowiadania powstawały pomiędzy 1953 a 1963 rokiem i były czytane i przez pokolenie do którego były adresowane, i przez następne, które, tak jak moje, nie dziwiło się wielu sprawom, które teraz są dla młodzieży niezrozumiałe.
Rygor szkolny, często wspominana jedenastoletnia ogólnokształcąca szkoła męska imienia Lindego, pewien brak zamożności bohaterów opowiadań i książek, a nawet często wyzierająca z każdego kąta bieda, tak jak w opowiadaniu "Szkielet".
Oczywiście o rozpasaniu technologicznym właściwym dla naszych czasów nie było mowy. Telefon stacjonarny, wtedy z czarnego ebonitu, był rzadkością.
Wróćmy do opowiadania.
Zaczęło się normalnie, służbista, porucznik MO Praksa, miał wątpliwości.
Od trzech dni na pijaków uczęszczających do baru "Pod Gołąbkiem" padł dziwny obłęd, a nikt jeszcze nie słyszał o pigułkach gwałtu i LSD. Panowie w stanie wskazującym na mocne spożycie wychodzili z baru, dochodzili do skweru Worcella i ulegali niespotykanym, zbiorowym omamom. Żeby tylko oni!
Taki sam obłęd dotknął także całkiem poważnych obywateli, panów: Feliksa Sztywnego - funkcjonariusza Miejskiego zakładu Pogrzebowego oraz pana Alfonsa Rapidusa, starszego pompowego z Zakładu Oczyszczania Miasta. Szli sobie spokojnie śpiewając "siwy włos"i "brzydulę", a tu nagle...
"Zobaczyliśmy coś białego w krzakach, więc ja mówię do Felusia: - widzisz, kobieta w welonie. A Feluś: - nie, to trup w bieliźnie! To ja: Co ty pleciesz, trup na stojąco? A Feluś na to, że on fachowiec i ma praktykę. To jest trup. Podchodzim pomału i nagle...
Porucznik Praksa nie wytrzymał, zerwał się zza biurka, zawołał milicjanta Trzynogę i tyle ich widzieli. Sprawcy zdarzenia zdążyli uciec, a milicjantom na pociechę został dowód rzeczowy, czyli szczotka na kiju i kościotrup z przymocowaną butelką.
Ktoś po prostu straszył przechodniów.
Ślady doprowadziły milicjantów do liceum męskiego imienia Lindego, gdzie rozpoczęli regularne śledztwo.
Profesor Misiak "Alcybiades" przygnieciony przez tłuszczę męską, woźny Grzegorzewski nie dziwi się niczemu, a profesor Żwaczek ma problem. Już myślał, że pozbędzie się takich dwóch i czekał tylko na okazję. Okazja jest i jest problem. Wszystko zależy od intencji, a te były jak najlepsze.
W opowiadaniu wcale nie wesołym pomimo zabawnych fragmentów główne przesłanie pozostanie jeszcze długo aktualne, a brzmi ono tak: każdy sposób jest dobry (oczywiście w granicach prawa) żeby oduczyć alkoholika nałogowego picia, nawet kostucha pojawiająca się na skwerze Worcella. Jeżeli tylko pomoże?
Edmund Niziurski "Szkielet"
Zbiór opowiadań "Trzynasty występek"
Wydawnictwo Harcerskie "Horyzonty" Warszawa
Wydanie II 1976 rok
Ten nieco wspomnieniowy tekst napisałam w 2010 roku i wtedy też został on opublikowany w dziale recenzje na stronie Klubu Miłośników Powieści Milicyjnej MOrd. Strona nie istnieje, recenzje przepadły. Niedawno przeglądając pliki na starym komputerze znalazłam swoje dawne teksty i postanowiłam je przypomnieć. Z sentymentu dla czasu, w którym powstawały i powieści nieco już zapomnianych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz