"Najbardziej krwawe morderstwa zawsze zdarzają się w sennych, angielskich wioskach" - Rupert Marley.
Najczęściej w zamkniętych środowiskach, wśród ludzi, którzy znają się od lat. Czasami pojawia się między nimi Obcy i mąci. Częściej Znany pokazuje inne oblicze. Mistrzynią w ukazywaniu specyfiki spokojnych, angielskich wiosek była Agatha Christie.
"Morderstwo na mokradłach" przypomniało mi inną mistrzynię kryminału Catherine Aird i jej kryminał "Lekka żałoba" Ta atmosfera niedomówień w kręgu samych znajomych. To subtelne poczucie humoru. Ta atmosfera... Żeby napisać dobrą książkę w określonym stylu trzeba mieć od początku do końca opracowaną koncepcję książki i ciągu następujących po sobie zdarzeń. Takie właśnie jest "Morderstwo na mokradłach". Bo cóż się dzieje w sennej, maleńkiej angielskiej wiosce? Otóż gospodyni w domu państwa Bradbury z beczki na dynie wyciąga odciętą, męską głowę. Oznacza to, że zupy z dyni nie będzie. Z sobie tylko znanych powodów gospodyni przestaje mówić i przerzuca się na pisanie. Pani Bradbury - właścicielka domu, nie wytrzymuje i sprowadza z samego Londynu detektywa Alfreda Bendelina. Sęk w tym, że Alfred Bendelin nie istnieje, został wymyślony i jest postacią literacką. Ale czegóż się nie robi dla pięknych oczu. Policjant Nicholas Jones wciela się w postać detektywa oczywiście uprzedzając, że Alfred Bendelin nie istnieje. Ale kto by tam wierzył w takie rzeczy...
Moc literatury jest jednak wielka."Morderstwo na mokradłach" przypomniało mi inną mistrzynię kryminału Catherine Aird i jej kryminał "Lekka żałoba" Ta atmosfera niedomówień w kręgu samych znajomych. To subtelne poczucie humoru. Ta atmosfera... Żeby napisać dobrą książkę w określonym stylu trzeba mieć od początku do końca opracowaną koncepcję książki i ciągu następujących po sobie zdarzeń. Takie właśnie jest "Morderstwo na mokradłach". Bo cóż się dzieje w sennej, maleńkiej angielskiej wiosce? Otóż gospodyni w domu państwa Bradbury z beczki na dynie wyciąga odciętą, męską głowę. Oznacza to, że zupy z dyni nie będzie. Z sobie tylko znanych powodów gospodyni przestaje mówić i przerzuca się na pisanie. Pani Bradbury - właścicielka domu, nie wytrzymuje i sprowadza z samego Londynu detektywa Alfreda Bendelina. Sęk w tym, że Alfred Bendelin nie istnieje, został wymyślony i jest postacią literacką. Ale czegóż się nie robi dla pięknych oczu. Policjant Nicholas Jones wciela się w postać detektywa oczywiście uprzedzając, że Alfred Bendelin nie istnieje. Ale kto by tam wierzył w takie rzeczy...
Polecam książkę wszystkim, nie tylko miłośnikom kryminałów. Mnóstwo obserwacji obyczajowych, budzące grozę opisy mokradeł i niepewność co do tego kto zabił dodają smaku książce.Gdyby ktoś chciał poczytać relację Saszy Hady z odwiedzin w Moreton-in-Marsh, to niech zaglądnie na stronę: http://www.zbrodniawbibliotece.pl/kronikakryminalna/3054,jedendzienwprawdziwymmoreton-in-marshsladaminickajonesa/
Miłego czytania
Czytam kolejny tom Camilli Lackberg i odnoszę wrażenie, że "Najbardziej krwawe morderstwa w dzisiejszych czasach zdarzają się w poukładanych jak klocki Lego domach Szwecji".Stieg Larsson, też przyczynił się do tej teorii. Może to tylko promocja literatury skandynawskiej, moda, może tak mamy myśleć... Ciekawe, jakie jest życie np. w Osieku... Trzeba kupić lupę :)
OdpowiedzUsuńMorderca nie ma wypisane na twarzy, że jest mordercą. Zawsze większym zaskoczeniem dla otoczenia jest, gdy "porządny" obywatel okaże się seryjnym zabójcą niż okoliczny menel. Zauważ, że menele mają swój styl życia i do mordowania kogokolwiek im daleko:) Moim zdaniem tak samo dobra angielska, szwedzka jak i polska wioska, tyle że u nas na razie jest moda na mordowanie w miastach. Dzięki temu troszkę te swoje ulubione miasta reklamujemy z różnym skutkiem. Gdy Miłoszewski opublikował "Ziarno prawdy" biskup sandomierski podobno pytał czy można nie wpuścić pisarza do miasta. A książka znakomita tylko momentami dosyć brutalnie przedstawiona rzeczywistość.
UsuńOsiek nadaje się jak najbardziej.... na to żeby coś się tam działo. Ma dobre położenie, droga prowadząca między stawami i kościół znajdujący się na górce z wieży którego można czasami coś ciekawego zobaczyć. Niekoniecznie to co by się chciało. Mogło być tak ... Ostatnio wracałam z Osieka samochodem. Było bardzo mglisto. Na drodze między stawami stał samochód i chyba jeszcze ktoś bo widać było tylko żarzący się ognik papierosa. Zaklęłam pod nosem, co za cymbał na taką pogodę się tu zatrzymuje i pojechałam dalej. Na drugi dzień Oswiecimskie24 podało że znaleziono zwłoki mężczyzny na wysokości Stawów Grojeckich. Zwłoki znalazła o 6,30 mieszkanka Osieka. Ona i jej dwie siostry jechały rano do Bielska, prawdopodobnie na zakupy co wydaje się mocno podejrzane. Ich zeznania nie wniosły jednak nic nowego. Wszystkie były w szoku. Ale na komisariat policji zgłosił się miejscowy wikary i mieszkaniec miejscowego pgr-a............................
OdpowiedzUsuńNo, myślę że w Osieku można by umieścić akcję kolejnego kryminału :)
Ja to mam refleks! Dopiero dzisiaj przeczytałam ten z lekka mroczny zarys scenariusza i biorę w ciemno, Osiek jest mój... pisz dalej w końcu zrobimy spółkę i rozsławimy okolicę mordując przyzwoitych po wierzchu obywateli w okolicznych wsiach ;)
OdpowiedzUsuńA ja już o tym całkiem zapomniałam, a tak na marginesie ciekawe co ten wikary miał do powiedzenia ? :)
OdpowiedzUsuń