Czyli drugi, mam nadzieję, że nie ostatni, tom przygód papugi Pindy i całej, wyjątkowo malowniczej reszty.
Papuga Pinda dała się poznać mieszkańcom wsi Głuszyn od każdej, albo prawie każdej strony i wyrobiła sobie określoną reputację. Nie dziwi, że nikt w Głuszynie nie chciał mieć z nią nic wspólnego, oprócz Balickiej, która zaliczała się do kategorii właściciel i odpowiadała przed ludźmi oraz prawem za dzikie pomysły ptaszyska. Ale Balicka papugę kochała, więc wiadomo, przymykała oko i za wymysł uważała doniesienia o jej zbyt swobodnym prowadzeniu się. Na przykład poboczem drogi, jak taki jeden ocalony w literaturze paw. Trudno było też uwierzyć w szczekanie papugi, która zaniechała swojskiego rzucania zakrętami i przerzuciła się na profesjonalne naśladowanie szczekania psów ras rozmaitych. Oraz zaczęła przymierzać się do zawodu kieszonkowca.
Co do Pindy, to czasem jest tak, że autor myśli, wymyśla, tworzy różnych bohaterów, mota im życiowe ścieżki, ale to wszystko zbyt mało żeby na dłużej, najlepiej na całe lata budzić zainteresowanie czytelników i wydawców. Ale czasem zdarza się strzał w dziesiątkę, bohater skupiający na sobie uwagę czytelników, charyzmatyczny, zapadający w pamięć, budzący ciekawość. I tym razem padło na papugę. Na niebieskopiórą Pindę.
Wiadomo, że gdzie Pinda, tam nie ma nudy. Dodatkową atrakcją dla mieszkańców Głuszyna i okolic jest budowa. W miejscu gdzie kiedyś stał pałacyk, powstaje Instytut Kosmitologiczny, a plotka głosi, że na miejscu są już kosmici czekający na badania. Czy naprawdę?
Skutki pomyłki między "Kosmitologiczny" a "Kosmetologiczny", odbiją się na zdrowiu i urodzie jednej z mieszkanek tej przemiłej okolicy.
Zawsze to jakaś sensacja.
No i trup, czyli denat, nie zapominajmy, że to wokół jego postaci, charakteru, zainteresowań tak zawodowych jak i prywatnych toczy się śledztwo. Niemrawo się toczy, policjanci poganiani przez starszą aspirant Czubajko starają się w miarę sił i możliwości, ale mają zbyt mało danych. A do tego jeszcze w zasadzie wszyscy pracownicy Instytutu zaliczają się do grona podejrzanych, z prostej przyczyny: denat wyszedł z Instytutu jedząc pączka, a pączki stanowiły stały posiłek pracowników i były dostępne także dla odwiedzających. A kto oprze się pączkowi w czekoladzie z wiśniowym nadzieniem? Listonosz się nie oparł, tak twierdził świadek i wyniki sekcji zwłok.
Oj działo się, działo, a numer z kwiatami jest tak kapitalny, że właśnie wtedy pomyślałam o ekranizacji "Morderstwa na śniadanie". Pomyślałam i zobaczyłam oczami wyobraźni sekwencję scen iście barejowskich. Bo właśnie z filmami Stanisława Barei kojarzy mi się opisywana przez Iwonę głuszyńska rzeczywistość. Przerysowana, znaczona pechem i głupotą, naiwną wiarą w cuda i dobre chęci pewnych osób. Wszystko jak w życiu i w Internecie.
Uśmiałam się, ale i wzruszyłam, i ręce załamywałam, zastanawiając się czy istnieje sposób, by pewnemu rodzajowi, typowi człowieka, przemówić do rozsądku? Chyba jednak nie.
A na koniec moje największe wzruszenie.
Iwona przysłała mi książkę, zajrzałam, oczy mi pojaśniały na widok okładki, bo uwielbiam połączenia z żółtym, turkusowe jest piękne, fioletowe cudne po prostu, no i Pinda, wiadomo. I zaczęłam czytanie od początku do końca, żadnego zaglądania na tył jak się skończy. O tym, że Iwona Banach tym razem napisze podziękowania nawet nie pomyślałam, bo do tej pory nie pisała. Tym razem zrobiła wyjątek, a ujęcie mnie na pierwszym miejscu jest dla mnie honorowym wyróżnieniem. Jak będę miała kiepski dzień i wszystko będzie szło nie tak, po prostu sięgnę po "Morderstwo na śniadanie" i przeczytam co Iwona napisała. O mnie napisała.
Jeżeli jeszcze nie znacie Pindy, to wiadomo, a lubicie zwariowane komedie kryminalne, to najlepszy moment żebyście poznali, wakacje nadchodzą :)
Jeżeli znacie, to wiecie na co się piszecie. Dobra zabawa gwarantowana. A o "Stara zbrodnia nie rdzewieje" pisałam TUTAJ
Wielkie podziękowania, także id Pinduni, masz racje, ona jest niezwykła :) Niby zawsze sie kogoś takiego chce, ale to przypadek sprawia, że pojawia się taki ktoś <3 I jest to tak jakby poza pomysłm. Poza samą chęcią. Zjawia się i jest...
OdpowiedzUsuńDokładnie, można się starać na 1000 sposobów, być pewnym, że wypali, a tu wchodzi Pinda cała na biało ;) znaczy na niebiesko i się dzieje.
UsuńI dobrze, że się zjawiła, a ja czuję z nią silny związek już od pierwszego "zakrętu":D Iwono Banach, jesteś jedną z moich ulubionych pastylek na poprawę humoru. Pozdrawiam Barbara
UsuńMożna zacząć skandować : "Więcej Pindy!" ;) dużo dobrego Pani Barbaro :)
UsuńDla mnie książki Iwony Banach są na przetrwanie złych chwil i dzięki niej udało mi się przetrwać pandemię...i chociaż czytałam je już po kilka razy nadal się śmieję...🙂
OdpowiedzUsuńO tak, to prawda :) też lubię wracać do książek Iwony, tak jak do książek Joanny Chmielewskiej. Śmiechu nam trzeba i luzu, bo inaczej zwariowalibyśmy w tym ciężkim czasie. A w Morderstwie Pinda tak rozrabia, że nie sposób nie lubić ptaszyska, no i mnóstwo powodów do śmiechu ;)
UsuńMuszę sięgnąć po pierwszą część, bo czytałam tylko drugą ;)
OdpowiedzUsuńkoniecznie, Pinda wymiata :)
Usuń