Już nie staram się walczyć z techniką - przeczekuję.
Od pierwszych dni nowego roku stale coś się psuje. Sprzęty są znużone, a ich cierpliwość na wyczerpaniu. Rozumiem strajk pieca gazowego - ma piętnaście lat i najlepsze za sobą. Rozumiem, że klamka może wylecieć, wprawdzie nie wiem jak to zrobiła, ale jej prawo. Humory drukarki trochę mnie zdenerwowały. Kwestia tuszu, który akurat się skończył, a ja nie wiedziałam czy drukarka uprzejmie podejmie pracę, czy znowu odmówi posłuszeństwa. Na wszelki wypadek odpisałam numer tuszu do drugiej drukarki, zdecydowana zakupić, bo przecież nie kupię trzeciej drukarki, nie miałoby to najmniejszego sensu. Tuszu nie było, więc problem rozwiązał się sam. Na chwilę.
Tak naprawdę dobiła mnie wczoraj zbiorowa odmowa pracy telefonu i internetu. A było to tak:
Skończyłam poprawianie książki, odesłałam i odetchnęłam z ulgą, pełne siły kierując do walki z narastającym przeziębieniem. Leczę się nie chodząc do lekarza. bo znając własnego pecha od lekarza przywlokłabym jakiś trudno usuwalny wirus i padła odłogiem. A tak, krajem piekła, krajem nieba jakoś sobie poradzę. Postanowiłam trochę odpocząć, poczytać. Sięgnęłam po rewelacyjny "Klub Dantego" i przyspawało mnie do kanapy. Amen, świat wokół przestał istnieć. Do momentu. Z błogostanu wyrwał mnie sygnał telefonu. Poderwałam się mało przytomna, podbiegłam i odebrałam.
Nagrany głos zaproponował mi zapoznanie się z horoskopem. "Jeżeli chcesz poznać swój horoskop naciśnij jeden"... Nie chciałam. Odłożyłam słuchawkę. Tknięta niedobrymi wspomnieniami podniosłam ją by usłyszeć jak pani proponuje naciśnięcie kolejnej cyferki. Wyłączyłam telefon z gniazdka; a nuż przełączą mnie gdzieś tam i będę buliła jakąś nieosiągalną dla mnie kasę. Telefon sam z siebie warknął i zamilkł. Podłączyłam wszystko z powrotem i koniec, zdechło.
Późnym wieczorem zrezygnowana poszłam wydrukować książkę, mama będzie czytać, aż się boję, drukarka szła ładnie, tylko co dwadzieścia stron przystawała, przerywała i nie drukowała jednego zdania na kartce. Wybiórczo, na chybił trafił, taka fanaberia.
Około północy internet i telefon wrócił do normy.No i czym się denerwować, skoro rzeczy same się naprawiają;)
A o "Klubie Dantego" więcej napiszę w środę. Jeżeli ktoś czytał "Przeminęło z wiatrem", "Rhetta Butlera" i inne książki z czasów wojny secesyjnej i czasów po wojnie, to się zachwyci. Boston, bramini, Longfellow i praca nad pierwszym, amerykańskim przekładem Dantego. Ze wskazaniem na Piekło.
Piękna książka.
Na przeziębienie dobry jest imbir, pokroić cieniutko zalać wodą, dodać sok z cytryny i miód i pić cały dzień zamiast kawy i herbaty. Ja to zalewam w czajniczku i później tylko dolewam do szklanki z ciepłą wodą. Nie rozłożyło mnie choć z drugiej strony całkiem zdrowa to też nie jestem :(
OdpowiedzUsuńStasia robi jakąś miksturę ale nie pamiętam przepisu.
Trzymaj się ciepło :)
Miksturę Stasi robiłam tylko mi imbir "wyszedł". Cytryna, miód, utarty imbir, zmieszać i po łyżeczce. Proporcje u mnie na "oko". Faktycznie uodparnia.
OdpowiedzUsuńZdrówka:)
Też się trzymaj cieplutko:)