Morderstwa stołowe
KAW 1987 rok
W ramach wypoczynku oraz relaksu umysłowego sięgnęłam po znakomity zbiór opowieści z życia wziętych, czyli morderstw stołowych. Soczysty język pełen obrazowych porównań przykuwa uwagę oraz mój pogarszający się wzrok i założenie, że przeczytam tylko jedno krótkie opowiadanie, wzięło niestety w łeb. Albo stety. Książkę polecam wszystkim, którzy niekoniecznie muszą cały czas czytać śmiertelnie poważne kryminały rodem ze Skandynawii.
Dzisiaj coś na ząb - na zachętę krótkie streszczenie opowiadania pod znamiennym tytułem :"Pozory".
Pozory są przecież takie ważne ;)
Małżonka właściciela taksówki bagażowej, Gustawa D. wezwała do domu lekarza. Był potrzebny by stwierdzić nieodwracalny zgon ukochanego małżonka. Lekarz nie stwierdził, bo mu się sytuacja i wizerunek zewnętrzny denata niezbyt podobały. Gustaw D. był poobijany, oblepiony zaschniętą krwią, miał rozległe zasinienia i zadrapania. Wyglądał na ofiarę napaści a nie, jak twierdziła żona, zawału. A żona uparcie opowiadała, że małżonek wszedł, owszem w stanie wskazującym na spożycie, pokłócił się z nią, trochę się poturbowali, ale mąż był żywy. A w nocy zszedł. Jednocześnie, gdzieś po drodze stracił obrączkę i zegarek. W sprawę zaangażowała się milicja, a patolog milicyjny stwierdził zgon denata o zgoła innej porze niż podawała żona. Milicjanci zaczęli prowadzić regularne śledztwo, które zaczęło im odsłaniać inne oblicze Gustawa D. i okoliczności jego śmierci. W wieczór przed śmiercią Gustaw D. miał spotkanie w barze z mężczyzną z teczką. W teczce brzęczało, a Gustaw D. dysponował potężną kasą. Poza tym miał spotkanie z okoliczną dziewczyna lżejszych obyczajów o ksywie "Zajączek" - od zajęczej wargi. Po 21 ej całe towarzystwo wyszło z baru i ślad po nich zaginął. Gdy milicjanci wrócili do komendy to okazało się, że nie muszą szukać wspólnika Gustawa D. do kieliszka i likieru kubańskiego. Pan sam się zgłosił i złożył zeznania. Wynikało z nich, że Gustaw D. chciał od niego kupić samochód ciężarowy na części, a on jeszcze nie chciał sprzedać. Jednocześnie wyszło na jaw, że denat miał przy sobie trzydzieści tysięcy złotych. Wiadomo było, że te pieniądze komuś się mocno przydały. Po nitce do kłębka trafiono do "Zajączka" i jej pomocników, którzy brali udział w skubaniu Gustawa D. Tyle tylko, że skubali zbyt gorliwie i Gustaw D. zmarł. "Zajączek", dodała dwa do dwóch i poszła w odwiedziny do żony, a w zasadzie wdowy. Opowiedziała jej jak to mąż niepohamowanie rzucił się na nią, a na niego z kolei rzucił się narzeczony "Zajączka". No i tak wyszło nieszczęśliwie, więc, jeżeli małżonka Gustawa D. chce zachować dobrą pamięć o mężu, to nie ma problemu, trzeba tylko męża przetransportować z powrotem do domu i nikt się nie dowie, że mąż hulaka i rozpustnik był. Przy okazji "Zajączek" zarobiła dodatkowe jedenaście tysięcy. Za dyskrecję.
To się nazywają pozory.
Trzeba przeczytać :), a na razie to czytam owu i wytyczne :(
OdpowiedzUsuńRATUNKU !!!!!!!
Ja też czytam owu i mam wszystko na różowo. Chyba się przerzucę na optymistyczny zielony :))
OdpowiedzUsuń