niedziela, 23 sierpnia 2015

Tydzień z "Lalką" Bolesława Prusa - fragmenty powieści

Bolesław Prus (Aleksander Głowacki)
Kocham pana panie Prus - to jedno, krótkie zdanie odzwierciedla moje uczucia do pisarza, który jak żaden inny towarzyszył mi czasie, gdy z nastolatki przeistaczałam się w dorastającą pannę. 
Ach, ileż emocji powodowało czytanie "Emancypantek"! Trudno zapewne w to uwierzyć, ale emocjonowałam się rozterkami niewinnej Madzi Brzeskiej, myśląc jaka ona głupiutka, dlaczego nie chce tego Solskiego? Przecież to mężczyzna, który potrafi porwać każdą kobietę, zawrócić jej w głowie. Nie to co ten mydłek Norski, któremu wiadomo, że chodzi o pieniądze. I pani Latter, silna a jednak słaba i bezwolna wobec własnych dzieci. "Emancypantki "czytałam wiele lat temu, ale wiem, że za jakiś czas znowu przeczytam i zapewne zobaczę w nich to czego nie widziałam mając szesnaście, trzydzieści, czy trzydzieści pięć lat.
 A "Lalka"? Czytana wiele razy, oglądana,  dwie ekranizacje, a jednak jak zawsze wolę książkę,  tylko  Ignacy Rzecki subiekt doskonały, na zawsze będzie miał dla mnie rysy Bronisława Pawlika - aktora doskonałego. I rozterka, która Izabela Łęcka?,  ta grana przez Małgorzatę Braunek, czy przez Beatę Tyszkiewicz? 
Dzisiaj myślę, że jednak Małgorzata Braunek, nowocześniejsza, bardziej pasująca do  postaci, która wyłania się z kart powieści. 
A może jednak ta pokazana przez Beatę Tyszkiewicz...
Cóż i tak górę bierze tekst, pełny, gęsty i wciągający jak wir w najbardziej niespodziewanym miejscu. A przecież ta powieść społeczno-obyczajowa publikowana w odcinkach, w Kurierze Codziennym" powstała w latach 1887 - 1889 a w całości została opublikowana w 1890 roku przez wydawnictwo "Gebethner i Wolf".  Czyli policzmy, pierwsze  odcinki "Lalki" zostały opublikowane 128 lat temu!
A jak się ten tekst czyta!
Poniżej rękopis "Lalki"



Fragmenty tekstu pochodzą  z wydania Biblioteka klasyki Polskiej i obcej Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1972 rok.

Rozdział pierwszy
Jak wygląda firma J.Mincel i S.Wokulski przez szkło butelek?

W początkach roku 1878, kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny, warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia  nie mniej gorąco interesowała się przyszłością  galanteryjnego sklepu pod firmą J.Mincel i S.Wokulski.
W renomowanej jadłodajni, gdzie na wieczorną przekąskę zbierali się fabrykanci powozów i kapeluszy, poważni ojcowie rodzin utrzymujący się z własnych funduszów i posiadacze kamienic bez zajęcia, równie dużo mówiono o uzbrojeniach Anglii, jak o firmie J.Mincel i S.Wokulski. Zatopieni w kłębach dymu cygar i pochyleni nad butelkami ciemnego szkła, obywatele tej dzielnicy jedni zakładali się o wygraną Anglii, drudzy o bankructwo Wokulskiego; jedni nazywali geniuszem Bismarcka, drudzy - awanturnikiem Wokulskiego; jedni krytykowali postępowanie prezydenta MacMahona, inni twierdzili, że Wokulski jest zdecydowanym wariatem, jeżeli nie czymś gorszym...
Pan Deklewski, fabrykant powozów, który majątek  i stanowisko zawdzięczał  wytrwałej pracy w jednym fachu, tudzież radca Węgrowicz, który od dwudziestu lat był członkiem-opiekunem tego samego Towarzystwa Dobroczynności, znali S.Wokulskiego najdawniej i najgłośniej przepowiadali mu ruinę. - Na ruinie bowiem i niewypłacalności - mówił pan Deklewski - musi skończyć człowiek, który nie pilnuje się jednego fachu i nie umie uszanować darów łaskawej fortuny. - Zaś radca Węgrowicz po każdej równie głębokiej sentencji swego przyjaciela dodawał;
- Wariat! wariat!...Awanturnik!... Józiu, przynieś no jeszcze piwa. A która to butelka?
- Szósta, panie radco. Służę piorunem!... - odpowiadał Józio.
- Już szósta?... Jak ten czas leci!... Wariat! wariat! - mruczał radca Węgrowicz.
Dla osób posilających się w tej co radca jadłodajni, dla jej właściciela, subiektów i chłopców przyczyny klęsk mających paść na S.Wokulskiego i jego sklep galanteryjny były tak jasne jak gazowe płomyki oświetlające zakład. Przyczyny te tkwiły w niespokojnym charakterze, w awanturniczym życiu, zresztą w najświeższym postępku człowieka, który mając w ręku pewny kawałek chleba i możność uczęszczania do tej oto tak przyzwoitej restauracji, dobrowolnie wyrzekł się restauracji, sklep zostawił na Opatrzności boskiej, a sam z całą gotówką odziedziczoną po żonie pojechał na turecką wojnę robić majątek. 
cdn.
Więcej o sklepie i jednocześnie miejscu gdzie mieszkał Ignacy Rzecki znajdziecie pod tym adresem:















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz