wtorek, 12 kwietnia 2016

Wspomnienie o dziadku Józefie

Każdy z nas ma swoje ważne daty. Urodziny bliskich, imieniny, dzień w którym On poznał Ją, albo te najtrudniejsze do oswojenia, daty, gdy coś się skończyło. 
Daty rozstań, daty śmierci, często nazywanej dość oględnie "odejściem". 
Z czasem zaczynamy zapominać, istota, ważność dat zaciera się, wspomnienia stają się mniej wyraźne. Wiemy, że wtedy, tamtego dnia, w marcu, wrześniu czy grudniu wydarzyło się coś ważnego. Co to było? Niech pomyślę.... 
I mnie przydarzyło się takie zatarcie daty ważnej, jednej z tych, o których się pamięta. A jednak. 
Pasmo nocnych dyżurów wycieńczało, oczy same się zamykały, a czekanie na nieuniknione powodowało ogromny stres, ten skurcz czekania, który kosztuje nas o wiele więcej niż sam fakt. 
Siedziałam przy łóżku dziadka Józefa i widziałam jak powoli odchodzi. To było moje pierwsze doświadczenie, pierwsze pożegnanie. Potem było ich tak wiele, ale tamto długo było moją traumą. 
O 4:30 nad ranem dziadek westchnął po raz ostatni i umarł. Jedenastego kwietnia, dokładnie ćwierć wieku temu. A ja pamiętam tamten dzień, jakby to było niedawno, może rok, dwa. 
Trzymałam dziadka za rękę, jeszcze ciepłą i nie wiedziałam co się robi w takich sytuacjach. 
Potem wstałam, mama z babcią zostały przy dziadku, i poszłam do kuchni zrobić herbatę. Uznałam, że herbata, dobra, mocna, jest nam teraz najbardziej potrzebna. 
Przyjechał lekarz z pogotowia, ten sam, który zawsze przyjeżdżał, pożegnał się ze swoim pacjentem, pomodlił. A potem....
Potem pamiętam pogrzeb i tłum ludzi i mojego wujka, który ścisnął mnie za ramię i powiedział:
- Nie płacz, ludzie na nas patrzą!
To była cenna nauka. 
Nieraz w momentach gdy wali się mój świat przypominam sobie wujkowe "Nie płacz, ludzie na nas patrzą" i powstrzymuję się z okazywaniem emocji. 
Zeszły tydzień zabiegany, ciągle coś musiałam zrobić na już. I myślałam o tym jedenastym kwietnia. Dlaczego to jest dla mnie taka ważna data, że siedzi w pamięci? Nie pamiętałam. 
W poniedziałek, wczoraj, poszłam na cmentarz. Klapki pamięci zdążyły mi się otworzyć i mogłam znowu pożegnać się z dziadkiem Józefem, powspominać. 
Na cmentarzu pustki, zimny wiatr wdzierał się między moje włosy, parę łez spadło mi na policzki i przylgnęło do zlodowaciałej skóry. 
Mogłam sobie pozwolić na moment wzruszenia.
Dziadek Józef w swoim żywiole - ogród, miejsce ukochane.

2 komentarze:

  1. Iwonko to takie prawdziwe co napisałaś. Dobrze, że mamy : szufladkę pamięci".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że mamy nasze prywatne "szufladki pamięci", dzięki nim czasami łatwiej zrozumieć, oswoić tamten czas. Przyznam Ci się, że ja coraz częściej sięgam w głąb tych szufladek, dobieram odpowiednie kluczyki. Nostalgia mnie dopada.

      Usuń