Niedawno od Alicji dostałam książkę. Przeglądałam ją zachowując należyty dystans, rzadko gotuję, jeszcze rzadziej piekę, więc raczej nie przewidywałam, że rzucę się do garnków i pod wpływem natchnienia zacznę piec. A jednak....
Im wnikliwiej przeglądałam wypełnione pięknym zdjęciami strony, tym bardziej książka przypadała mi do gustu ponieważ nie tylko o kuchni w niej mowa, ale także o szeroko pojętym życiu Słowian.
Teraz wracamy do tego co kiedyś było normą, czyli do ekologii, życia w zgodzie z naturą i zegarem słonecznym. Coraz częściej do ogrodów wracają warzywa, a wełnę farbujemy używając naturalnych składników.
Wełnę możemy farbować używając wywaru z liści brzozy, wywaru z liści i łupin orzecha włoskiego, wywarem z łupin cebuli i wywarem z owoców czarnego bzu.
I właśnie farbowanie zainteresowało nas najbardziej. Mama zerwała liście brzozy, ususzyła, a ponieważ dość intensywnie pachniały, w nocy wystawiła za okno. Rankiem po ususzonych liściach śladu nie było i operację trzeba zaczynać od nowa. Warto, kolor wełny przepiękny, jak niedojrzała cytryna.
Kuchnia Słowian to kopalnia wiadomości. Wszystkim ciekawym jak się kiedyś żyło serdecznie polecam.
A nowe liście już zerwane suszą się czekając na swoją próbę generalną. Mnóstwo wełny poniewiera się w naszych szufladach :)
A nowe liście już zerwane suszą się czekając na swoją próbę generalną. Mnóstwo wełny poniewiera się w naszych szufladach :)
Dziękujemy :-)
OdpowiedzUsuńPaweł i Hanna Lis
Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń