wtorek, 2 sierpnia 2016

Prosto z krzaka

Dni mi się zaczynają mylić, obowiązki motają. Dużo ich, każdy ważny, na już. A ja też chciałabym się wywiązać, nie zawieść, tak mnie nauczono. I z tego wszystkiego popadam w stres, czas się kurczy, mózg się kurczy. Może wody brak... 
Musli dzisiaj kupiłam i jogurt, zmiany nawyków żywieniowych działają korzystnie, a skoro koń na owsie prosperuje to i ja powinnam. Nie lubię jogurtu, ale z płatkami smakuje całkiem, całkiem. Suszone banany wyjadam i papaję. Za dwa dni zostaną same płatki :) 
Dzisiaj przyszło przesilenie i w końcu zostawiłam wszystko i poszłam do ogrodu, zrywać jagody  i jeść je niemyte, prosto z krzaka. Kiedyś jadłam i żyję to może i teraz pożyję. Pajączków nie widziałam, muszki nie srali, deszcz niedawno padał, to czyste. I przypomniałam sobie naszego psa, Nerusia, czarny, kudłaty, wegetarianin. Kukurydza z grządki, marchewki sam sobie wyrywał, a od sąsiadki wyżebrywał buraki, też z grządki. Jedliśmy razem groszek cukrowy i śliwki węgierki, albo spady papierówek nadgryzione przez osy. 
A gdy obrodziły maliny to też prosto z krzaka... 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz