niedziela, 22 sierpnia 2021

"Zabójcze ajlawju" Iwona Mejza i Alina Polak-Woźniak pierwszy fragment powieści



"W obszernym, pozbawionym okien pomieszczeniu panował chłód, a odór stęchlizny wdzierał się Irminie do nosa, zabierając resztki tlenu. Była wykończona. Już wolałaby kamienie tłuc, niż pracować na tej poczcie. Przynajmniej w takim kamieniołomie miałaby czym oddychać. 

Pożałowała chęci, z jaką podjęła się niewdzięcznej pracy sortowania dokumentów zalegających piwnicę. A wydawało jej się, że zyskuje godziny spokoju i czas do namysłu. Nic z tego… 

Głowa bolała ją tak, że o myśleniu nie było mowy.

Zadanie miała proste – przejrzeć papiery, sprawdzić, co w nich jest, spisać i przekazać dalej, a oni niech sobie z tym robią, co chcą. Jeżeli natknie się na kwity starsze niż pięćdziesiąt lat, może je przeznaczyć do przemiału bez pytania.

Sęk w tym, że papier chłonął wilgoć, dojrzenie daty na zamazanych świstkach graniczyło z cudem, a Irmina nie chciała podejmować pochopnych decyzji.

Już kilka takich podjęła i teraz żałowała.

Dłońmi zabezpieczonymi nitrylowymi rękawiczkami w miłym dla oczu odcieniu lila sięgała po kolejne tekturowe teczki napęczniałe od wilgoci i brudne od kurzu, pocieszając się myślą, że jak skończy tę mozolną pracę, to segregacja książek pójdzie jak z płatka. Przypomniała sobie rozmowę z Henrykiem sprzed tygodnia, gdy dowiedziała się o zsyłce do archiwum. Pomyślała, że musi go jeszcze dopytać o kilka szczegółów.

– Mnóstwo staroci, których trzeba by się pozbyć, ale wiesz jak trudno wyrzucić książki. Człowiek ma wyrzuty sumienia, bo zawsze nas, a przynajmniej mnie uczono, że książki się szanuje – stwierdził wtedy Heniu Malinowski, wzdychając ciężko.

Irmina przytaknęła ze zrozumieniem. Była od Henryka sporo młodsza, ale ze szkoły wyniosła szacunek do książek, zwłaszcza, że wcale ich w domu dużo nie było. Ot, tyle co potrzebne do nauki, bo rodzice woleli na co innego wydawać.

– No cóż, skoro na mnie padło, to postaram się jakoś to wszystko ogarnąć i zostawić to, co jeszcze nadaje się do użytku – zadeklarowała. 

– Ale wiesz, jedno nie daje mi spokoju…

Starszy kolega podniósł głowę znad wydrukowanych arkuszy pocztowych zestawień i spojrzał na nią uważnie.

– Pytaj, zawsze o wszystko możesz mnie zapytać. Jeżeli tylko potrafię, to ci pomogę – przyrzekł i brzmiało to bardzo serio.

Więc zapytała i dowiedziała się, że poprzedni naczelnik niepodzielnie kierował Pocztą Główną w Zatońsku przez ponad trzydzieści lat. Że był oryginałem i wielkim miłośnikiem lektury i chciał, by książki były powszechnie dostępne. A poczta to miejsce, które większość mieszkańców odwiedzała często i systematycznie. Wypożyczalnia od początku (czyli od wczesnych lat siedemdziesiątych) cieszyła się dużym powodzeniem. Książki w księgarniach były dostępne, i owszem ale spod lady i po znajomości, a naczelnik Górzyński potrafił załatwić dla swojej wypożyczalni pięć egzemplarzy „Baśni Andersena”, wszystkie tomy „Akademii Pana Kleksa” czy dzieła wchodzące w skład klasyki literatury polskiej i zagranicznej. Oczywiście literatura obowiązkowa na stanie wypożyczalni też była, ale raczej w charakterze ozdoby, eksponatu cieszącego oko odwiedzających pocztę decydentów partyjnych – zaznaczył z naciskiem Heniu i zakończył rozmowę, wracając do pracy.

Dzisiaj uwagę Irminy przyciągnęły charakterystyczne  okładki wczesnych harlequinów i serii książek Agathy Christie. Pamiętała, że jako nastolatka zaczytywała się kryminałami, ale nauki z nich nie wyniosła żadnej. Na tej samej półce ktoś położył kilkanaście niebieskich zeszytów obwiązanych sznurkiem. Widać stanowiły całość. Sięgnęła po nie, ciekawa, co zawierają, i przełożyła na biurko.

Najchętniej zajęłaby się czytaniem, ale poczucie obowiązku zwyciężyło. Od tygodnia Irmina schodziła do podziemi i godzinami w samotności przekładała sterty papierów. Uspokajało ją poczucie, że za drzwiami archiwum toczy się pocztowe życie.

Pierwszy dzień był fatalny, z natury towarzyska, ciężko przeżywała odosobnienie. W podziemiach wiało chłodem, a na dworze wiosna wybuchała pełną parą i Irmina przyszła do pracy ubrana zbyt lekko, w cienką sukienkę w kwiaty i żakiecik reprezentacyjny. Chyba na głowę upadła, żeby się tak ubrać. Nie dość, że było jej zimno, to jeszcze powinna się domyślić, że zołzowata naczelniczka stroju jej nie daruje.

Dziewczyna przypuszczała, że aby spodobać się szefowej, powinna oblec się teraz w wór pokutny umajony ekologiczną biżuterią własnej roboty, a szpilki zamienić na sandałki z rzemyków. Pomysł wart był przemyślenia, bo na niczym tak jej nie zależało jak na spokoju. Skorzystała z nadarzającej się okazji, by zmienić otoczenie i zejść z oczu paru osobom. Na razie z powodzeniem, chociaż wczoraj miała niejasne uczucie, że ktoś ją śledzi. Zatrzymała się kilka razy przy wystawach sklepowych, by zobaczyć reakcję przechodniów, ale nikt, tak

się jej wydawało, nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Młoda i atrakcyjna kobieta, traktująca szybę wystawy jak lustro, nie należy do rzadkości. Widocznie praca w ponurym miejscu, odległym od faktycznych zainteresowań, działała negatywnie na jej psychikę. Powinna jak najszybciej wyjechać z tego grajdołka. Skrzywiła się gorzko, cóż, wypadałoby cały czas pamiętać o zasadzie, że umiesz liczyć, licz na siebie. W tej chwili mogła co najwyżej liczyć na życzliwość Henryka i jakie takie zrozumienie u Justyny, która też miała swoje problemy. Był jeszcze Zyzio, czyli człowiek, który zdecydowanie zyskiwał przy bliższym poznaniu i umiał w odpowiednim momencie udzielić wsparcia. Nie dziwiła się, że jest tak lubiany przez pracowników i klientów poczty.

Reszta poznanych przy okazji osób stanowiła szarą masę, wśród której trafił się rodzynek, mężczyzna zdecydowanie w jej guście. Na pierwszy rzut oka nie miał w sobie tego czegoś, jednak… diabeł tkwi w szczegółach. Nie powinna zwracać na siebie uwagi, ale ach, jak ją kusiło…

Irmina z wyraźną niechęcią przełożyła pełną papierów teczkę do plastikowego kosza i sięgnęła po następną. A cóż to takiego? Pierwszy raz widziała kartki zapisane takim dziwnym pismem. Na pewno z lat przedwojennych. Albo z czasów wojny. Przepisy kulinarne prababci jeszcze w pudach liczone? Listy miłosne czy może raporty szpiegowskie? A może porady kosmetyczne dla starszych pań? A i jeszcze to?! Osłupiała wpatrywała się w zdjęcia przedstawiające wnętrze jakiejś knajpy..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz