Nie wolno w Polsce hodować maku w ogródkach bo jakiś pomysłowy Dobromir mógłby sobie spreparować narkotyk. I dobrze, tyle tylko, że jak we wszystkim tak i w tym potrzebne są granice rozsądku. Telewizja pokazała kilku oskarżonych o hodowanie maku lekarskiego działkowiczów. Mak lekarski to te różowo fioletowe płatki. Prokurator zainteresował się sprawą, bo a jakby inaczej, otrzymali donos, że mak rośnie, a ustawa jest. Działkowicze wyparli się siania zrzucając winę na, za przeproszeniem, srające ptaki. Jeden z działkowiczów miał dość i przyznał się, że posiał. Przyznał się i poszedł na ugodę. Mak jest, sprawca jest, sukces jest, teraz tylko czekać, może do któregoś z kabaretów przemówi nonsens całej sytuacji.
Bardzo dawno temu moja Babcia siała mak na takiej małej grządce, by wystarczyło na masę do makówek, ewentualnie tort makowy pieczony przez Dziadka. Mak sobie rósł, dojrzewał, potem wysychał. Z takich wyschniętych makowin wysypywało się niebiesko popielate ziarenka, dbając by były suche. Zawsze kilka makowin pełnych zostawało na następny rok. To było dawno temu, przed erupcją narkomanii i problemów z nią związanych.
W medycynie ludowej wysuszone makowiny zalanej wrzątkiem używało się w celach leczniczych do obniżenia gorączki. To też było bardzo dawno temu, w warunkach ciężkich, bez dostępu do polopiryn, aspiryn i tym podobnych, trzeba sobie było radzić.
Muszę iść do sklepu i popytać skąd sprowadzają mak. Nadal lubię makówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz