środa, 23 stycznia 2013

Środa z książką - Sędzia Di i nawiedzony klasztor


Sięgając po książkę Roberta van Gulika nie przypuszczałam, że oto rozpoczynam długą przygodę z sędzią Di, jego przybocznymi i jego licznymi żonami. Oraz oczywiście sprawami, które sędzia rozwiązuje. 
Sędzia Di jest nazywany chińskim Scherlockiem Holmesem i jest w tym dużo racji. Tak jak i jego europejski kolega śledztwo opiera na dedukcji i niezwykłej spostrzegawczości.
Przygody sędziego Di nie są li tylko wytworem wyobraźni autora.
Jak przeczytałam we wstępie do książki, w 1940 roku van Gulik natrafił na anonimową osiemnastowieczną powieść detektywistyczną. Oczywiście chińską. Trwała wojna, nie czas był na pisanie i tłumaczenie książek, ale van Gulik należał nie tylko do miłośników, ale także do znawców Chin i ich fascynującej historii. 
W 1949 roku po raz pierwszy w Tokio ukazała się opowieść w trzech epizodach, pod tytułem "Dee Goong An", w której pojawił się sędzia Di. Sędzia Di to cesarski sędzia pokoju o rozlicznych uprawnieniach śledczych, badający niewyjaśnione, tajemnicze sprawy. Wyznawca nauki Konfucjusza. Do nawiedzonego klasztoru sędzia trafia przez przypadek, oto w czasie przeprawy przez niższe partie gór na południowym obrzeżu Han-yuan rozpętuje się burza, pioruny uderzają naokoło, a w wozie, którym jedzie sędzia trzeba wymienić ośkę - pękła. Najbliższym miejscem, w którym można się schronić jest Klasztor Porannych Obłoków. Klasztor Taoistyczny. 
Opat klasztoru nie pała entuzjazmem na widok gości, ale jest dobrze wychowanym chińczykiem, więc robi dobrą minę do złej gry i gości ich po pańsku.Oto fragment:
..."Sędzia nieufnie spoglądał na zimną smażoną rybę, którą opat nałożył mu na talerz. Miska z kleistym ryżem i rodzynkami również nie wyglądała zachęcająco. Sędzia nie miał apetytu. Żeby ukryć swój brak entuzjazmu, zauważył: - Wydawało mi się, że w klasztorach taoistycznech nie podaje się żadnych ryb ani mięsa.
- Ściśle przestrzegamy klasztornych zasad - odparł opat z uśmiechem. - Wyrzekamy się wszelkich alkoholi. Mój kielich do wina jest napełniony herbatą. Jednakże pański, oczywiście, nie! Dla naszych szacownych gości czynimy ten jedyny wyjątek. Ale ściśle przestrzegamy diety wegetariańskiej. Ta ryba sporządzona jest z sera sojowego, a to co wygląda jak pierś kurczęcia, zostało uformowane z mąki z dodatkiem oleju sezamowego.
Sędzia Di poczuł konsternację. Nie był smakoszem, ale lubił przynajmniej wiedzieć co je. Zmusił się, by skosztować mały kawałeczek ryby z sera sojowego, i omal się nie udławił. Na widok wyczekującego spojrzenia opata szybko powiedział:
- Doprawdy przepyszna. Macie tu doskonałych kucharzy!
Szybko opróżnił kielich, ciepłe wino ryżowe było niezłe. Atrapa ryby żałośnie łypała na niego pomarszczonym okiem, które w rzeczywistości było suszoną śliwką"...
Książka smakowicie napisana, z ogromną wiedzą na temat kultury i obyczajów Chin, a wiedzy nigdy za dużo, zwłaszcza podanej w tak przystępny sposób. Już teraz wiem, że z książkami van Gulika  na długo połączy mnie sympatia i, oczywiście ciekawość tego co się będzie jeszcze działo w sędziowskich rewirach.
A z wiadomości praktycznych: by zniknął uciążliwy ból głowy musimy:
 Po pierwsze kupić pomarańcze, potem wyszorować ich skórkę, wytrzeć, obrać. Pomarańcze zjeść, a pokrajaną na paski skórkę wysuszyć. Gdy rozboli nas głowa, bierzemy garść suszonych skórek, moczymy w gorącej wodzie, żeby trochę zmiękły po czym jeszcze mocno ciepłe układamy na kawałku materiału, najlepiej lnianego. Obwiązujemy czoło tak by ciepłe pomarańcze ułożyły się na czole i odpoczywamy.
Dzisiaj kupiłam kilo pomarańczy, jak wypróbuję działanie to podzielę się wrażeniami.
A książki z serii o przygodach sędziego Di szczerze polecam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz