poniedziałek, 27 maja 2013

Tydzień Słowackiego - podróż z Julem

Ze wzruszeniem przeczytałam wczoraj list Juliusza Słowackiego do matki i początek tego listu zamieściłam na blogu. List pochodzi ze starej książki bez okładki, którą dostałam w zeszłym roku - efekt czyszczenia półek u znajomych. Książka to "Wypisy polskie dla klas wyższych. Część II". Nie wiem czy przedwojenne, czy powojenne, czytając omówienia innych tekstów skłaniałabym się ku przypuszczeniu, że przedwojenne. Myślę, że jeszcze nieraz do nich sięgnę. A wracając do Juliusza Słowackiego. Dzisiaj imieniny Juliusza, poniedziałek. Traktując to jako omen cały tydzień poświęcę jednemu z Trójcy Wieszczów znakomitych. Zapraszam do lektury dalszego ciągu listu.
portret Juliusza Słowackiego autorstwa Jamesa Hopwooda


...Abyś mię sobie mamo, dobrze wystawić mogła, muszę ci opisać mój fantastyczny ubiór: miałem płócienną bluzę, haftowaną zielonym jedwabiem czy też włóczką, pas czarny skórzany, białe szarawary, kapelusz ze słomy białej i czarnej pleciony, dosyć nizki, z ogromnemi skrzydłami i opasany purpurową wstążką; do tego na grubej podeszwie trzewiki i kij, wyższy ode mnie, biały z żelaznym kolcem, jakiego zwyczajnie górale używają. W ubiorze tym wyglądałem tak młodo, że mi dawano lat piętnaście wieku. Towarzystwo nasze składało się z 9 osób: pani W., dwie jej córki, panna Maryanna, młoda, ale nieładna, dosyć jednak miła i mnóstwo mająca talentów, druga córka jeszcze dziecko.  Przy pannach była guwernantka Francuzka, panna M. trochę podtatusiała i ciągle zajmująca się botaniką. Trzech synów pani W., jeszcze jeden młody Żmudzin i ja. Towarzystwo to nie było tak przyjemne jakbym ja żądał, ale też nie było nieznośne, owszem, różnica charakterów podróżujących osób dobrą razem tworzyła harmonię. Najmłodszy z synów pani W. był naszym pajacem, ciągle nas śmieszył i bawił. Najstarszy, który niedawno stracił i pochował w grobie kochankę, był osobą melancholiczną towarzystwa: ja zaś, choć nie straciłem kochanki, byłem także osobą ponurą towarzystwa, nie zawsze jednak.
Rano 31 lipca statek parowy ruszył z nami, rzucając na miasto kłęby czarnego dymu. Widziałem przemijające jeziora brzegi, pożegnałem oczyma Paquis, i Paquis zniknęło. Koleją wysuwały się z jeziora Coppet, gdzie pani Stael mieszkała, potem Lausanne, za Lausanne Vevey, z drugiej zaś strony skały Meilleries, słowem, skąd kochanek Heloizy najpiękniejsze listy pisał. Przepłynęliśmy koło sławnego zamku Chillon i nakoniec wylądowaliśmy w Ville-neuve! Tam najęty powóz zawiózł nas do Bex, miasteczka sławnego solną fabryką i minami. Nazajutrz zwiedzaliśmy miny solne: pół mili prawie szliśmy podziemnymi drogami, niosąc w rękach lampy żelazne. Było w tej podziemnej podróży prawdziwie coś uderzającego imaginacyę, zwłaszcza rozsadzanie skały prochem...

imponujący średniowieczny zamek Chillon - źródło Wikipedia

Powyżej jeden z najbardziej znanych wizerunków Juliusza Słowackiego (źródło Wikipedia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz