środa, 17 września 2014

Nie lubię kotów - Katarzyna Zyskowska - Ignaciak

Nie lubię kotów... hmm, ja lubię koty, dlatego zaintrygowana tytułem sięgnęłam po książkę i w ciągu paru godzin przeczytałam. Ciężko mi się ją czytało, ale jednocześnie nie mogłam się od niej oderwać hipnotyzowana przez depresyjnych bohaterów, dla których najważniejsze są: sex, dragi, alkohol i iluzoryczne wspomnienia. I zadawałam sobie pytanie czy właśnie takie jest pokolenie trzydzieści plus? Całe, bez wyjątku? Jeżeli tak, to serdecznie współczuję.

Spotkanie autorskie, całe w "ą"i "ę", elita, socjeta,  ci wszyscy, którzy chcą się za darmo napić i coś przekąsić. Wśród tego anonimowego tłumu sześć osób,  które z różnych przyczyn spotkały się w tym miejscu. Podobno są przyjaciółmi.
Dagmara przyjść musiała - jest autorką zachwalanej powieści.Była pracownicą agencji reklamowej, która przejechała się na własnej szczerości. Pracuje w call center i usiłując zapomnieć pamięta coraz intensywniej. Pracuje żeby kupić prezenty dziecku, myśląc, że prezenty zastąpią brak czasu i chęci na obcowanie z kimś kto tak bardzo przypomina tamtego. Teraz Dagmara jest Dagmą i koniecznie chce wejść do tego towarzystwa, które jej tak imponuje. 
Malina - przyszła, bo tak wypada. Siedzi w domu całymi dniami kompletnie pogubiona, a jedyne na co nie narzeka to brak pieniędzy. Istota ulepiona z pozorów. Czy powtórzy drogę własnej matki?
Konrad - on się stara. Życie na pokaz, zdominowane wspomnieniem i w jakimś stopniu samoudręczeniem.
Daniel - jak wielu przed nim i jak wielu po nim, robi karierę. Zalicza panienki, szpanuje, imponuje i marnuje życie z nonszalancją godną lepszej sprawy. Brat Karoliny.
Karolina - ma mniej pieniędzy niż reszta, i jest to czasem problem. Jej ojciec umiera na raka, a Karolina umiera razem z nim. Boi się życia i konsekwencji, czasami nieprzewidzianych, które by zmieniły tę  w sumie nudną egzystencję.
Wojtek - mąż Maliny. Nie miał lekko, bo z niebogatej rodziny był. A zawsze chciał więcej i więcej. To i dostał. Pracuje w Hamburgu na dom, drogie ciuchy, drogą szkołę dla syna (biedne dziecko swoją drogą). I stara się wykroić jakiś kawałek tortu dla siebie. Kawałek tortu pachnie piżmem i nie ma obiekcji.
I cóż, takie  jest życie.
Nie wrócę już do tej książki, chociaż warto było ją przeczytać. Ale gdy już przebrnęłam przez ten bezmiar cynizmu, snobizmu i zadufania w sobie poczułam, że mam dość. Niech się te niby elity kotłowacą we własnym światku, przekonane  o swojej wyższości. Jakoś nie zazdroszczę.
A książkę polecam, naprawdę warto czasem wejść dobrowolnie pod zimny prysznic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz