Czytam "Vivę", bywa, że systematycznie, bywa, że opuszczam kilka numerów. Czytam ją w zasadzie tylko dla felietonów Jerzego Iwaszkiewicza. Odpowiada mi jego dystans, nieco sarkastyczne poczucie humoru i elokwencja starszego pana, który już przeżył i widział tyle, że nie musi niczego udowadniać. Resztę zazwyczaj przelatuję wzrokiem, powtórki ploteczek, od których roi się we wszystkich magazynach, trochę mody. Czasem jakiś ciuch zwróci moją uwagę, bo mam coś podobnego w szafie - to specyfika szaf, z których się niczego nie wyrzuca, a moda co parę, paręnaście lat zatacza koło.
Zdarzy mi się też przeczytać jakiś felieton, czasami wywiad. I właśnie z ostatniego wywiadu pochodzi zdanie, które na własny użytek nazwałam zasadą Elvisa.
Otóż Tomasz Kammel, którego zresztą lubię, o tyle o ile można lubić postać znaną z telewizji, której oglądanie i słuchanie (ważniejsze niż oglądanie) może sprawić przyjemność, wspomina swoje pierwsze potknięcia i wynikłą z nich naukę. Brzmi ona:
Pilnuj swoich spraw - podobno Elvis Presley nosił łańcuszek z napisem TCOB Take care of biznes
Dlatego namawiam: pilnujmy swoich spraw, bo nikt ich za nas nie dopilnuje.
Ja zabieram się do tego od dzisiaj, bo przyznaję, często sprawy innych były dla mnie ważniejsze niż własne. Czas to zmienić, mam nadzieję, że z pożytkiem tak dla mnie jak i moich najbliższych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz