Oglądałam sobie dzisiaj skoki, od lat kibicuję naszej drużynie i jest to jeden z nielicznych sportów, którymi się interesuję. Bo piłka nożna - dorywczo. Tenis - zbyt monotonny, chociaż niektórzy się podniecają. Inne sporty zimowe - od czasu do czasu. Pozostają rajdy samochodowe, ale trudno mówić o kibicowaniu, bardziej o doinformowaniu. No i dzisiaj. Wszystko pięknie, ładnie, wczoraj kwalifikacje na Eurosporcie zaliczone, dzisiaj wszystko leży i kwiczy, a Iwonka ogląda. I jak tak oglądałam i słyszałam co któreś zdanie poświęcone Małyszowi to pomyślałam, że Małysz tak często o sobie z czasów skoków nie mówi, jak niektórzy sprawozdawcy. I oglądam co innego, a relacja biegnie i dotyczy czegoś całkiem innego. A potem to napalanie się na pierwszą trójkę Stocha, który po prostu nie wytrzymał presji. W związku z tym komentowaniem przypomniało mi się jak moja mama opowiadała o koleżankach z pracy. Czasy były dawne, od czasu do czasu pracownicy dostawali oprócz wypłaty premie. Jedna z koleżanek na zapowiedź premii czyniła zakupy a konto, a druga wyciągała prawą dłoń i palcem wskazującym lewej ręki dziobała w tę otwartą dłoń mówiąc: - Jak będę miała tu, tu - dziobała dobitnie - to wtedy wiem, że mam, nie prędzej. Nasi komentatorzy powinni po latach zaczarowywania rzeczywistości zacząć dziobać w otwartą dłoń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz