poniedziałek, 15 stycznia 2018

Blue Monday - czyli już wiem dlaczego strzyka mnie w kościach

źródło Pixabay
Obudziłam się, było jeszcze ciemno. Przez chwilę leżałam zastanawiając się jaki mamy dzień, ale inteligentnie doszłam do wniosku, że po niedzieli następuje poniedziałek. Czas rozpocząć kolejny tydzień, koniec z leniuchowaniem, wygrzewaniem się pod kocem, pojeniem się czekoladą na gorąco i herbatą earl grey z cytryną i rumem - niezbędne w trakcie czytania. 
Pełna dobrych chęci wstałam, narzuciłam na grzbiet puchaty niebieski  szlafrok i dokonałam wstępnych ablucji. Włączyłam ekspres, zapach parzonej kawy działa na mnie mobilizująco, przygotowałam śniadanie, zerknęłam w kalendarz żeby ułożyć sobie dzień. Było dobrze, w głowie krystalizował mi się plan na kolejne godziny. 
Włączyłam komputer, przeczytałam wiadomości, ucieszyłam się, że zebraliśmy na WOŚP sporo pieniędzy. Świadomość, że z wielu mniejszych i większych datków zbiera się pokaźna suma dla dzieciaków jest mobilizująca.
A potem przeczytałam, że mamy dzisiaj Blue Monday czyli "Niebieski Poniedziałek", Dzień Narzekania. Generalnie nie narzekam, ale poczułam się tak niewyraźnie. Za oknem szaro, w domu chłodno, strzyka mnie w kościach. Niedobrze, starzeję się, pomyślałam, i wróciłam do czytania o pochodzeniu Niebieskiego Poniedziałku. 
W czasie lektury rozbolała mnie głowa i powoli czułam, że to jednak nie będzie dobry dzień. Bo skoro tym razem wprawdzie nie amerykański a brytyjski naukowiec ogłosił, że powinnam się poczuć depresyjnie, to nie ma rady, naukowcy wiedzą swoje. 
To Cliff Arnall, psycholog brytyjski, opracował wzór równania, z którego wynika, że trzeci poniedziałek roku, jest najbardziej depresyjnym dniem w ciągu całego roku. Popatrzcie, jeszcze się rok porządnie nie zaczął, a już takie coś! Cliff Arnall wziął pod uwagę takie czynniki jak: styczniowa pogoda, sytuacja finansowa, stan zaawansowania realizacji postanowień noworocznych. To dało mu Blue Monday.  

I wyszło mu jak wyszło.
Ale z drugiej strony: wczoraj mieliśmy słoneczny dzień, wprawdzie zimny, ale w końcu mamy kalendarzową zimę. Było fajnie, bardzo mobilizująco, a to że czytałam okutana w koc było moim wyborem, kocham Petera Robinsona, to czytałam. Nie przehulałam wypłaty więc na razie na jedzenie mam, plany powoli realizuję, długoterminowych nie zrealizuję w dwa tygodnie, robię swoje. Analizowałam punkt po punkcie dochodząc do wniosku, że Blue Monday mnie po prostu nie dotyczy. I tego się będę trzymać. W kościach też jakby strzyka mniej, a w domu cieplej. Piec się włączył i kaloryfery grzeją. Jest dobrze :)


4 komentarze:

  1. muszę Panią wyprowadzić z błędu: blue mondey to marketingowe oszustwo. psycholog dał się przekupić, a wzór nie ma sensu. poza tym wszystko się zgadza:)
    http://wyborcza.pl/7,75400,21249579,blue-monday-dzis-najbardziej-depresyjny-poniedzialek-roku.html być może nie uda się Pani przeczytać, bo link otwiera się prenumeratorom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, oczywiście :) Powyższy tekst traktuje o sprawie z przymrużeniem oka, ja się Dniami przeróżnymi nie przejmuję, ale są ludzie łatwo ulegający sugestii. A naukowiec zgarnął co mu się należało, nazwisko poszło w świat, o resztę niech się ludziska martwią. Pięknego dnia, tygodnia i całego roku życzę na przekór pogodzie - u nas trochę szaro - i wszelkim naukowym i pseudonaukowym badaniom :)

      Usuń
  2. a więc to tak:) czytała Pani, ale zataiła wiadomość przed swoimi czytelnikami. no ładnie:) również życzę wszystkiego najpiękniejszego:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybym przeczytała przed napisaniem to napisałabym zapewne inaczej, ale czytałam dużo później, co w sumie nie miało dla mnie znaczenia. I tak najważniejsze jak my się ze sobą czujemy i co mamy w głowie :)

    OdpowiedzUsuń