źródło Pixabay |
Obudziłam się, było jeszcze ciemno. Przez chwilę leżałam zastanawiając się jaki mamy dzień, ale inteligentnie doszłam do wniosku, że po niedzieli następuje poniedziałek. Czas rozpocząć kolejny tydzień, koniec z leniuchowaniem, wygrzewaniem się pod kocem, pojeniem się czekoladą na gorąco i herbatą earl grey z cytryną i rumem - niezbędne w trakcie czytania.
Pełna dobrych chęci wstałam, narzuciłam na grzbiet puchaty niebieski szlafrok i dokonałam wstępnych ablucji. Włączyłam ekspres, zapach parzonej kawy działa na mnie mobilizująco, przygotowałam śniadanie, zerknęłam w kalendarz żeby ułożyć sobie dzień. Było dobrze, w głowie krystalizował mi się plan na kolejne godziny.
Włączyłam komputer, przeczytałam wiadomości, ucieszyłam się, że zebraliśmy na WOŚP sporo pieniędzy. Świadomość, że z wielu mniejszych i większych datków zbiera się pokaźna suma dla dzieciaków jest mobilizująca.
A potem przeczytałam, że mamy dzisiaj Blue Monday czyli "Niebieski Poniedziałek", Dzień Narzekania. Generalnie nie narzekam, ale poczułam się tak niewyraźnie. Za oknem szaro, w domu chłodno, strzyka mnie w kościach. Niedobrze, starzeję się, pomyślałam, i wróciłam do czytania o pochodzeniu Niebieskiego Poniedziałku.
W czasie lektury rozbolała mnie głowa i powoli czułam, że to jednak nie będzie dobry dzień. Bo skoro tym razem wprawdzie nie amerykański a brytyjski naukowiec ogłosił, że powinnam się poczuć depresyjnie, to nie ma rady, naukowcy wiedzą swoje.
To Cliff Arnall, psycholog brytyjski, opracował wzór równania, z którego wynika, że trzeci poniedziałek roku, jest najbardziej depresyjnym dniem w ciągu całego roku. Popatrzcie, jeszcze się rok porządnie nie zaczął, a już takie coś! Cliff Arnall wziął pod uwagę takie czynniki jak: styczniowa pogoda, sytuacja finansowa, stan zaawansowania realizacji postanowień noworocznych. To dało mu Blue Monday.
I wyszło mu jak wyszło.
Ale z drugiej strony: wczoraj mieliśmy słoneczny dzień, wprawdzie zimny, ale w końcu mamy kalendarzową zimę. Było fajnie, bardzo mobilizująco, a to że czytałam okutana w koc było moim wyborem, kocham Petera Robinsona, to czytałam. Nie przehulałam wypłaty więc na razie na jedzenie mam, plany powoli realizuję, długoterminowych nie zrealizuję w dwa tygodnie, robię swoje. Analizowałam punkt po punkcie dochodząc do wniosku, że Blue Monday mnie po prostu nie dotyczy. I tego się będę trzymać. W kościach też jakby strzyka mniej, a w domu cieplej. Piec się włączył i kaloryfery grzeją. Jest dobrze :)
muszę Panią wyprowadzić z błędu: blue mondey to marketingowe oszustwo. psycholog dał się przekupić, a wzór nie ma sensu. poza tym wszystko się zgadza:)
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.pl/7,75400,21249579,blue-monday-dzis-najbardziej-depresyjny-poniedzialek-roku.html być może nie uda się Pani przeczytać, bo link otwiera się prenumeratorom
Czytałam, oczywiście :) Powyższy tekst traktuje o sprawie z przymrużeniem oka, ja się Dniami przeróżnymi nie przejmuję, ale są ludzie łatwo ulegający sugestii. A naukowiec zgarnął co mu się należało, nazwisko poszło w świat, o resztę niech się ludziska martwią. Pięknego dnia, tygodnia i całego roku życzę na przekór pogodzie - u nas trochę szaro - i wszelkim naukowym i pseudonaukowym badaniom :)
Usuńa więc to tak:) czytała Pani, ale zataiła wiadomość przed swoimi czytelnikami. no ładnie:) również życzę wszystkiego najpiękniejszego:)
OdpowiedzUsuńGdybym przeczytała przed napisaniem to napisałabym zapewne inaczej, ale czytałam dużo później, co w sumie nie miało dla mnie znaczenia. I tak najważniejsze jak my się ze sobą czujemy i co mamy w głowie :)
OdpowiedzUsuń