niedziela, 7 stycznia 2018

"Obczyzno moja" Eliza Piotrowska

Ojczyzna z obczyzny.


Ponad dwa lata temu pisałam o fascynujących przygodach cioci Jadzi Tutaj :)
Wiedząc, że autorka specjalizuje się w  pisaniu dla najmłodszych czytelników nie przypuszczałam, że kilka wieczorów spędzę z "Obczyzno moja" - książką skierowaną do dorosłego odbiorcy.
 Już sama okładka przyciąga uwagę - wnętrze soczystego, kojarzącego się z latem i beztroską owocu zostało naszpikowane pestkami - piktogramami obwiedzionymi paciorkami różańca. Wielce to wymowne w kontekście  treści. Niełatwej, momentami irytującej, gorzkiej, a jednak tak pełnej prawdy o toksycznym uzależnieniu i bezwarunkowej, pozwalającej na wiele, a często na zbyt wiele, miłości. Miłości do kraju, do tych łąk  i jezior malowanych pędzlem artysty, tatrzańskich szczytów za mgłą i pól obsianych zbożem. I tak jest rzeczywiście bo kraj mamy piękny, tylko czasem przykro patrzeć na sterty śmieci w lasach i zdewastowane przez pseudoturystów góry. Ale generalnie od najmłodszych lat jest nam wpajana miłość do ojczyzny, miłość wielka i okraszona balastem historycznych klęsk. 
Tak jakby smutek i żal za minionym był lepszy i ważniejszy niż radość z życia i momenty beztroski. A jak już bohaterka o wiele mówiącym imieniu Lotta pozwoli sobie na odrobinę radości to zaraz wyrzuty sumienia, poczucie winy... i tak w kółko. 
Dobrze, że z przerwami. 
Lotta uzależniona nie tylko od Polski, ale także od Wertera, tak naprawdę według mnie obrzydliwego egoisty i manipulatora, w końcu podejmuje prawidłową decyzję i wyjeżdża. Szczęście, że do Włoch, a nie na przykład do któregoś z krajów północnych, gdzie ciemno, depresyjnie i jedyne czego nie ma to toksycznej miłości ojczyzny do swoich mieszkańców. 
Wyjeżdża i zabiera ze sobą walizkę, bagaż swoich dotychczasowych doświadczeń, tęsknot i wżartego jak kornik w drewno poczucia winy.
W Rzymie Lotta spotyka Rzymianina i to jest ta jasna strona opowieści o życiu. Fragmenty  skrzą się humorem, niebo z burzowego błękitnieje, a ciepłe morze swoim szumem przynosi ukojenie.
 Dzięki niemu i jego podejściu do życia tak Lotta jak i czytelnik mają szansę na nowy początek. Lotta, nadal nękana wspomnieniami, ale już znajdująca czas na pisanie, naukę i zwykłą codzienność powoli podnosi głowę, rozgląda się, prostuje ramiona.
 Etap włoski to etap pośredni, myślę, że wyjazd z Polski do Brazylii bez włoskiej pauzy byłby dla Lotty szokiem. Dopiero Brazylia i rozmowy z mieszkańcami ulicy przy której znajduje się dom Lotty i Rzymianina pozwalają Lotcie cieszyć się codziennością. 
Cieszmy się razem z nią wędrując uliczkami brazylijskiego miasteczka, które wbrew pozorom nie jest takie małe i takie na krańcu świata. A jak już się ośmielimy i nasz krok stanie się pewny to może nawet sięgniemy po kostium różowej pantery i zatańczymy własną sambę. 
"Obczyzno moja" to moje osobiste, bardzo pozytywne zaskoczenie, książka do której jeszcze wrócę by odkrywać jej kolejne warstwy i cieszyć się ciepłem południa. 
Polecam, czytajcie bo warto. 

Eliza Piotrowska "Obczyzno moja"
Projekt okładki Kuba Sowiński
Wydawnictwo Media Rodzina
Rok wydania 2017
Stron 400

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Media Rodzina

4 komentarze:

  1. Pani Iwono, ogromnie dziękuje za tak ciepłą recenzję! Eliza Piotrowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była naprawdę przyjemność i tak jak napisałam, na pewno jeszcze do książki wrócę. Pozdrawiam serdecznie Pani Elizo i życzę wielu nie tylko literackich sukcesów.

      Usuń
    2. Pani Iwono, zapraszam na blog, poswiecony Obczyznie: http://obczyznomoja.pl/
      Chce tam wrzucac rowniez rozdzialy, ktore wypadly z ksiazki i ktorych czytelnik nie zna. Pozdrawiam bardzo serdecznie!

      Usuń
    3. Dziękuję :) na pewno będę zaglądać. Serdeczności :)

      Usuń