Wiedząc, że autorka specjalizuje się w pisaniu dla najmłodszych czytelników nie przypuszczałam, że kilka wieczorów spędzę z "Obczyzno moja" - książką skierowaną do dorosłego odbiorcy.
Już sama okładka przyciąga uwagę - wnętrze soczystego, kojarzącego się z latem i beztroską owocu zostało naszpikowane pestkami - piktogramami obwiedzionymi paciorkami różańca. Wielce to wymowne w kontekście treści. Niełatwej, momentami irytującej, gorzkiej, a jednak tak pełnej prawdy o toksycznym uzależnieniu i bezwarunkowej, pozwalającej na wiele, a często na zbyt wiele, miłości. Miłości do kraju, do tych łąk i jezior malowanych pędzlem artysty, tatrzańskich szczytów za mgłą i pól obsianych zbożem. I tak jest rzeczywiście bo kraj mamy piękny, tylko czasem przykro patrzeć na sterty śmieci w lasach i zdewastowane przez pseudoturystów góry. Ale generalnie od najmłodszych lat jest nam wpajana miłość do ojczyzny, miłość wielka i okraszona balastem historycznych klęsk.
Tak jakby smutek i żal za minionym był lepszy i ważniejszy niż radość z życia i momenty beztroski. A jak już bohaterka o wiele mówiącym imieniu Lotta pozwoli sobie na odrobinę radości to zaraz wyrzuty sumienia, poczucie winy... i tak w kółko.
Dobrze, że z przerwami.
Lotta uzależniona nie tylko od Polski, ale także od Wertera, tak naprawdę według mnie obrzydliwego egoisty i manipulatora, w końcu podejmuje prawidłową decyzję i wyjeżdża. Szczęście, że do Włoch, a nie na przykład do któregoś z krajów północnych, gdzie ciemno, depresyjnie i jedyne czego nie ma to toksycznej miłości ojczyzny do swoich mieszkańców.
Wyjeżdża i zabiera ze sobą walizkę, bagaż swoich dotychczasowych doświadczeń, tęsknot i wżartego jak kornik w drewno poczucia winy.
W Rzymie Lotta spotyka Rzymianina i to jest ta jasna strona opowieści o życiu. Fragmenty skrzą się humorem, niebo z burzowego błękitnieje, a ciepłe morze swoim szumem przynosi ukojenie.
Dzięki niemu i jego podejściu do życia tak Lotta jak i czytelnik mają szansę na nowy początek. Lotta, nadal nękana wspomnieniami, ale już znajdująca czas na pisanie, naukę i zwykłą codzienność powoli podnosi głowę, rozgląda się, prostuje ramiona.
Etap włoski to etap pośredni, myślę, że wyjazd z Polski do Brazylii bez włoskiej pauzy byłby dla Lotty szokiem. Dopiero Brazylia i rozmowy z mieszkańcami ulicy przy której znajduje się dom Lotty i Rzymianina pozwalają Lotcie cieszyć się codziennością.
Cieszmy się razem z nią wędrując uliczkami brazylijskiego miasteczka, które wbrew pozorom nie jest takie małe i takie na krańcu świata. A jak już się ośmielimy i nasz krok stanie się pewny to może nawet sięgniemy po kostium różowej pantery i zatańczymy własną sambę.
"Obczyzno moja" to moje osobiste, bardzo pozytywne zaskoczenie, książka do której jeszcze wrócę by odkrywać jej kolejne warstwy i cieszyć się ciepłem południa.
Polecam, czytajcie bo warto.
Eliza Piotrowska "Obczyzno moja"
Projekt okładki Kuba Sowiński
Projekt okładki Kuba Sowiński
Wydawnictwo Media Rodzina
Rok wydania 2017
Stron 400
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Media Rodzina
Pani Iwono, ogromnie dziękuje za tak ciepłą recenzję! Eliza Piotrowska
OdpowiedzUsuńTo była naprawdę przyjemność i tak jak napisałam, na pewno jeszcze do książki wrócę. Pozdrawiam serdecznie Pani Elizo i życzę wielu nie tylko literackich sukcesów.
UsuńPani Iwono, zapraszam na blog, poswiecony Obczyznie: http://obczyznomoja.pl/
UsuńChce tam wrzucac rowniez rozdzialy, ktore wypadly z ksiazki i ktorych czytelnik nie zna. Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Dziękuję :) na pewno będę zaglądać. Serdeczności :)
Usuń